Rozdział 3

207 9 0
                                    


Christine

Całuje mnie. Brutalnie. Mimo to... W miejscach, które zostają przez niego dotknięte, czuję dreszcze. Nie mam siły się nad tym zastanawiać. Mój umysł, wspomagany przez wypity alkohol (a mam niestety bardzo słaba głowę) robi mi najgłupszy żart na świecie i nie wiem jakim cudem, ale z moich ust wydobywają się wychrypnięte słowa.
- W takim razie wejdź, Leo - uśmiecham się, jak jakaś idiotka.
- Szczerze, to spodziewałem się raczej pobicia - mówi, a na jego twarzy widzę coś na kształt ulgi pomieszanej z niedowierzaniem - Ale... Tak mi się chyba bardziej podoba.
Wyszczerza zęby w pełnym uśmiechu, a ja ruchem ręki zapraszam go do mieszkania. Cała niepewność i przeświadczenie, że nasze relacje muszą sprowadzać się do czysto biznesowych gdzieś się ulatniają, razem z moją asertywnością i umiejętnością logicznego myślenia.
- Wiesz, przez chwile to rozważałam - odpowiadam i zaczynam się głośno śmiać. Coś w moim zachowaniu mi nie odpowiada, ale nie chcę tego teraz roztrząsać. Wypite wino tylko pomaga się rozluźnić. Przecież mnie nie kontroluje, prawda? Gdy chichoczę, tak jak głupia, Leonard spogląda na mnie i unosi brwi. Ignoruję ten nieprzychylny gest i poszłam do salonu wskazuję mu sofę, a sama ruszam do kuchni.
- Woda, herbata, wino? - wołam z kuchni - Wątpię, że masz ochotę na kawę o tej porze?- jednocześnie włączam czajnik, aby zagotować wodę na herbatę dla siebie.
- Poproszę czarną herbatę, bez cukru - woła z salonu. "Świetnie się zgrywamy", pochwalam się w myślach, bo sobie przygotowuję właśnie taki sam zestaw. Po chwili z dwoma herbatami ruszam do pokoju, gdzie znajduje się Leon. Niestety, potykam się o własne stopy i połowa jednej, i cała druga herbata wylewają się na podłogę. Wybucham śmiechem i idę po coś, aby wytrzeć wielką kałużę z mojej pięknej, białej podłogi. Gdy wracam i schylam się, aby wytrzeć herbatę, Leonard odskakuje do mnie i łapie mnie w talii.
- Co ty chcesz zrobić? - pyta, wręcz krzycząc mi prosto w twarz.
- Dla twojej informacji, chciałam wytrzeć herbatę którą rozlałam. Miło, że mi pomagasz, a nie stoisz i czekasz aż samo zniknie -mówię, ale nie uciekam z jego uścisku.
- Ale jak to chcesz zrobić? Jedną chusteczką higieniczną?! - dalej ma podniesiony głos, ale teraz słyszę w nim także nutkę przerażenia - Przecież to przed chwilą był wrzątek! Na pewno jest jeszcze ciepła. Poparzyłabyś sobie dłoń... Co się z tobą dzieje, Christine? Zachowujesz się naprawdę dziwnie. Gdyby nie to, że mam cie za bardzo rozważną osobę powiedziałbym, że jesteś...- patrzy mi głęboko w oczy, na co wtulam się głębiej w jego ramiona. Rzuca wzrokiem na butelki po alkoholu leżące koło stolika, odwraca wzrok na mnie, na butelki i znowu na mnie.
- Gdzie kieliszki?- pyta twardym głosem, puszczając mnie. Jęczę z niezadowolenia.
- Był tylko jeden. Pewnie zostawiłam go na blacie w kuchni, kiedy szłam po pieniądze na pizzę - mówię i zbliżam się do niego, ale Leon dziwnie marszy brwi jakby się nad czymś zastanawiał.
- O cholera... Ty jesteś kompletnie pijana. Sama osuszyłaś dwie butelki wina? Christine, co to ma znaczyć? - mówi to takim tonem, że czuję się jak dziecko strofowanie przez pana dyrektora w szkole.
- Nie przesadzaj. Nie jest tak źle - mówię i owijam się w okół niego, jak anakonda.
- Ty chyba żartujesz. Kobieto, co ci odbiło? To ja cie tu całuje, a ty... O matko... Ja przepraszam, nie powinienem tego robić w takiej sytuacji...
- Oj przestań, Leon- próbuje go rozśmieszyć, ale mi to nie wychodzi - Leoniutek, Leoś... 
- Czego?! - jest wściekły, ale ja nie wiem, dlaczego. Czy zrobiłam coś nie tak?
- Chodź ze mną do łóżka.
- Chyba cię pogrzało, Christine!
- Nie, Leoniunieńku. Pragnę cię - rzucam się na niego i zaczynam całować po szyi. Robię to zachłannie. Zbyt zachłannie. Gdy tylko mój mężczyzna próbuje mnie odepchnąć, przysuwam się z powrotem. Nie chce go puścić.
- Christine... Przestań. Będziesz żałować! - łapie mnie, jak pannę młodą i niesie do mojego łóżka. Podchodzi do wielkiego lustra w mojej sypialni i ogląda swoją szyję. Na skroni podejrzanie pulsuje mu żyła.
- Co to do cholery ma być?!
- Malinka -odpowiadam, bardzo zadowolona z siebie.
- Czy ciebie pogrzało do reszty?
- Musiałam cię oznaczyć! Teraz każdy wie, że jesteś mój - mówię , nadal pęczniejąc z dumy.
- Mam cię dzisiaj dość, przebierz się w pidżamę i do łóżka.
- Pomożesz mi się przebrać? - pytam i zalotnie spoglądam mu w oczy.
- Masz dziesięć minut, aby się przebrać. Jeśli do tego czasu nie będziesz w pidżamie, to wyjdę.
- Już się boje - znów zaczynam rechotać.

Leonard

Mam jej już serdecznie dość. Christine po alkoholu nie panuje nad sobą w najmniejszym stopniu. Rzucam w nią pierwszą lepszą pidżamą i wracam do lustra. Zaznaczyła mnie, nie ma co. Dziewczyna wreszcie wstaje z łóżka i rusza do łazienki. Co ona najlepszego zrobiła? Siadam na jej łóżku, przymykam oczy i czekam na moją prowokatorkę.
- Witaj, Leonardzie - słyszę jej głos, więc otwieram oczy i widzę że dziewczyna jest już wykąpana, a na sobie ma tylko bieliznę. Piekielnie seksowną bieliznę. Zaczyna powoli podchodzić do mnie, kręcąc biodrami. Piekielnie cudownymi biodrami.
- Gdzie twoja pidżama?- pytam, w środku mając nadzieję, że spłonęła w czeluściach piekielnych. Ta bielizna zdecydowanie leży na Christine lepiej, niż jakaś tam pidżama. Mam na nią taką ochotę, Boże. Niestety, wiem że jeśli to teraz wykorzystam, na pewno mi to nie pomoże w tworzeniu z nią związku albo chociaż przyjaźni, gdy wytrzeźwieje.
- Uznałam, że w tym momencie jest zbędna -mówi i  wskakuje na miejsce obok mnie. Zaczyna mruczeć, jak jakaś kotka. Niestety, coś jej nie wychodzi i zaczyna się krztusić.
- Za jakie grzechy? - mówię w przestrzeń. Ta jednak milczy. Wstaję i idę do łazienki po jej pidżamę (która ma się całkowicie dobrze i pewnie wyklnęłaby mnie , gdyby dowiedziała, że życzę jej spłonięcia). Wracam i siłą ubieram ją w ten strój - No to co? Teraz spać - mówię, szczęśliwy że wreszcie kończy się moja droga krzyżowa. Przez następne dziesięć minut, Christine na zmianę próbuje mnie uwodzić (niestety wypity alkohol jej nie pomaga) lub ucieka i biega, jak wariatka po całym mieszkaniu. Gdy po raz szósty zmierza w moją stronę, nagle upada jak długa na ziemię. Słyszę wielki huk i jej syk bólu, zajebiście. Podchodzę do niej i gdy zaczynam ją odwracać, słyszę jej cichy szloch. Ma obdarte do krwi kolano i łokcie, ale w gruncie rzeczy jeszcze żyje.  Znów biorę ją na ręce, ale tym razem delikatniej. Powoli podchodzę do łóżka. Nim się oglądam, Christine usypia w moich ramionach, z zaschniętymi łzami na policzkach. Idę do łazienki i zwilżam wodą ręcznik. Następnie delikatnie przemywam jej rany. Gdy mokra tkanina dotyka jej skóry, krzywi się z niezadowolenia. Biedna,  na pewno jest poobijana... Siadam na fotelu stojącym przy toaletce i przyglądam się jej. Ma lekko otwarte usta i aktualnie ślini poduszkę. Chichoczę pod nosem. Dziewczyna rzuca się na łóżku. Coś musiało jej się śnić. Po chwili ja też zapadam w sen. Dzisiejszy dzień nie należał do najspokojniejszych, ale na pewno jest początkiem tych lepszych.

Ostatni TaniecOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz