Rozdział XXII

2.8K 312 24
                                    

Cześć! Chciałam tylko napisać (zauważyłyście, że praktycznie za każdym razem zaczynam w ten sposób notatkę?), że kolejny rozdział najprawdopodobniej pojawi się dopiero za dwa tygodnie, ponieważ mam teraz naprawdę dużo nauki. Miłego czytania i proszę o komentarze! x

_________

Obudziło go gwałtowne pukanie do drzwi.

- Louis - usłyszał. Był to głos pani Burden. - Harry wysłał mnie, żebym się upewniła, że wstałeś. Twój samolot do Denver odlatuje za godzinę!

Denver?

Louis zapomniał o zbiórce pieniędzy Anne. Był tak całkowicie pochłonięty Jolene i cielętami, sposobem, w jaki czuł się, drżąc w ramionach Harry'ego, kiedy było już po wszystkim... Nie myślał o Denver.

- Tak - wychrypiał, mrugając i przesuwając się w górę, przejeżdżając dłonią po splątanych włosach. - Tak, ja...

Jego umysł pędził. Louis chciał Harry'ego. Chciał go tylko dla siebie, chciał dostać szansę zestalenia tego, co było między nimi. Ale teraz musiał się pospieszyć, spakować walizkę i spróbować przypomnieć sobie, gdzie włożył kluczyki.

Później... pomyślał. Później.

Uśmiechnął się, wyobrażając sobie Harry'ego w smokingu.

*

Ich samolot wylądował na południowym wschodzie miasta. Była piękna pogoda, a jasne wiosenne światło słoneczne odbijało się od okien samotnego terminalu na lotnisku, kiedy wyszli z samolotu.

- Kurewsko dziwne, prawda? – zapytał Niall Louisa, osłaniając oczy przed blaskiem, gdy rozejrzał się, zwracając uwagę na fakt, że nie było na kogo patrzeć.

Louis skinął głową. To było dziwne. Można by powiedzieć, że nierealne. Nie rodzaj życiowego doświadczenia, które spodziewał się Louis zyskać, podróżując prywatnym odrzutowcem i zasypiając na jego fantazyjnej skórzanej kanapie.

Nigdy nie oczekiwałem również, że będę pomagał rodzić krowie w strugach deszczu. Jego usta wykręciły się w małym uśmieszku, na myśl o ostatnich dwudziestu lub więcej godzinach i instynktownie popatrzył on na Harry'ego, gdy myślał o tym wszystkim. Jego serce gwałtownie urosło i podskoczyło na jego widok. Wciąż był zaspany, miał torbę z ubraniami na jednym ramieniu, pilotki na jego nosie były przekrzywione, a jego włosy wyglądały jak włosy szalonego naukowca. To było urocze.

- Co? – wymruczał Harry, powolny uśmiech wypłynął na jego twarz.

Louis wzruszył ramionami i zatrzymał się, by na niego poczekać, unosząc brwi i nie mogąc powstrzymać uśmiechu.

- Nic - powiedział, wyciągając rękę i ciągnąc za jedną ze szlufek w dżinsach Harry'ego.

- Ach tak? - Harry zrobił krok w osobistą przestrzeń Louisa, szczerząc się, gdy spojrzał na niego z góry.

Louis chciał pocałować go tak bardzo, że czuł się tak, jakby całe jego ciało krzyczało, błagając o to. Jego skóra mrowiła.

- Och, bracie – zawołał Niall od drzwi do terminalu, przewracając oczami. – Możecie się pospieszyć? Nasze podwózki już tu są!

Patrzyli na siebie przez koleją pyszną, ociągającą się chwilę, zanim nie zaśmiali się i podążyli za Niallem, z dłonią Harry'ego, spoczywającą w dole pleców Louisa.

Później, pomyślał Louis. Jego puls wariował. Później.

Harry załatwił oddzielne samochody, by zabrały ich do miasta. Louis musiał pojechać po kilka rzeczy do swojego mieszkania – garnitur, który miał na sobie, kiedy pierwszy raz przyjechał do Wyoming, nie był odpowiedni na tego typu imprezy – i chciał spakować trochę swoich innych ubrań, żeby mieli je już ze sobą, kiedy będą chcieli wracać do Sheridan. Plus obiecał Zaynowi wyjście na drinka tylko we dwoje, zanim nie pójdą na zbiórkę, ale czuł się trochę winnym tego, że tracił cenne sekundy bycia z Harrym.

Wild And Unruly (Larry Stylinson) - TłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz