Och, dlaczego facetom co miesiąc nie krwawi członek?

156 13 2
                                    

Kiedy przyszłam na świat, polscy siatkarze chyba przechodzili jakiś bardzo intensywny okres godowy, bo inaczej nazwać tego nie potrafię. Niemal każdemu urodziło się przynajmniej jedno dziecko, co drugi zaraz po chrzcie planował dla niego siatkarską przyszłość, a co trzeci nadawał potomkowi durne i obciachowe imię. Do tej trzeciej wymienionej przeze mnie grupy należał mój tato.

Masakra.

Nie pomogły lamenty i płacz babć i cioć, że przez to imię życia nie będę miała, że inne dzieci wyśmieją mnie na samym początku znajomości, że nie znajdę dla siebie męża. Siatkarze, którzy należeli do tej trzeciej grupy, wprost prześcigiwali się, kto nada dziwniejsze imię swojej latorośli.

Jestem Madola Możdżonek. Prawda, że przesłodko? Tato uważa, że to bardzo słodkie i nawet pasuje do mnie. Ja się z nim nie zgadzam, ale przestałam mu to ciągle powtarzać, ponieważ szybko się wtedy złościł, mama robiła się smutna, a ja dostawałam szlaban.

Masakra.

Nie miałam rodzeństwa. Nie pomogły prośby, które kierowałam do bociana, głupia kapusta też mnie nie słuchała, a nawet Mikołaj miał mnie głęboko w uchu, bo nie ruszyły go moje obietnice, że jeśli da mi młodsza siostrę, to już do końca życia będę grzeczna, zawsze będę sprzątać i takie tam.

Masakra.

Później, kiedy dowiedziałam się, skąd na prawdę biorą się dzieci, męczyłam mamę i tatę o młodsze rodzeństwo. Oczywiście obiecywałam im w zamian to samo co Mikołajowi a nawet trzy razy więcej, ale ich to też nie ruszyło. Odpowiadali mi krotko, że wystarczę im ja i ze mną są na prawdę szczęśliwi. Potem szybko kończyli temat, całując mnie w czoło i zapraszając do oglądania jakiegoś meczu. Żałosne, cudów w szkole i na świadectwie wymagali, a jak trzeba mi było siostrę zmajstrować to już nie.

Masakra.

Kiedy miałam na karku prawie siedemnaście wiosen, mama bardzo się o mnie martwiła. I tu już nawet nie chodzi o kurduplowaty wzrost (149 cm.), brak chłopaka – chociaż na powodzenie wśród nich nie narzekałam – czy rosyjski rap, który ostatnio bardzo mi się spodobał, chociaż nie rozumiałam ani słowa. A to, że tak się wyrażę, w jej mniemaniu jeszcze nie byłam kobietą. Wiecie, nie miałam okresu. Do szesnastki tylko patrzyła na mnie trochę podejrzliwie, pytała czy nie mam brudnych majtek albo czy nie ukrywam zużytych podpasek. Serio, pytała tak wprost nawet przy tacie. Ale kiedy po hucznych, szesnastych urodzinach nie obudziłam się zalana po pachy krwią, mama wpadła w panikę i siłą zaprowadziła do ginekologa. Czemu siłą? Otóż mi taki stan rzeczy odpowiadał. Nie musiałam co miesiąc krwawić z dołu i martwić się czy spodnie są czyste, nie bolały mnie plecy czy brzuch, miałam normalny humor itd. Ale moja mama chyba chciała sprawiedliwości – jak każda kobieta to przechodzi, to i ja muszę.

Masakra.

Z pomocą samego taty przekupiłam lekarza, że wszystko jest ze mną w porządku. Bo ja nie czułam się źle czy choćby inaczej. Było tak, jak zwykle. W zamian musiałam przez pół roku myć jego samochód, kosić trawnik i smarować wszystko co się ruszało, a zaczynało skrzypieć. O trawnik złościłam się najdłużej, bo nienawidziłam naszej kosiarki. Nie dość, że ciężko się ją odpalało, to lubiła gasnąć w najmniej spodziewanym momencie i cóż, okropnie się ją czyściło. No ale, ileż wart były te prozaiczne czynności w obliczu wizyt u ginekologa i przyjmowaniu jakiś wymyślnych leków, które miały zmusić moje jajniki do produkowania tych małych życiodajnych jajeczek i macicę, która miałaby co miesiąc przypominać o swoim istnieniu w bardzo specyficzny sposób?

Och, dlaczego facetom co miesiąc nie krwawi członek?

Masakra.

Uczyłam się w technikum informatycznym. Tato chciał mnie wysłać do szkoły sportowej na siatkówkę, ale się nie zgodziłam. W sumie to on chciał bardziej w nią grać niż ja, ale to szczegół. Mi wystarczył miejski czy szkolny klub sportowy. Po pierwszym egzaminie zawodowym, który zdałam pomyślnie, razem z paczką przyjaciół zaczęliśmy planować naszą podróż życia. Rowerami nad morze. Było super. W sensie w naszych planach. Mieliśmy nocować w namiotach, chodzić nad morze kiedy tylko mieliśmy na to ochotę, jeść pasztet z puszki i gołąbki oraz klopsiki ze słoika.

MadolaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz