1.

1.5K 56 5
                                    

Szary dzień listopada. Siedzę na mojej ulubionej ławce niedaleko placu zabaw. Uwielbiam patrzeć na bawiące, cieszące się życiem dzieci, niewiedzące nic o podłości tego świata, które prędzej, czy później i tak je dosięgnie. Ciepły kubek kawy grzejący lodowate ręce (od kiedy pamiętam byłam zmarźluchem). Dlaczego kawa nie rozgrzewa serca? Niektórym by się to przydało, kawa... byłaby wyśmienitym lekarstwem na zlodowaciałe serce.

Mogłabym siedzieć w tym parku godzinami, ale trzeba wrócić do domu zrobić kolejny wpis do pamiętnika, i kolejny bezsensowny wiersz, którego i tak nikt nie przeczyta. Wstałam, kierując się w stronę ulicy Mickiewicza, gdzie znajdowała się moja mała rodzinna chatka. Ciemnobrązowe włosy tańczyły razem z wiatrem.. a ja nie mogłam. Słuchawki w uszach, gdzieś w oddali śmiechy ludzi, i moje korki tupiące o chodnik. Muzyka, słuchałam smutnej, tylko takiej słucham, jakby nie wystarczała mi moja depresja.

Depresja, moja druga ja od około pół roku. Co się w tedy stało? Dlaczego mam depresję? Kiedy pocięłam się pierwszy raz? Czy myślałam o samobójstwie? Takie pytania może zadawać mi każdy a i tak nie odpowiem.

Myślałam, zmieniłam piosenkę. Ktoś wpadł na mnie. Też przeglądał telefon, to znaczy przeglądałby gdyby mu i mi nie wypadł. Schylił się od razu po oba mówiąc przy tym ciągle: "Przepraszam, strasznie przepraszam, nie zauważyłem.." I w tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Odgarnęłam włosy szalejące po mojej twarzy. Uśmiechnął się, jego oczy, były tak samo zgaszone jak moje.. takie... smutne. Jednak oboje się uśmiechaliśmy, pomimo smutku w spojrzeniu. Bo tak po prostu łatwiej.

- Dlaczego się tak na mnie patrzysz? - Spytałam speszona i zwróciłam wzrok na czubki moich butów.

- Bo jesteś piękna. - Spojrzałam na niego, miał szeroki uśmiech. Nie, nie mów tak! Nie możesz tak mówić! Nie!

- Nie jestem.. - Pomyślałam: Boże, niech przestanie się na mnie gapić, niech już idzie, niech nic nie mówi. Świadomość, że już się zauroczyłam w chłopaku bądź, co bądź mega przystojnym dobiła mnie. Kłamie, zrobi mi nadzieję i zostawi!

- Ależ jesteś. - Musiał się odezwać?! Prawie zapomniałam, że przede mną stoi. - Koniecznie musimy poznać się bliżej. - Dokończył cały czas patrząc się na mnie wyszczerzony. Nie! Nie możemy się poznać bliżej! Nie. Poczułam dziwne uczucie w dole brzucha. Szlag! Za późno. Te szatyn obudził stado motyli w moim brzuchu.

- Nie chciałbyś mnie bliżej poznawać.
Wydukałam w końcu, patrząc na jego rysy twarzy. Był tak cholernie przystojny, że aż mnie to przerażało, ciemno brązowe oczy, potargane od wiatru włosy w tym samym kolorze postawione na żel. Nos, tak perfekcyjnie zbudowany i te usta w kolorze malin. Nieświadomie przygryzłam dolną wargę.

- Dlaczego? Biorę cała winę na siebie. Tu masz mój numer telefonu. - Ze wewnętrznej kieszonki kurtki wyciągną małą karteczkę na której zapisane było kilka cyfr. - Tak w ogóle to Lukas jestem. - Wyciągną do mnie rękę.

- Vanessa. Miło mi. - podałam mu dłoń i spojrzałam w jego oczy, ten odcień ciemnej czekolady cholernie mocno mnie pociąga.

- To jesteśmy w kontakcie? - Spytał dla pewności.

Pokiwałam głową, pożegnaliśmy się i poszłam do domu.
Przekroczyłam furtkę mojego podwórka. Wszędzie było tak pięknie i złoto, i wszystko umierało, żeby na wiosnę znów odżyć. Z domu wyszedł mój brat starszy o pięć lat. Przywitał mnie jak to zawsze on.. buziak w policzek i gigantyczny przytulas. W takim razie jakim prawem mogę mieć depresję, mając kochającego brata.

- Znowu siedziałaś na ławce przy placu zabaw. - Dziękowałam wszystkiemu co święte, że mam tak cudownego brata, który rozumie mnie bez słów.

- Zawsze tam siedzę. - Spróbowałam się uśmiechnąć, uśmiechałam się, tylko dzięki niemu.

- No tak.. zapomniałem. Dobra, ja już będę uciekał, jadę do Rose.

Pocałował mnie w czoło i pobiegł do samochodu. Czułam przy nim taki spokój, czułam się przy nim bezpieczna. Wiedział o wszystkim o czym nie mówiłam matce.

Otworzyłam jasne skrzypiące drzwi. Byłam w domu. Matka kręciła się po kuchni, nie przywitałam się z nią popędziłam po schodach wprost do mojego królestwa. Do pokoju samotności.
Rzuciłam torbę na łóżko, z płaszczem i wełnianym szalikiem uczyniłam to samo. Biurko. Zeszyt. Długopis. Cisza. Mój oszołomiony spotkaniem z Lukasem mózg potrzebował wiersza. Nie jakiegoś smutnego, przygnębiającego, szarego. Tylko wesołego, kolorowego, o miłości. Pisałam. Nie wiem jak, nie wiem kiedy zaczęłam - pisałam.

"Miłość, miłość. Dziwne to słowo. Miłość, tak trudna do utrzymania. Miłość. Miłość, czym jest miłość? Motylami w brzuchu? Zasypianiem obok siebie? Pisaniem codziennie sobie SMSów? Nie! Miłość jest każdym z nas miłość jest wszystkim."

Odłożyłam długopis. Odetchnęłam. Otworzyłam górna szufladę biurka po prawej stronie. Chciałam schować zeszyt z wierszami. Błyszczący przedmiot przyciągną moja uwagę. Ostrze od temperówki. Trafiło w moje ręce, przeplatało się pomiędzy moimi palcami. Błyszczało. Tak pięknie, tak kusząco, błyszczało.

- Kochanie. - Gwałtownie odwróciłam wzrok w lewą stronę, prosto na drzwi. Stała w nich moja mama czterdziestoletnia, uśmiechnięta od ucha do ucha o szklanych oczach. Żyletka wypadła mi z rąk na kolana. Tam nie było jej widać. - Zejdź na obiad. Twoje ulubione danie.

- Nie, dziękuję. Nie jestem głodna.

Odparłam gorączkowo macając własne kolana w poszukiwaniu błyszczącego przedmiotu. Mama usiadła na rogu mojego łóżka.

- Ostatnio jesz jak ptaszek. Umrzesz mi z głodu. - "Jeden kłopot mniej" Pomyślałam. - Martwię się o ciebie. Zawsze możesz mi o wszystkim mówić.

- Mamo! Wszystko okej. Mam dziewiętnaście lat. Nie traktuj mnie jak ośmiolatkę.

Pokiwała głową, poklepała mnie po ramieniu i wyszła z mojego pokoju. Myślała że wie jak się czuje. Nie prawda. Nie wie kim tak na prawdę jestem. Podniosłam z kolan żyletkę. Moja matka nic o mnie nie wie i jest mi z tego powodu czasem przykro, bo gdy nie ma w pobliżu Samuela nie ma nikogo, kto powiedziałby to przeklęte: "Wszystko będzie dobrze, jestem z Tobą", ale nie.. Nigdy nie będzie dobrze, wiem to. Czasami nawet się cieszę, że matka nie ma pojęcia w jakim stanie jest moja psychika. Nie potrafię jej zaufać. Gdy była alkoholiczką nie było obok nikogo po za Samem. Matka nachlana w łóżku, a ojciec w delegacji. Teraz gdy wyszła z nałogu nie mogę się do niej przyzwyczaić.

*****************
Hej ❤

Mam nadzieję, że jak na początek wyszło nawet całkiem przyzwoicie.

Liczę się z hejtami, choć nie biorę ich zazwyczaj do serca. No dobra, może odrobinę.

Jest to moja pierwsza książka i ogółem zastanawiałam się długo czy zacząć przygodę z pisaniem.

Mam ogromną nadzieję, że się spodobała ;*

Zakochana Depresantka [✔]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz