1. Początek

217 19 7
                                    

Biegłem za nią. Czułem, że jestem coraz bliżej. Mrok seulskiej ulicy mnie pochłaniał. Padało, teraz tylko czułem jak te bezlitosne krople dotykają moich policzków, nosa, ramion.

-Mari, zaczekaj! - krzyczałem czując, jak braknie mi tchu. Już nie wiedziałem, gdzie jestem. Czy jestem blisko domu? Jedyne, co widziałem, to ona. Brunetka o nieokreślonym odcieniu oczu biegnąca, uciekająca przede mną. Nie czułem już wcale tego otaczającego mnie mrozu, choć była już zima, a okrywała mnie jedynie cienka koszulka na krótki rękaw. Deszcz i śnieg, co za piękne połączenie. Byliśmy właśnie jak taki deszcz ze śniegiem. Jej krople rozpuszczały moje płatki śniegu. Przy niej ten mróz tak zwyczajnie się roztapiał, jakby było to coś zupełnie normalnego, coś, co każdy potrafiłby zrobić bez chwili przygotowywania się. Jednakże tylko ona była deszczem, tylko ja byłem śniegiem. Tylko my. 

Rozejrzałem się. Czerwone światło. Ona wybiegająca na jezdnię.

-Nie! - to prawdopodobnie ostatnie słowo, które wtedy ode mnie usłyszała. Błysk. Pisk hamulców. Ona upadająca. Moje serce rozbijające się na kawałki. Czas jakby się zatrzymał. Nigdy nie rozumiałem jak ludzie, którzy bywali świadkami wypadków mogą mówić takie rzeczy. Przecież czas płynie tak jak dawniej, to tylko z nimi jest coś nie tak. Nigdy nie sądziłem, że poczuję to, co oni. Ludzie zaczęli się zatrzymywać zainteresowani całym zdarzeniem. Dobiegłem do furgonetki. Zobaczyłem ją. Krew, która ją pokrywała. Nie, to nie może być krew. To nieprawda. - Wstawaj. - Kucnąłem i wziąłem ją w ramiona. - Mówię ci, wstawaj. - Czerwona ciecz zaczęła barwić moją śnieżnobiałą koszulkę. - Czemu ty mnie nigdy nie słuchasz? Otwórz oczy! Proszę. - Łzy mimowolnie zaczęły wędrować po moim policzku. Czemu? Przecież nic jej nie jest. - Masz wstać. Przestań mnie straszyć. Już wystarczy. Chciałaś tego, prawda? Widzisz, że płaczę? Błagam. - Nie interesowało mnie to, co się działo wokół. Krzyczałem do niej do chwili, gdy sanitariusze wyrwali mi ją z rąk. 

W SZPITALU 

-Te czterdzieści osiem godzin będzie dla niej decydujące. - Lekarz spojrzał na mnie współczująco. 

"Nic z tego, ona z tego nie wyjdzie". Właśnie to chciał powiedzieć. Widziałem to w jego oczach. Tak łatwo potrafiłem przejrzeć innych ludzi. Umiejętność, która była moją zaletą nagle stała się najbardziej znienawidzoną rzeczą. Tylko ona potrafiła tak ukrywać emocje, bym nie wiedział, co czuje. Zawsze się zastanawiałem jak to jest możliwe. Była wyjątkowa. Opuszki palców mnie dotykające, dreszcz przebiegający przez moje ciało.

Chłopacy pojawili się pół godziny później, nie wiem jak się dowiedzieli. Szczerze? Nie obchodziło mnie to. Podeszli do mnie i zaczęli o czymś mówić. Widziałem tylko ruchy ich warg. Krzyczeli, Daesung podciągnął mnie do góry łapiąc mnie za koszulkę, tę koszulkę. Zaczął mną potrząsać, jednak ja nie mogłem usłyszeć ani słowa z tego, co mówił. Gdy Seung Hyun go ode mnie zabrał, ponownie opadłem na zimną podłogę. Spojrzałem na ubranie. Krew nadal tam była. Tak, jakby deszcz nie chciał jej zmyć bym pamiętał o tym, co zrobiłem. Jakby tego pragnęła. 

SIEDEM DNI OD DNIA WYPADKU

Nadal się nie obudziła, to już tydzień. Czuję, że wrosłem w krzesło stojące tuż obok jej łóżka. Taka spokojna, zupełnie jak na samym początku naszej historii. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. 

DWA LATA PRZED WYPADKIEM

Właśnie rozmawiałem z chłopakami na korytarzu wytwórni. Czekaliśmy na prezesa. Zastanawiałem się wtedy, czy znowu czegoś nie odjebałem. Zaledwie trzy miesiące temu paparazzi przyłapali mnie i kilku moich kumpli na paleniu trawki. Zioło jak zioło, nie czaiłem po co robić z tego takie zamieszanie. Niestety nasz kraj jest już tak skonstruowany, że nawet i zwykły papieros mógłby wywołać burzę. Czasami żałowałem, że się urodziłem w Korei Południowej. Skarżyłem się właśnie Seungriemu na ten temat, gdy nagle drzwi się otworzyły, a ja oczekując, że Papa YG w końcu się pojawił, skierowałem swój wzrok właśnie w tym kierunku. Moim oczom nie ukazał się jednak staruszek, a dziewczyna. Uśmiechała się i machała do Tablo. Przeszła obok nas nie zaszczycając nas chociażby jednym spojrzeniem. Podeszła do szatyna i go przytuliła. Rozmawiali do chwili, kiedy odchrząknąłem. Wtedy Tablo łaskawie do nas podszedł ze swoją towarzyszką.

-No cześć - powiedział, po czym udając głupiego stanął naprzeciwko Seungriego. Kiedy zauważył zniecierpliwienie wypisanie na mojej twarzy dodał: - A to jest Mari. Jest córką... - W tej chwili niska brunetka przymknęła mu buzię i się szeroko uśmiechnęła. 

-Tablo chciał powiedzieć, że miło mi was poznać. - Puściła chłopaka i spojrzała się na mnie. Stała na wprost mojej osoby. Uśmiechnąłem się do niej. Jej długie falowane włosy sięgały wcięcia w talii. Jej małe usta i bladość jej cery były piękne. Jednak to duże oczy, których kolor wciąż był dla mnie zagadką sprawiały, że nie dało się odwrócić od niej wzroku. Włożyła właśnie ręce do spodni z dziurami, dzięki którym można było ujrzeć jej uda. Na jej obojczykach można było za to zauważyć zwykłą białą koszulkę, zupełnie taką samą, jaką miałem w dniu jej wypadku. W tej chwili zagryzała usta rozglądając się dookoła, jakby miała tam znaleźć odpowiedzi na pytania, które posiadała od lat. Kiedy ponownie na mnie spojrzała swoim nieśmiałym spojrzeniem, zaśmiałem się. Chłopacy o czymś mówili, ale nie zwracałem na to uwagi. Widziałem jak nowo poznana brunetka coś do nich mówi. Nie mogłem się pozbyć myśli, że dziewczyna czuje się odrobinę speszona. Co jakiś czas stukała Tablo swoim kolanem, jakby chciała mu przekazać: "chodźmy, już wystarczy, nie chce mi się już tu z nimi siedzieć." To właśnie był ten dzień, w którym moje życie zaczęło wywracać się do góry nogami, a ja sam nie byłem pewien, czy byłem z tego powodu szczęśliwy, czy był to moment, który miał w ostateczności i tak zepchnąć mnie na samo dno. 

Utracone wspomnienia... / G-Dragon BIGBANGOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz