- Joga? - zapytałam otępiała Raven, która śmiała się jak głupia.
- Yhym. - odparła entuzjastycznie.
Przez tą dziewczynę wiele razy mogłam zwariować. Na szczęście jeszcze nie w tej chwili dane mi było się załamać psychicznie, dlatego starałam się podtrzymywać tę jakże interesującą konwersację.
- Skąd ci to przyszło do głowy? - nic innego nie wymyśliłam.
- No wiesz... - i tu zrozumiałam, że popełniłam duży błąd zadając jej to pytanie. Zapowiadał się monolog. - Ostatnio przeczytałam kilka dość długich artykułów na temat tańca. Wszędzie była wzmianka o zdrowym odżywianiu, dobrej kondycji, sprzyjającym samopoczuciu i ćwiczeniach na równowagę. Chyba zdajesz sobie sprawę, że twoja kuleje? - pokiwałam głową. - Więc jako twoja najlepsza przyjaciółka znalazłam wyjście i z tego bagna i wpadłam na jogę! Ona pomogłaby ci na zajęciach Noela, dużo łatwiej byłoby ci trenować. Co ty na to? - powiedziała w końcu.
Wypuściłam wstrzymywane powietrze. Ona mnie po prostu rozwalała.
- W sumie, czemu nie?
- Ale super! Super! Super! - ucieszyła się Rav. - Chodź już. Will czeka na nas w Starbucksie.
Dziewczyna chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę kawiarni.
W trakcie drogi miałam dużo czasu dla siebie i swoich myśli.
Dwa dni temu James mnie pocałował. Udało mi się o tym nie myśleć przez jeden, ale badawczy wzrok Raven zniszczył wszystkie moje starania. Jeżeli miałam być ze sobą szczera to... Tak. Ten pocałunek był wyjątkowy, romantyczny i słodki. Taki jaki powinien być nasz pierwszy. Byłam szczęśliwa i przez większość czasu o tym właśnie myślałam.
- Teraz będzie między nami dziwnie? - zapytał James rozluźniając uścisk naszych dłoni.
- A powinno?
- Nie. - odparł zdecydowanie.
Potem popatrzył mi w oczy i uśmiechnął się.
- Hej. - powiedział i złapał moja brodę. - Naprawdę cię lubię.
- Ja ciebie też. - przyznałam.
Po tych słowach James przytulił mnie mocno na pożegnanie, oddałam mu jego kurtkę i rozeszliśmy się do domów. Cały wieczór leżałam i patrzyłam w sufit jak jakaś głupia nastolatka. Ale co mogłam zrobić? Ten chłopak na prawdę mi się podobał, a ja podobałam się jemu.
- Lucy! - głos wkurzonej Rav przywrócił mnie do rzeczywistości.
- Przepraszam. - bąknęłam. - Możesz powtórzyć?
- Nie. - odparła zdecydowanie i przekroczyła próg Starbucksa.
Podeszłyśmy do lady i złożyłyśmy zamówienie. Will zdążył nas zauważyć i gestem zaprosić, abyśmy usiadły obok niego, przy oknie.
- Foch? - spytał kiedy zobaczył minę Raven.
- Yhym. - mruknęłam.
- Mów. - zaczął i dał nam ogromne pole manewru, które wykorzystała moja przyjaciółka.
- Właśnie mówiłam jej o tym, że Brad zaprosił mnie na bal zimowy, a ta małpa wolała myśleć o sobie! - zaczęła Rav, a ja wiedziałam, że mówiła prawdę.
- No, nie ładnie. - skomentował Will i przeniósł wzrok na mnie. - Co masz na swoją obronę?
- Pocałowałam Jamesa. - rzuciłam, a im opadła szczęka.
Dałam im chwilę, bo wiedziałam, że ta informacja była dla nich wielkim szokiem, jako, że zarzekałam się trzymać z dala od płci przeciwnej.
- Że..że co zrobiłaś? - zaczęła moja przyjaciółka z rozszerzonymi oczami wpatrując się we mnie jak w nadnaturalny okaz z innej planety.
- Pocałowałam Jamesa. - powtórzyłam.
Will zaczął powoli się uśmiechać.
- Moja mała Lucy dorasta! - krzyknął i wyrzucił ręce w górę. - Opowiadaj. - zarządził.
Nie mogłam być, aż tak wielką małpą i streścić im tej opowieści. Oboje naciskali równie mocno i udało im się wyciągnąć wszystkie szczegóły. Kiedy skończyłam nastała długa cisza, którą przewał cichy szloch Willa.
- Kochana! Nareszcie! - i sięgnął po chusteczkę.
- Przepraszam cię mała. - Raven nie wytrzymała. - Rozumiem, że to było dla ciebie ważne. Ale. Następnym razem ci nie popuszczę. Rozmawiasz ze mną po ludzku, a nie idziesz koło mnie, a ja mówię do siebie! - zagroziła.
- Dobrze. - przytaknęłam i skończyłam resztkę zimnej już kawy.
***
- Trzynaście razy czterdzieści pięć równa się.. - przerwałam obliczenia. - ..beznadzieja do kwadratu.
Od ponad godziny ślęczałam nad paskudnym zadaniem domowym z matematyki, które dostałam w prezencie od nauczycielki za nie nauczenie się dość nędznej regułki, nawet nie pamiętałam o czym. Kończyłam właśnie chyba setny przykład, gdy moje starania przerwał głośny dźwięk przychodzącej wiadomości.
Szczerze. Mocno się zdziwiłam, bo Raven i Will woleli do mnie dzwonić, a więcej znajomych nie miało mojego numeru. Odsunęłam krzesło od biurka i podeszłam do ładującego się przy szafce nocnej telefonu.
James?
Jesteś zajęta? - brzmiała wiadomość, którą zdążyłam przeczytać milion razy.
Już nie - odpisałam i wyczekiwałam na odzew.
Będę za 2 minuty
Co? Jak to? Gdzie będziesz? Nie wiedziałam co z sobą zrobić, więc szybko przeczesałam włosy, poprawiłam lekki już makijaż i czekałam. Ale na co?
Odpowiedź dostałam po chwili, gdy usłyszałam pukanie w okno. Podeszłam do niego i otworzyłam drzwi na balkon.
- Scena rodem z Romea i Julii, co? - powiedział James zbliżając się do mnie.
- Na to wygląda. A więc co cię tu sprowadza Romeo? - spytałam dramatycznie.
- Przyszedłem, bo tęskniłem za iście zacną damą. - odparł chłopak teatralnie błądząc wzrokiem gdzieś w oddali.
Wybuchliśmy śmiechem. Zacną? On na prawdę był inny. No bo kto w tych czasach włamuje się na balkony swojej ukochanej? Zaczął się do mnie zbliżać, aż w końcu złączył nasze usta w namiętnym pocałunku. Wsunęłam swoje palne w jego włosy, a on oparł swoje o moje biodra. Kiedy w końcu się od siebie odsunęliśmy, by nabrać powietrza na nasze twarze wystąpił szczery uśmiech.
- Czyli rozumiem, że jesteśmy razem? - zapytał zachrypniętym głosem.
- A jak ci się wydaje? - odpowiedziałam pytaniem na pytanie.
- Zdecydowanie tak. - i przylgnął do moich warg przyciągając mnie do siebie.
---------------------------------------
Wooooł!
To już 10 rozdział!
Przepraszam, że tak długo nic nie dodawałam.. :D Ale...
Tak sobie myślę, czy może to nie staje się nudne?
Tak, czy inaczej
Kocham was!
~Anet.