*Selly*
Stałam pod wrotami największej i majestatycznej twierdzy jakiej na ziemi w życiu nie znajdziecie. Tępo patrzyłam w bardzo wysokie, pięknie wyrzeźbione drewniane drzwi. Wahałam się czy wejść, ale przecież sami mogą po mnie przyjść, co nie? Wolałam jednak nie ryzykować ich wizytą więc weszłam.
Zamek można też nazwać ogromną świątynią. Panowała w niej głucha cisza. Rogi sali, w której byłam, zniknęły gdzieś w ciemność co daje efekt, że pomieszczenie nie ma końca.
Niepewnie poruszałam się do przodu. Byłam tu tylko raz i to bardzo dawno temu, więc nic nie pamiętam.
Po jakim czasie pojawiły się małe światełka niczym świetliki. Przemieszczały się same, jedne szybciej, drugie wolniej. Słyszałam ich szepty. Na mój temat. Musicie wiedzieć, że to nie są świetliki. To Duchy Dobrych Wróżek. Są częścią Rady. Często wysyłają je na misję na Ziemi. Przeważnie kryją się pod postacią owadów. Nim tu trafiłam nie miałam o tym pojęcia.
Czworo z nich zatrzymało się przed moją twarzą. Ich jasność lekko mnie oślepiła, lecz mogłam dostrzec ich krztałty: małych ludzików w białych szatach i kapturami na głowie.
- Zaprowadźcie mnie to Manwego.- poprosiłam.
Popatrzyli po sobie i skinęli głowami. Odwrócili się i polecieli na przód. Ruszyłam za nimi.
Duchy poprowadziły mnie na sam środek miejsca otoczonego wysokimi kolumnami. Nad podłogą kłębiła się biała mgła a z sufitu zwisały świece dając słabe światło. Chciałam o coś zapytać, lecz Duchy zniknęły.
Stałam gdzie stałam rozglądając się. Czułam lekki lęk. Dobre Wróżki może i są dobre, ale tylko zazwyczaj. Nie lubią obcych w swoim domu i potrafią być złośliwe. Skąd miałam mieć pewność, że nie sprowadziły mnie w pułapkę?
Już miałam się wycofać, kiedy z półmroku, pomiędzy kolumnami wynurzyły się wysokiego postacie. Ogółem sześć osób: Manwe wraz z żoną Vardą, Orome i Vana oraz Namo (zwany też Mandosem) z małżonką Vaire. Otoczyli mnie w okręgu. Przy nich czułam się strasznie mała (ledwo sięgałam im do pasa). Cisza jaka nastała też mnie niepokoiła.
- Manwe.- odezwałam się pierwsza kłaniając się przed najpotężniejszym z Valarów.- Ponoć zostałam wezwana.
- Jesteś dobrze poinformowana.- mruknął Mandos.
- Coś się stało? Coś zrobiłam?- dopytywałam się.
- Owszem zrobiłaś.- zgodził się ze mną Orome.
Moje oczy rozszerzyły się z przerażenia. Mój mózg gorączkowo zaczął szukać tego błędu, który popełniłam.
- Rozmawialiśmy wiele razy z Radą na twój temat.- powiedział Manwe.Język przywarł mi do podniebienia. Czekałam.
- Rozmawialiśmy przede wszystkim o twoim szlachetnym czynie oddania życia twoim bliskim.Nie wiem co poczułam na te słowa. Chyba jednocześnie ulgę jak i zaskoczenie oraz ciekawość.
- Ja...- nie wiedziałam co powiedzieć.- Ja musiałam Panie. Nie wybaczyłabym sobie.. gdybym tego nie zrobiła... za bardzo ich kocham...- dodałam cicho.Znów zapadła cisza.
- Przez te trzy lata wysyłaliśmy Duchy na dół by oceniały sytuację.- odezwała się Varda.- Oni bardzo cierpią Selly.
Spóściłam wzrok.
- Musiałam.- powtórzyłam.
- Podjęliśmy decyzję co do Ciebie, mimo, że Starsi tego pomysłu nie za bardzo popierali.- rzekł Mandos.
- Ja.. jaką decyzję?- zająkłam się.Varda uśmiechnęła się lekko.
- Ześlemy cię z powrotem na Ziemię.Myślałam, że upadnę. Byłam pewna, że się przesłyszałam.
- Słucham?- zapytałam.
- Wrócisz do życia.- powtórzył Mandos.
- To tak można?.. ja nie powinnam.
- Powinnaś i możesz.- Manwe dziwnie zmarszczył brwi.- Jesteś tak potrzebna...
- Co to znaczy?- zdziwiłam się.Varda westchnęła cicho.
- Twój ukochany jest w niebezpieczeństwie...Przęłknęłam głośno ślinę.
- Jak to? Jakie?- spytałam rozpaczliwie.
- Nie umiemy określić. Czujemy negatywną energię. Nie możemy jednak wysłać kogoś by ich ostrzec. To wbrew zasadom.Nie lubię zasad.
- To co teraz?
- Zanim odejdziesz, chcemy ci kogoś przedstawić.- rzekła małżonka Namo.- Leo!Z mgły wyszła jakaś postać. Była odemnie wyższa jedynie o pół głowy.
Był to człowiek, dokładnie mężczyzna. Miał długie, blond włosy a ubrany był w to Starsi: w białą szatę.
- Poznaj proszę Leo.
- Ee.. cześć.- powiedziałam niepewnie.
- Ty musisz być Selly.- uśmiechnął się przyjaźnie.
- Tak to ja.- powiedziałam szybko patrząc wyczekująco na bogów.
- Leo to Anioł Stróż i jedyny Duch Światłości jaki jeszcze istnieje.- wyjaśniła Varda.Z uniesionymi brwiami spojrzałam chłopaka.
- Leo będzie twoim opiekunem.
- Po co?- wybuchłam.
- Wiesz dobrze, że zabraliśmy ci magiczne moce.- odrzekł Namo na co kiwnęłam głową.- Nie możemy ci już ich oddać. Bynajmniej nie tych co ci zabraliśmy. Leo będzie cię chronił i o wszystkim nas informował.
- To konieczne?- westchnęłam.Ich miny mówiły same za siebie.
- Dobrze, niech będzie.- poddałam się.- Co mam zrobić by wrócić.
- Zupełnie nic. Gdy zaśniesz obudzisz się na dole. Możesz już odejść.Skłoniłam się i odeszłam.
- Odprowadzę cię do wyjścia.- zaproponował Leo ni stąd ni z owąd pojawił się obok mnie.
- Jak chcesz.- mruknęłam.
- Nie jesteś zadowolona z ochrony.- bardziej stwierdził niż zapytał.- Zawsze byłaś samodzielna. Nie lubiłaś gdy ktoś był twoją tarczą.
- Jesteś Duchem Światłości czy wróżbitą?- spytałam na co się zaśmiał.
- Wierz mi, nie będę chodził za tobą krok w krok. Będę przychodzić z pomocą i patrzył czy radzisz sobie bez czarów.
- Czemu wszyscy twierdzą, że nie dam?- zniecierpliwiłam się.
- Trudno się od czegoś odzwyczaić. Tu jest podobnie.Zaskakująco szybko znaleźliśmy się przy wrotach
- Leo?
- Hmm?
- Jak będę już na dole.. jak mam cię wezwać?
- Zawołaj po prostu moje imię. A przy będę.- znów się uśmiechnął.
Odwzajemniłam gest i bez słowa się oddaliłam.
Nie wiedziałam co o tym wszystkim myśleć. Cieszyłam się i to bardzo, że ich zobaczę... ale miałam jeden problem: zostawię rodziców.
CZYTASZ
I Will Not Leave You
FanficWszystko ucichło. Bitwa Pięciu Armii się zakończyła. Ci którzy przeżyli znów mogli zobaczyć swoich bliskich. Jednak nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Tysiące istot różnych ras już nigdy więcej nie ujrzeli kolejnych wschodów słońca. Wśród nich była S...