Noc. Nie... dzień. Nie... Ehhh nie wiem... było to dziwne, nie do określenia.
Mgła zasłaniała cały świat, a ja pędziłam galopem przez... hmmm no właśnie... nie wiedziałam gdzie jestem. Nagle wszystko zniknęło. Zostałam tylko ja i koń. Wpatrzeni w siebie dyszymy ze zmęczenia. Wybrałem Cię!
~~~{*}~~~Obudziłam się w swoim łóżku. Znowu jakiś głupi sen! Pomyślałam z zażenowaniem. Wyciągnęłam rękę i zaczęłam szukać po omacku telefonu. Odblokowałam mój jakże zacny telefon. 3:21 .
- No super, już nie zasnę.
Wstałam z łóżka, włączyłam światło i zaczęłam szukać mojego szkicownika. Gdy go już znalazłam wskoczyłam pod kołdrę niczym gazela. Zaczęłam rysować mój sen. Wcale nie miałam na to ochoty, ale jakoś tak samo wyszło.
Znowu się obudziłam. Obok mnie leżał szkicownik i ołówek. Przeciągnęłam się dokładnie i usiadłam na brzegu łóżka. Włożyłam kapcie z króliczkiem i wyszłam z pokoju.
Zeszłam do kuchni i pierwsze co rzuciło mi się w oczy to biała kartka wisząca na lodówce z napisem: Ja i tata wyszliśmy wcześniej, a Maciek jest u kolegi. Twoja kochana mama.
-No super. To już kompletnie nie mam co robić. Chyba pójdę się przejść. Nic innego nie przychodzi mi do głowy.
Pół godziny później
Patrzyłam przez prawe ramię na ścieżkę prowadzącą do stadniny.
Prawie weszłam w słup, ale w ostatniej chwili, gdy byłam około 2centymetry od niego zatrzymałam się. Ciekawe jak tam jest- myślałam. - Może... tam pójdę. Nikt mnie tu nie zna. A co mi tam, raz się żyje.
Skręciłam w prawo i zobaczyłam tabliczkę z nazwą stadniny. Zaczęłam się rozglądać. Było tam nawet tłoczenie. Powiem szczerze, że nie spodziewałam się, że tyle ludzi jeździ konno. Zdecydowanie więcej było tam dziewczyn. Nagle poczułam na ramieniu jakąś dłoń.- Zgubiłaś się księżniczko? - usłyszałam wspaniały głos. Odwróciłam się w jego stronę. Przede mną stał blondyn z niebieskimi oczami. Wyglądał na około 17lat.
-Nie. Chyba mogę spacerować, nie zabronisz mi.
- Zwolnij trochę. To prawda nie zabronie ci. Chciałem tylko pomóc. Właściwie to podszedłem akurat do ciebie bo najbardziej rzucasz się w oczy. Może to ta twoja uroda? Nie wiem.
- No pewnie, że moja uroda. - uśmiechnęłam się do niego, a on odwzajemnił uśmiech.
- Jestem Jeff. Jeżdżę tu konno i pomagam przy konach. No cóż lubię to.
- Zuza. Trafiłam tu przypadkowo. Właściwie to wcale nie chciałam tu być.
- Czyżby przeznaczenie?
- Nie... po prostu tu jestem i tyle. Zwykły, najzwyklejszy przypadek.
- No nie wiem. Ale jak uważasz. Ja muszę już iść. Miło było i mam nadzieję, że znowu natrafisz na taki PRZYPADEK i jeszcze się spotkamy. Do zobaczenia śliczna.
- Pa. - ten cały Jeff był całkiem, całkiem. Ale nie ważne. Hmmm gdzie by tu pójść. Stajnia? Spoko. Nadal nie rozumiałam po co to robię. Weszłam do stajni. Było tam z milion boksów. A prawie w każdym jeden koń. Na drzwiach boksów wisiały tabliczki najprawdopodobniej z imionami koni. Mijałam różne konie o różnym umaszczeniu i charakterze, ale jeden z nich przykuł moją uwagę. To znowu ten gadający?
Witam moja pani. Jak mija dzień?
Jesuuu jeszcze nie zaczęłam mówić, a już mnie wkurza.
-Hej. - rzuciłam od niechcenia.
Ciii bo ktoś nas usłyszy.
- O mam pomysł! Najlepiej wcale nie gadajmy i nikt nas nie usłyszy.
Proszę wysłuchaj mnie. Wystarczy, że mocno się postarasz, a zrozumiem twoje myśli. Będziemy mogli porozumiewać się w naszych głowach. Tylko, że jest problem... Bo możliwe, że inne konie też będą nas słyszeć.
- Ale jak mam to zrobić?
Postaraj się. Pomyśl o tym co chcesz mi powiedzieć, ale nie tak sobie od niechcenia. Spróbuj.
Nie wiem czemu to robię. No cóż chociaż raz spróbuję. Popatrzyłam mu w oczy i wyostrzyłam umysł. I? Nic.
- Nie dam rady.
Jeszcze nie jesteś gotowa.
- Ale na co? W ogóle tego wszystkiego nie rozumiem. - Nabrałam powietrza i poszłam dalej. Po paru metrach ciężkich rozmyślań zobaczyłam trzy dziewczyny. Jedna czyściła konia, a dwie pozostałe siedziały na belach siana. Popatrzyłam na nie kontem oka i starałam nie zwracać na siebie uwagi. Popatrzyły na mnie trochę jak na wariatke. Może dlatego, że skradałam się jak jakiś spłoszony jeleń.
-Hej! - Nieeee, błagam nie. Mój pech dał za wygraną.
-Cześć. - rzuciłam bez emocji.
- Nowa? Bo chyba się zgubiłaś. Tutaj mogą być tylko ci którzy jeżdżą konno. - ruda wydawała się bardzo hymmm... jak to określić... Nie miła? Pfff
- No sory, ale nie ma żadnej tabliczki, że nie mogę wchodzić no nie?
- Ymmm sory, ale jest tabliczka. - zabrzmiało to jakby chciała wbić mnie w ziemię, ale mówiła to z uśmiechem i chyba nie chciała mnie obrazić.
- Nie zauważyłam... - zawstydziłam się trochę. - przepraszam.
- Nie no spoko. Jeździłaś kiedyś konno? - tym razem odezwała się tleniona blondynka. Obejrzałam się za siebie. Ten koń się na mnie gapił ehhhh.
- Nie jeździłam i jakoś nie mam ochoty śmierdzieć końskim łajnem.
- To co tu robisz? Przyznaj, że ci zależy. Możemy Cię nauczyć tego i tamtego. Uwierz mi będzie super.
No nie wiem. Z jednej strony nie chce mi się, ale z drugiej może spróbuję czegoś nowego? I tak mnie tu nikt nie zna.
- Ok, ale to wy mnie do tego zmusiłyście.
- Wiedziałam, że się zaprzyjaźnimy. - powiedziała trzecia, trochę sarkastycznie. - To co zaczniemy jutro ok? Bądź tutaj o 7:00. - siódma!? Ja wtedy jeszcze śpię! No może się przyzwyczaję, MOŻE.
**********************************************************
Witam po następnej przerwie. Dziś troszkę dłużej ( około 850 słów). Nie zapomnijcie o dwiazdkach i komentarzach. Pomału opowiadanie się rozkręca. Piszcie co mam zmienić lub co ma się wydarzyć.
@Madziuula
CZYTASZ
Niepokonany Tornado
عشوائيHistoria piętnastoletniej dziewczyny, która nienawidzi koni. W wakacje przeprowadza się na wieś. Nieopodal jej domu znajduje się szkółka jeździecka "Pod sosenką" . Czy spotka tam swojego czterokopytnego anioła? Czy go pokocha?