Właściwie nie miał pojęcia, jak to się stało, że wylądował w szkole plastyczniej. Nie wiedział też, jak ten dziwny kawałek drewna miał mu w czymkolwiek pomóc. Jedyną rzeczą, jakiej był pewien, to to, że Hyungwon był cholernie przekonującą osobą i okropnym modelem przyjaciela. (Bo samym modelem był dosyć, a nawet bardzo dobrym.)
Na szczęście był w pewnym (bardzo niewielkim) stopniu zaznajomiony ze sztuką. Kochał wszelkie galerie, wystawy, czy muzea, po których tak zawzięcie ciągał go przyjaciel, a w domu miał nawet kilka obrazów Van Gogha, kupionych ze swoich własnych pieniędzy, których, nie ukrywając, nie miał zbyt dużo.
Usiadł na ciemnej, wyglądającej na niemalowaną od co najmniej dekady, ławce i spojrzał na przybory w dłoni: kilka niezastruganych ołówków, jakaś szara gumka, niby chlebowa, jak to powiedział Hyungwon, kiedy wciskał ją Changkyunowi do rąk, chociaż wcale niepodobna do żadnej formy chleba, a nawet bułki. Metalowa temperówka - przewrócił ją palcami - do tych grubszych kredek, jak dla dzieci.
Cudownie, nie wiedział nawet jak ma się zabrać do pracy, jak zacząć być artystą.
Pogrzebał chwilę w lnianej ciemnogranatowej torbie, by tylko nie siedzieć bezczynnie w środku parku - kilka połamanych węgli, jakiś zwinięty papier, którego zastosowania nie przedstawił mu przyjaciel, jakieś miedziane... znowu węgle?
Westchnął, podciągnął nogi na ławkę i usiadł na jednej z nich, rozglądając się spokojnie po pustym parku.
Było jeszcze przed jedenastą, o tej porze można tutaj spotkać jedynie babcie, które wyszły na spacer z najmłodszymi wnukami, choć i tych nie było zbyt wiele.
Której to on ręki w ogóle używał?
Prawej, chyba tak, prawej.
Pierwsza kreska - trochę krzywa.
Gdzie ten cholerny chleb?!
Powoli na sztywnej kartce pojawiał się mdły szkic. Changkyun co rusz podnosił głowę, by przyjrzeć się znaczącym, według niego, szczegółom. Kilka stokrotek przy ławce na przeciwko niego, złamana gałąź po ostatnich wichurach, placek nieprzyciętej trawy.
Ludzie mijali go pośpiesznie, nie oglądając się nawet, ale on i tak za każdym razem chował pracę w ramionach. Tak więc im bliżej było do pory obiadowej, tym więcej czasu rysunek spędzał w ramionach chłopaka, zawsze rozmazując się coraz bardziej.
Changkyun podniósł wzrok znad kartki akurat w momencie, w którym pastelowowłosy, o skórze niemal tak białej, jak kartki w jego bloku, chłopak usiadł na ławce, którą właśnie rysował, wprawiając go zakłopotanie. Ma go narysować? Poprosić, żeby poszedł gdzie indziej? Przecież chłopak w końcu zauważy, że biedny uczeń zerka w jego stronę co pięć sekund, no i co sobie wtedy pomyśli?
Dokończył szybko szkic, skupiając się, by uwzględnić najważniejsze szczegóły (w tym nieznajomego), powrzucał wszystkie ołówki byle jak do torby (potem tego żałował i modlił się, by żaden z cennych 8B Hyungwona nie był połamany) i jedną nogą był już poza parkiem, kiedy odezwał się chłopak z sąsiedniej ławki.
- Nie pokażesz mi?
- Huh?
- No, rysunku - uśmiechnął się promiennie i odwrócił dumnie swoje własne dzieło (które cały czas leżało na jego kolanach) w stronę Changkyuna.
Prawie odjęło mu mowę. Bardzo sprytny, zamiast tradycyjnego grafitu, chłopak używał czarnych kartek i białej kredy, czasem dodając jakieś zielone akcenty. Ciemnowłosy przesiedział w parku prawie cały dzień, a jego praca nie była nawet w połowie tak piękna, jak ta, którą miał przed oczami. (Wcale nie był zazdrosny, ani trochę.)
- Nie, przez ciebie mam ochotę wywalić go najbliższego zielonego śmietnika - powiedział całkiem szczerze, a różowo-teraz-włosy cicho zachichotał.
- To żółte kubły są na papier.
Changkyun nie potrafił opanować swojej twarzy, na której nagle pojawił się niewielki uśmiech.
- Znamy się? - podszedł bliżej i wystawił dłoń.
- Chodzimy razem do klasy, miło, że zauważyłeś - i tak uścisnął dłoń Changkyuna, nie przejmując się całkowicie tym, że wyglądała, jakby pokryta cienką warstwą żelaza.
- Wybacz, nie przyglądałem się jeszcze innym uczniom.
- Ale planowałeś? - Changkyun tylko popatrzył na niego spode łba, więc chłopak natychmiast się poprawił. - Jestem Minhyuk, ostatnia ławka pod oknem.
- Ładnie rysujesz, Minhyuk - Lim nieśmiało przysiadł się na ławkę kolegi.
- Dlatego jestem w szkole plastycznej, jak ty zresztą.
- Ja jestem raczej tylko przez mojego wspaniałego przyjaciela - podsunął Minhyukowi swój nieskończony jeszcze rysunek. - Nawet nie potrafię rysować.
- Hm, może nie jest to dzieło na skalę Picassa, ale mnie się podoba - uniósł rysunek do światła, przyglądając się dokładnie każdej kresce, wykonanej przez Changkyuna. - Za mocno przyciskasz rysik, będą ślady, jeśli coś ci nie wyjdzie.
- No właśnie, już są - popatrzył na swój rysunek, trzymany przez chude palce kolegi z klasy, o uroczym chichocie.
- Jeśli tobie się nie podoba, to ja chętnie sobie go zatrzymam.
- Proszę.
Chyba za szybko się zgodził. Z jednej strony bardzo miło słyszeć te komplementy z ust Minhyuka, a z drugiej strony zastanawiał się czy są szczere, przecież nie był ślepy, widział, jak bardzo beznadziejnym jest artystą. No i była jeszcze trzecia strona - ocena wagi trzeciej. Pracę musiał oddać na za dwa dni, powinien zdążyć zrobić nową, ale jednak dobrze było mieć to już z głowy.
- Changie... czym ty się interesujesz? - wypalił nagle białowłosy (ach, to Słońce, tak bawi się kolorami), jeżdżąc palcem wzdłuż ciemnych linii, tworzących drzewa.
- Muzyką.
- To dlaczego nie jesteś w szkole muzycznej?
Dobre pytanie, ale przecież już na nie wcześniej odpowiedział - przez Hyungwona.
- Nie wiem, chyba po prostu się boję.
- Wiesz, męczysz się tutaj i marnujesz - zdjął wreszcie wzrok z karki i popatrzył na Changkyuna oczami przepełnionymi łagodnym współczuciem. - Twórz to, co umie-, to, co kochasz tworzyć.
- Ładny masz kolor włosów - wyskoczył znikąd Changkyun, nie chcąc słuchać kolejnego wykładu na temat pasji, sensu życia czy przyszłej pracy, tym bardziej, że Minhyuk wyglądał na takiego, co potrafiłby go przekonać do zmiany szkoły jeszcze w tym tygodniu.
- Łososiowy, ale nie przerywaj.
- A widziałeś kiedyś w ogóle, jak wygląda łosoś?