Akompaniamentem do rozmów Gryfonów był syk otwieranych puszek, dźwięki padających kapsli z butelek kremowego piwa oraz ciche brzdęki gitary, gdy Syriusz ponownie ją stroił, nucąc coś cicho. Obok niego półleżał James, śmiejąc się teraz, gdy piana z piwa pokryła połowę twarzy Petera. Śmiał się także Remus, który siedział na wielkiej poduszce na ziemi, jakby wiernie broniąc Syriusza. Powinno chyba być inaczej. Przecież było! Remus uśmiechał się, rozmawiał i pił bezalkoholowy grzaniec, jednak widać było, że jest zmęczony. Widoczne były sińce pod oczami i świeżo nałożone plastry na zadrapaniach, które niechcący zrobił Syriusz, gdy próbował go uspokoić w czasie przemiany.
- Hej, Potter, to jak z Evans? – Spytał się w końcu Syriusz, grzebiąc w kieszeni w poszukiwaniu kostki. Nawet nie zauważył, że wyjął ją wcześniej i teraz leżała obok policzka Remusa. Ten jednak to widząc sięgnął po nią i bez słowa wręczył przyjacielowi. Black zerknął na niego i uśmiechnął się, tym samym mu dziękując i spojrzeniem wracając do Jamesa.
- Ale co Evans?
- No kiedy ślub – rzucił któryś z Gryfonów, a większość dormitorium parsknęło śmiechem.
- Nie no, powaga, panowie! – Black walcząc z uśmiechem podniósł się, zaczynając grać na gitarze.
- Zobaczył ją, tak bardzo blisko! Tak naturalnie, przepiękną Lily! – Zaśpiewał uroczystym tonem, jednak skoczne dźwięki gitary jak i jego szeroki uśmiech to zepsuły. Opadł znowu na swoje miejsce i na dzień dobry dostał sójkę w bok. Oczywiście od Pottera.
- Na pewno wcześniej niż twój, Łapo.
- Ależ ja nie zamierzam się wiązać – parsknął brunet, zaczynając na nowo brzdąkać, skupiając się bardziej na chwytach niż na melodii. – Dobrze wiesz, że jestem niesfornym psiakiem. Nie w głowie mi obroże.Na tym temat się urwał. Dopiero po kilku godzinach, gdy większość towarzystwa zaległa w łóżkach lub właśnie odprawiali jakieś męskie orgie pod prysznicami, James sam wypowiedział się na temat ślubu. I co dziwne, nadzwyczaj poważnym głosem.
- Ale tak serio... To myślę, że po szkole razem zamieszkamy. Rodzice powiedzieli mi już, że i tak zamierzają przenieść się z Doliny Godryka i odstąpią mi dom.
- No wiesz co? Ot tak niszczysz moje marzenia na mieszkanie z tobą? – Jęknął Syriusz, niemalże spadając z łóżka, gdy wyginał się po ostatnią butelkę Ognistej Whisky.
- Ja sądzę, że James robi to słusznie. Jeszcze takiego psa trzymać.... Weterynarz, karma, spacery, jakieś samiczki... - wymieniał Remus, wywracając na koniec oczami.
- Chyba nie chcesz, żebym się obraził, Remusku – zagruchał Black, układając usta w dzióbek i kilka razy cmokając, aż wilkołak parsknął śmiechem.
- Nie. A gdzież by tam. Jakbym śmiał?
- Możemy być poważni, panowie? – Spytał się ponownie Rogacz i przeczesał włosy palcami. – Ale tak zmieniając może osobę, o której mówimy... Lupin, kiedy twój ślub i wesele? Syriusz tylko czeka by móc cię schlać.
- Mój? Ja... nie mam na razie nikogo na oku. – Stwierdził od razu Gryfon, ale lekkie rumieńce go zdradziły.
Nie dane im było wypytać o wybrankę Lunatyka, bo do pokoju wparowała McGonagall, pytając czemu przez rury prysznicowe leci oranżada. Huncwoci z poważnymi minami wzruszyli ramionami i wskazali na drzwi do łazienki.- Słyszałem ostatnio jak moja matka skarżyła się na jedną ciotkę – mruknął James, opadając na parapet, który zalany był w wiosennym słońcu. Niedawno była zima i przerwa świąteczna, a tu proszę: wiosna w pełni i niedługo będzie trzeba kłócić się o porządne oceny. Black jednak wydawał się tym specjalnie nie przejmować. Zerknął na Pottera, unosząc brew, co zrobił także Remus, zamykając książkę, którą teraz czytał. James uciszył głosik w swojej głowie, który podsuwał mu dziwne rzeczy związane z tym, że jego przyjaciele ostatnio się nie rozstawali.
- A co się stało? – Popędził go Black, widząc jak jego przyjaciel się zawiesił, wpatrując za okno, na zieleniejące błonia. – Halo, ziemia do Pottera. Odbiór.
- Odbiór. Chodzi o to, że byli na jakimś weselu i ta ciotka znała się z panem młodym jeszcze za czasów Hogwartu. Wiecie, tacy tam przyjaciele i wyszła wcześniej z wesela.
- Tak, na szafot ją za to – Łapa pokiwał głową, robiąc poważną minę. – Dlaczego Minister Magii się tym jeszcze nie zainteresował? Przecież to po prostu niedopuszczalne!
- Syriusz, przestań – powiedział nadzwyczaj smutno Remus i zerknął na przyjaciół. – Uważam, że oprócz tego, że to niegrzeczne z jej strony... to ogólnie smutne. Nie powinno wychodzić się wcześniej z wesel. Niczyich.
Łapa i Rogacz spojrzeli na siebie zdziwieni, po czym przyjrzeli się Remusowi.
- Hej, ale my tacy nie jesteśmy, co nie? Jesteśmy najlepszymi przyjaciółmi, Huncwotami po wsze czasy. Nigdy nie wyjdziemy z wesela drugiego z nas wcześniej niż o świcie – powiedział James i uniósł swoją różdżkę, co zaraz zrobiła pozostała dwójka, składając tym samym obietnicę.
CZYTASZ
Serce na motorze
FanfictionHogwart musi się skończyć nawet dla Huncwotów. Wtedy dopada ich dorosłość, życie na własną rękę i coś nieuniknionego: śluby.