Moja wyobraźnia kontra rzeczywistość

51 5 0
                                    

Uciekałem tak szybko jak tylko umiałem. Słyszałem oddech Emre'go za mną. Chłopak nigdy nie był dobry w sporcie, więc ten bieg należał chyba do jego największych rekordów, ale nie mógł jeszcze przestać. Musieliśmy dotrzeć do domu w jednym kawałku.

Wokół widziałem ludzi, którzy krzyczeli i uciekali w różnych kierunkach. Nikt nie wiedział, co się dzieje, ale przynajmniej teraz ci, którzy nie wierzyli, nareszcie uwierzą.

Co chwila widziałem fioletowe błyskawice, spadające na ziemię. Niszczyły wszystko, a czasem też rozsypywały brokat. To nie było normalne. Myślałem, że kosmici są groźni i zawsze kojarzył mi się z nimi kolor zielony, a nie fioletowy. I na dodatek ten brokat. Na pewno nie tak sobie wyobrażałem te mordercze istoty nieznane ludzkości.

- Jesteś tam? - krzyknąłem w tył. Czekałem na jakąkolwiek reakcję ze strony Emre'go. Przez kilka sekund nie słyszałem nic, ale odetchnąłem z ulgą, kiedy mój przyjaciel wreszcie się odezwał.

- Wiesz co? Chyba wolę zostać przez nich zniszczony i zamieniony w brokat niż biec dalej. - rzekł. Zaśmiałem się. Nawet w sytuacji zagrożenia życia mój przyjaciel nie tracił poczucia humoru. Już wiecie, dlaczego tak bardzo go lubię.

- Może ty chcesz zginąć, ale ja nie mogę cię stracić. - odparłem. - Biegnij. Już blisko.

Starałem się go pocieszyć, ale chyba nie wyszło tak, jak chciałem. Emre oddychał coraz trudniej, co mogłem usłyszeć. Biegłem trochę przed nim, ale tylko dlatego, że miałem od niego lepszą kondycję fizyczną.

Po kilku minutach, które wydawały się trwać wieczność, wreszcie wpadliśmy do domu Emre'go. Zamknąłem drzwi na trzy spusty, a mojemu przyjacielowi poleciłem zasłonić dokładnie wszystkie okna. Chciałem iść z nim do piwnicy, aby tam bezpiecznie przeczekać atak kosmitów, ale zapomniałem, że Emre nie ma piwnicy. Nie pozostało nam nic innego jak usiąść na podłodze w salonie i czekać na koniec apokalipsy, który albo nas pochłonie, albo zlituje się nad nami i utrzyma nas przy życiu.

Siedziałem na podłodze w salonie Emre'go i na niego czekałem. Chłopak poszedł do kuchni, bo twierdził, że musi coś załatwić. Czy on naprawdę ma coś do załatwienia, kiedy życie ludzkości jest pod znakiem zapytania i możemy w każdej chwili umrzeć? Przecież to jest Emre, fakt. Zapomniałem, że on ma inne podejście do życia niż wszyscy.

Po kilku minutach ujrzałem przyjaciela, który w ręku trzymał miskę z popcornem.

- Ty tak na poważnie? - spytałem, na co ten się zaśmiał. Nie wytrzymałem i również zacząłem się śmiać. Jeśli popcorn miał być tą rzeczą, którą miał załatwić Emre, to faktycznie apokalipsa musi poczekać.

- Jedni kupują popcorn do kina, a niektórzy robią go sami na specjalne okazje. - rzekł, siadając przy mnie.

- Jeśli specjalną okazją nazywasz atak kosmitów, w którym możemy umrzeć, to wszystko jasne.

- Cieszę się, że umrę z tobą, Olly. - powiedział, w jednej chwili stając się całkowicie poważny. - Byłeś moim najlepszym przyjacielem i nigdy ciebie nie zapomnę. Może trafimy nawet do tego samego sektora w niebie? - spytał, śmiejąc się.

- Myślisz, że tam mają sektory? - odpowiedziałem pytaniem. Wypowiedź Emre'go mnie wzruszyła. Nie chciałem umierać, ale jeśli już miałem umrzeć, to Emre był tą osobą, przy której chciałem odejść z tego świata.

- Na pewno! Jak ty to sobie wyobrażasz? Wszyscy w jednym sektorze? Zrobiłoby się zbyt tłoczno. - zaśmiał się.

- Myślisz, że nasze mamy sobie poradzą? - spytałem bruneta. Bałem się o swoją mamę. Wiedziałem, że mogła być teraz dosłownie wszędzie. Miałem nadzieję, że żyje i ją jeszcze kiedyś zobaczę. Nie chciałem jej tracić. Ktoś mógłby się mnie zapytać, dlaczego siedzę bezczynnie w domu mojego najlepszego przyjaciela i jem popcorn, zamiast ratować ludzkość. Odpowiem tak, zrobiłem, co mogłem. Udzieliłem wywiadu. Poinformowałem innych o zagrożeniu. Nie jestem Supermanem. Nie mam nadprzyrodzonych zdolności i nie uratuję wszystkich. Istnieją siły silniejsze niż człowiek. Nawet technika, którą stworzył sam człowiek, jest teraz nie do pohamowania i wszystko jest możliwe.

Chciałem coś zrobić. Chciałem, ale nie mogłem wyjść i wystawić się na pewną śmierć. W tej chwili nie wiedziałem, co dzieje się na zewnątrz. Nie wiedziałem, czy ludzie jeszcze żyją czy już wszyscy umarli. Nie wiedziałem, czy obcy opanowali naszą planetę i planują z niej zrobić coś w rodzaju miejsca wakacyjnego dla kosmitów. Wakacje na Ziemi już od pięciu tysięcy kosmodolarów! Już to widzę. P.S. Kosmodolary nie istnieją. Jeszcze.

- Poradzą sobie. Nie możemy myśleć inaczej. Poradzą sobie. - zapewniał mnie Emre. W jego oczach widziałem strach. Nie mogło być przecież inaczej. Żaden z nas nie chciał stracić swojego życia i mamy. Kto wie, jaki czeka nas los? Już niedługo się przekonamy. Mam tylko nadzieję, że nie umrę zamieniając się w fioletową kupkę brokatu.

Unnatural Creature ➳ Olly Alexander  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz