Rozdział IV

95 9 0
                                    

Kilka godzin wcześniej

Yerin szybko odeszła od Junhoe i zniknęła za rogiem budynku. Po drodze wyrzuciła jego wizytówkę, a ta niesiona przez wiatr, wpadła do kałuży. Zrobiła zaledwie kilka kroków i zawróciła.

- Gdzie jest to cholerstwo?! - Zaczęła jej szukać.

Mimo że kartka była na wyciągnięcie ręki, ona jej nie spostrzegła. Stanęła przed obskurnym kontenerem na śmieci i skrzywiła się.

- Niemożliwe. - Odwróciła się i dalej rozglądała się za kawałkiem papierku, ale jej wzrok ciągle zatrzymywał się na śmietniku.

Stanęła przy nim i złapała się metalowej krawędzi.

- Nie w takim gównie już siedziałam. - Wzruszyła ramionami i wspięła się na kontener.

Już miała do niego wejść, gdy zatrzymał ją obcy głos.

- To mój rewir panno! - Wziął się za boki i spojrzał na nią mrużąc oczy.

- Nie, nie... - Zeskoczyła na ziemię. - Zgubiłam coś i tylko szukam.

- Czego? - spytał.

- Karteczki...

Bezdomny zaczął się rozglądać. Jak na osobę bezdomną był dość zadbany. Był ogolony, ładnie pachniał i nie był ubrany niechlujnie. Nawet nie poczuła od niego alkoholu.

- Taka? - Trzymał w dłoni morką kartkę.

- Tak! - Wzięła ją, ale litery zlewały się ze sobą. - Szlag by to. - mruknęła pod nosem.

Mężczyzna wziął od niej karteczkę i przyjrzał się jej dokładnie, a potem wyciągnął rękę przed siebie wskazując palcem za nią.

- Tamten wieżowiec.

Yerin odwróciła się.

- Dziękuję bardzo panu. - Uśmiechnęła się. - Mogę za to panu coś postawić.

Mężczyzna zaśmiał się cicho i podziękował.

- Może być obiad?

- O-oczywiście.

- Nie chcę cię naciągać. Coś małego i ciepłego wystarczy. - Potarł dłonie.

Yerin podeszła do niego i wzięła go pod rękę. Mężczyzna był zdziwiony jej zachowaniem, ale nie odsunął się.

Siedzieli w knajpie i czekali aż kelnerka przyniesie zamówienie. Przyszła po chwili i położyła na stole miskę zupy i talerz z kotletem, ziemniakami i jajecznicą.

- Smacznego. - powiedziała i oddaliła się.

Bezdomny, zanim zaczął jeść, podsunął talerz Yerin.

- Nie, ja nie. - Uśmiechnęła się, a on zaczął jeść.

- Jesteś drobniutka, powinnaś dużo jeść, bo teraz idą takie mrozy, że jeden Bóg wie, co to będzie.

- Wezmę to pod uwagę. Jak ma pan na imię?

- Ben.

- Nie, nie wygląda pan na osobę bezdomną, więc... - Nie wiedziała jak ma zapytać o to, co mu się stało, bo nie chciała go urazić.

- Narobiłem sobie długów, straciłem pracę, komornik, rozwód, 3 lata w więzieniu za ciężkie pobicie. Stoczyłem się całkowicie. Mam za sobą próbę samobójczą i rok na antydepresantach. Wtedy, gdy byłem w kiciu, zabrali mi wszystko i nie miałem do czego wracać. Zacząłem żyć na ulicy i dopiero wtedy zrozumiałem, że muszę się zmienić i przestać być agresywnym, zadepresionym dupkiem. Nowi przyjaciele, tacy jak ja, pomogli mi stać się dobrym człowiekiem.

Tell me honeyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz