It's not a problem

419 54 5
                                    

      Szedłem szkolnym korytarzem, starając się zwracać uwagę na każdą miniętą osobę. Nie chciałem na nikogo wpaść, żeby później nie mieć problemów. Ci ludzie próbowaliby mnie zmieszać z błotem zupełnie za nic. Mogło chodzić tylko o to, że na nich wpadnę na korytarzu. Nie mieli do mnie szacunku. A wszystko zaczęło się, gdy dowiedzieli się o tym, że jestem gejem. Jak to się stało? Mój "najlepszy przyjaciel" się wygadał. Człowiek, o którym myślałem, że mogę mu zaufać i powiedzieć wszystko, zdradził mnie i zostawił. Wiecie jak musiałem się wtedy czuć? Nie? Gdybym wtedy nie był w takiej sytuacji, to pewnie też bym nie wiedział. Chociaż i tak sam się sobie dziwiłem, że nie miałem po tym myśli samobójczych. Jedynie wpadłem w depresję, z której wyszedłem dzięki pomocy psychologa. Ten obcy dla mnie człowiek naprawdę bardzo mi pomógł w tamtym okresie. Stwierdził, że lepiej nie zmieniać szkoły, bo w nowym otoczeniu mógłbym czuć się o wiele gorzej. Ale... czemu ludzie są aż tak bardzo nietolerancyjni i obojętni na ludzkie uczucia? Przejmują się tylko własną dupą. Oraz osobami na których im zależy... nie, czekaj, im nie zależy na nikim oprócz siebie. Przecież to, że jestem gejem, chyba nie przekreśla mnie jako człowieka. Nie, to na pewno nie przekreśla mnie jako człowieka. Jestem przecież tacy jak inni. To znaczy nie jestem zapatrzonym w siebie tępym idiotą, ale jestem człowiekiem, tak?
      Nagle poczułem uderzenie w ramię, przez które cofnąłem się o kilka kroków. Aishh... znów się zamyśliłem. Przed sobą ujrzałem plecy, w których miejscu po kilku sekundach pojawiła się twarz. I to nie byle jaka twarz. Pełne usta i oczy, w które mógłbym się patrzeć godzinami, jednak tego dnia widziałem je po raz pierwszy.
- Przepraszam, nic ci nie jest? – usłyszałem zatroskany głos chłopaka.
- Nnie... - wydukałem, nadal patrząc w jego czekoladowe oczy.
- Do, spływaj już i nie zajmuj nam czasu – odezwał się do mnie kapitan szkolnej drużyny koszykówki – sam Park Chanyeol. W innych okolicznościach poczułbym się jak w siódmym niebie, że ktoś taki się do mnie odezwał. Park był przystojny, nawet bardzo, ale był jednocześnie dupkiem. W tamtym czasie nie miałem jednak nawet najmniejszego powodu by cieszyć się z uwagi olbrzyma skierowanej do mnie.
- Tak, już idę. Przepraszam. – powiedziałem i odszedłem.
- Jongin, nie zwracaj na niego uwagi, nie ma sensu – usłyszałem jeszcze jak Park zwraca się do nowego.
      W tamtym momencie nie przyswoiłem jednak pierwszej części zdania, a swoją uwagę skupiłem na czymś innym. A więc miał na imię Jongin. Nie powiem – był bardzo przystojny, jednak wiedziałem, że nie mogę robić sobie nadziei, bo taki ktoś jak on na pewno nie jest gejem i ma dziewczynę. A nawet jeśli jej nie ma, to na pewno ma dużo powodzenie u kobiet. Poza tym Chanyeol na pewno już go przede mną uprzedził.
      Popchnąłem drzwi wejściowe i skierowałem się wprost do bramy. Chciałem jak najszybciej znaleźć się w domu, aby móc przemyśleć to co stało się w szkole. Może nie zupełnie to wydarzenie... bardziej chciałem pomyśleć o Jonginie. Szedłem chodnikiem, a wiatr mocno wiał. Owinąłem szalik wokół szyi i szybszym krokiem zmierzałem przez zatłoczone seulskie ulice. Mimo że było dosyć zimno, wszyscy ludzie w mieście zdawali się być niezwykle zajęci samym chodzeniem po ulicy. Gdy wreszcie dotarłem do domu, zdjąłem buty i skierowałem się w stronę swojego pokoju, jednak zanim zdążyłem otworzyć drzwi, usłyszałem głos mamy.
- Kyungsoo, pozwól na chwilę!
Skierowałem się w stronę źródła głosu.
- Tak? – powiedziałem od niechcenia.
- Dzisiaj przyjdzie do nas na kolację moja przyjaciółka. Niedawno przeprowadziła się do Seulu i bardzo chciałam się z nią spotkać.
- Dobra.
- A... i jest jeszcze coś – powiedziała, jednak nieco cichszym tonem.
- Tak?
- Przyjdzie z nią jej syn - wydałem z siebie odgłos niezadowolenia. – Oh, daj spokój. Jest w twoim wieku, chyba nawet chodzi z tobą do szkoły. Musisz być dla niego miły. Na pewno go polubisz... No, a teraz idź się przebrać, za pół godziny powinni się zjawić.
      Skierowałem się w stronę swojego pokoju. Wziąłem świeże ubrania i poszedłem wziąć prysznic. Gdy już byłem gotowy, usłyszałem dzwonek do drzwi. Poszedłem je otworzyć. Za nimi zobaczyłem szeroko uśmiechającą się kobietę oraz osobę, której w życiu nie spodziewałbym się tam ujrzeć. Jongin obdarzył mnie przelotnym spojrzeniem i uśmiechnął się dziwnie. Nie zwracając na to większej uwagi, zaprosiłem ich do środka. Usiedliśmy przy stole. Podczas kolacji nie wiele się odzywałem, jednak cały czas czułem na sobie wzrok chłopaka.
- Kyu, zaprowadź Kaia do swojego pokoju. My chciałybyśmy chwilę porozmawiać.
      Kontakt z tym człowiekiem był wręcz nieunikniony. Chociaż przez cały wieczór starałem się go unikać, to teraz musiałem się z nim zmierzyć twarzą w twarz. Nie zerkając na niego, ruszyłem w stronę pokoju. Usiadłem na łóżku i usłyszałem jak chłopak zamyka drzwi.
- Co jest? – odparł, a ja ze zdziwieniem wymalowanym na twarzy wreszcie odważyłem się na niego spojrzeć.
- O co ci chodzi? – powiedziałem.
- Unikasz mojego wzroku, nie odzywasz się... zrobiłem coś nie tak? – chłopak przygryzł wargi.
- Nie! – prawie krzyknąłem. Nie chciałem, aby taka osoba jak Jongin myślała, że zrobiła coś źle, kiedy wcale tak nie było. – Ja po prostu... czy Park mówił ci coś na mój temat?
- No wiesz... wspominał coś, że nie warto się z tobą zadawać i coś że jesteś innej orientacji, ale ja...
- Więc sam widzisz... Nie powinieneś się ze mną zadawać. Inni pomyślą...
- Aż tak bardzo przejmujesz się opinią innych? – usłyszałem jego głos.
- Ja... - nie wiedziałem co powiedzieć. Wtedy palnąłem chyba najgorsze co mogłem powiedzieć. – Przestań. Kim ty w ogóle jesteś, żeby pytać o moje życie osobiste i poglądy? My się nawet nie znamy!
- Ah... więc o to chodzi.
      Wstał i skierował się w stronę drzwi. Nie wiedziałem co robił, więc tylko mu się przyglądałem z otwartymi ustami. Wyszedł i zamknął za sobą drzwi. Już miałem wstawać i za nim iść, ale usłyszałem pukanie.
- Proszę...? – mruknąłem. Drzwi otworzyły się, a za nimi ujrzałem nikogo innego jak Kaia.
- Cześć Do Kyungsoo. Jestem Kim Jongin i też jestem gejem.
      Teraz szczęka dosłownie mi opadła. Co ten gościu wyprawia? Najpierw na mnie wpada, potem zalewa pytaniami, a przecież nawet się nie znamy, a teraz wyznaje mi, że jest gejem. Co z nim nie tak? Tępo wpatrywałem się w jego oczy.
- Hyung! Wszystko okej? – usłyszałem.
- Tak... po prostu mnie zaskoczyłeś tym nagłym wyznaniem.
      Później gadaliśmy jeszcze długo i lepiej się poznaliśmy. Dowiedziałem się o nim wielu rzeczy. Kai nawet poprosił mnie, abym się z nim spotkał! Znaczy... to miało być normalne spotkanie, jak kumpel z kumplem, nic więcej! Gdy chłopak już poszedł, położyłem się i zacząłem myśleć. Chociaż wyznał mi, że jest gejem, to i tak nie mam u niego szans. Kai jest... jest wprost idealny, a ja... jestem chodzącą pokraką. Z tą myślą zasnąłem.

***

      W ciągu następnych kilku dni spotkałem się z nim jeszcze kilka razy. Tego dnia umówiliśmy się po szkole w parku. Czekałem na tego idiotę już dobre piętnaście minut.
- Hyung! – usłyszałem, po czym ujrzałem biegnącego w moją stronę Jongina. – Przepraszam, że kazałem ci czekać.
- Nic się nie stało, nie przesadzaj.
- Wiesz, szukałem cię w szkole, ale nigdzie nie mogłem cię znaleźć! – może dlatego, że cię unikam, Jonginie. Nie chcę niszczyć ci reputacji. – Chciałem ci coś powiedzieć.
Widziałem, że był bardzo podekscytowany. Wręcz emanował radością. Jego oczy się zaświeciły.
- Możesz mi powiedzieć teraz – odparłem.
- Więc uwaga... Dostałem się do szkolnej drużyny koszykówki! Park powiedział, że jestem dobry i że jeszcze w tym tygodniu zagram swój pierwszy mecz! Przyjdziesz mi kibicować, prawda?
      Kai spojrzał na mnie swoimi czekoladowymi oczami, w których zawsze się zatapiałem i uśmiechnął się w ten swój oszałamiający sposób, przygryzając przy tym wargę. Chociaż nie miałem ochoty, żeby się tam zjawiać, to jak tu takiemu odmówić.
- Jasne Jonginie – uśmiechnąłem się lekko do niego.
      Chłopak, gdy tylko to usłyszał, rzucił się na mnie i mocno mnie przytulił. Często dziwiłem się gdzie on trzyma te pokłady nigdy nie kończącej się energii.
- Ej, bo mnie udusisz! – zaśmiałem się, a ten oderwał się ode mnie i rzucił mi przepraszające spojrzenie.
      Kai, choć z pozoru wydawał się być opanowany, to naprawdę był wybuchowy i zachowywał się jak dziecko. Skąd to wiem? Zdążyłem go poznać przez te kilka tygodni. Można powiedzieć, że się przyjaźniliśmy. Ja jednak dalej liczyłem na coś więcej.

***

      Tego dnia wypadał dzień meczu Kaia. Nie chciałem tam iść, ale obiecałem mu, że przyjdę. Że też ja nie umiem mu odmówić! Usiadłem w jednym z ostatnich rzędów na trybunach.
     Zawodnicy weszli na boisko. Jongin, gdy mnie zobaczył, promiennie się uśmiechnął. Ale on zawsze się tak uśmiecha, prawda? Przynajmniej w mojej obecności tak. Chłopak zdobył dużo punktów dla swojej drużyny. Dziewczyny, które stały w pierwszym rzędzie, mocno go dopingowały. Pewnie im się podobał. Nie wiedziały jednak, że on nawet na nie nie spojrzy.
      Mecz skończył się wygraną drużyny naszej szkoły. Chciałem pogratulować Kaiowi dobrej gry, a później chciałem pójść do domu. Jongin zapewne pójdzie oblewać z drużyną swoje pierwsze zwycięstwo. Opierałem się o futrynę drzwi, gdy usłyszałem głos. Jego głos.
- Kyu! Widziałeś jak dobrze mi poszło?
- Tak Kai – szczerze się do niego uśmiechnąłem. – Gratuluję.
      Przytuliłem chłopaka, po czym odwróciłem się w celu opuszczenia budynku, ale coś mi to uniemożliwiło. Spojrzałem na dłoń chłopaka owiniętą szczelnie wokół mojego nadgarstka, po czym przeniosłem swój wzrok wprost na jego oczy.
- Hyung, a ty gdzie?
- Do domu. Wiem, że pewnie będziesz chciał oblewać zwycięstwo z drużyną, więc nie będę ci przeszkadzał.
- Czyli jednak nic nie wiesz. Dzisiejsze zwycięstwo chcę świętować z tylko jedną osobą.
- To ja nie będę wam przeszkadzał.
- Oh Kyungsoo! Pomyśl czasem! – wykrzyknął z irytacją, po czym mocno wpił się w moje usta. Jęknąłem pod wpływem chwili, ponieważ zupełnie nie byłem przygotowany na to, że on to zrobi. Zupełnie nie byłem przygotowany na to, że Kim Jongin mnie pocałuje! Nie, że tego nie chciałem. Chciałem i to bardzo, ale nie spodziewałem się tego po nim.
      Korzystając z chwili nieuwagi, język Jongina wsunął się pomiędzy moje wargi. Oddałem się chwili. Pocałunek wydawał się trwać całą wieczność, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wręcz przeciwnie – wciąż było mi mało. I nie przeszkadzało mi nawet to, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym.
Gdy już się od siebie oderwaliśmy, wtuliłem się w pierś młodszego.
- Kai?
- Tak hyung?
- Obiecaj mi coś.
- Co tylko zechcesz.
- Teraz nie możesz mnie zostawić. Nie bądź jak inni.
- Nie będę – odpowiedział i mocniej przytulił mnie do swojej piersi.

It's not a problemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz