Rozdział 9

3.3K 208 39
                                    

-No proszę, mój uczeń mnie dziś zadziwia.-uśmiechnął się.-Najpierw przynosi mi ciało miłości swojego życia, a potem ona odżywa i chce mnie zabić.
Machnął delikatnie palcami, zostałam odrzucona na dobre kilkadziesiąt metrów. Nie mogłam nabrać powietrza i zaczęłam się dusić.
Do pomieszczenia wpadł Ben zwabiony hałasami. Przeraził się widząc mnie na ziemi walczącą o tlen.
-Oszukałeś mnie.-syknął Snoke.-Jednak jestem w stanie o tym zapomnieć. Musisz tylko wyciągnąć swój miecz i zabić ją szybciej niż to, że nie może oddychać.
Ben podszedł do mnie. Złapałam się mocno jego nogi.
A potem powieki stawały się coraz cięższe, aż się zamknęły.
~.~
-Za długo czekałeś!-krzyknął Najwyższy Dowódca.
Wtedy Kylo usłyszał charakterystyczny świst pocisku laserowego. Odwrócił głowę za czerwonym światłem, które uderzyło w Snoke'a. Do sali weszli Skywalkerowie. Ben odczytał to jako znak do ratowania Padmé.
-Jak to było? 30 uciśnięć i 2 wdechy?-spytał sam siebie. Zdenerwował się, że dziewczyna nie budzi się. Był już bardzo zmęczony, gdy wpadł na pomysł użycia Mocy do ratunku przyjaciółki. Zaczął wtaczać jej ogromne ilości powietrza do płuc.
-Ben.-Luke złapał go za ramię.
-Tym razem ją uratuję!
Rey usiadła naprzeciw chłopaka, po drugiej stronie Padmé.
-Co mam robić?-spytała.
-Najlepiej mnie nie zabijaj.-uniósł kącik ust. Jego ojciec robił taką samą minę.-Musisz sobie wyobrazić powietrze jako coś widzialnego i żywego, a potem kazać mu napłynąć do płuc.
-Kazać? A może poprosić?-Rey zaczęła nieśmiało powtarzać ruchy młodego Solo.
Spojrzał na nią jak na idiotkę, ale był na tyle zdesperowany, że błagał powietrze, by ratowało jego przyjaciółkę.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy i zaczęła kaszleć.
~.~
-Padmé!-Ben wziął mnie na ręce. Obraz był dalej zamglony i kręciło mi się w głowie.
-Nie udało mi się zabić Snoke'a.-szepnęłam wtulając się w niego.
-Ja cię wyręczyłam.-usłyszałam Rey.-I nie martw się, nie chcę już zabić Ky... Bena.
Młody Solo pocałował mnie w czoło.
-Zawiozę cię na D'Qar.-powiedział.
-A co z tobą?
-Ja się gdzieś ukryję.
-Możesz jechać z nami.-do rozmowy włączył się Luke.-Twoja matka ucieszy się na twój widok.
-Ale jak ja spojrzę ojcu w oczy...
-Damy radę.-uśmiechnęłam się słabo.-Obronię cię.

Nim dolecieliśmy na D'Qar (Rey siedziała za sterami) trochę mi się polepszyło. Ben całą drogę czuwał przy mnie, nadrabialiśmy 12 lat.
-Padmé... Kocham cię.
-Wiem. I wiedziałam to zawsze.
Rey pokręciła tylko głową.
-Widzę D'Qar.-powiedziała i chwyciła radio.
-Silver Strike do bazy, prosimy o pozwolenie na lądowanie.
-Baza do Silver Strike'a, zezwalam. Kto na pokładzie?
-Rey Skywalker, Padmé Verero i... I Ben Solo.
-KYLO REN?!
-Nie. Ben Solo.
-Masz miejsce w hangarze. Generał Organa będzie czekać.
Rey podeszła do lądowania. Wstałam i wyciągnęłam miecz.
-Co ty robisz?-spytał Ben.
-Okryłeś się nienajlepszą sławą. Założę się, że conajmniej jedna osoba będzie chciała cię zabić.-zlustrowałam go wzrokiem.-Nie możesz tak wyjść.-stanęłam na palcach i odpięłam mu pelerynę oraz ściągnęłam rękawiczki.
-Już? Dobrze?
-Powiedzmy. Ja wychodzę z Rey i uspokajam sytuację.

Córka Luke'a zaczęła świdrować ludzi wzrokiem.
-Oddacie broń. Nie zabijecie Bena.
-Oddamy broń. Nie zabijemy Bena.-powiedzieli wszyscy. Rey musiała mnie złapać, bo sama chciałam oddać blastera i miecz.
Po kilku minutach wszyscy stali z powrotem na swoich miejscach, a za nami była gigantyczna góra najróżniejszej broni.
Młody Solo wyszedł ze Strike'a. Tłum patrzył na niego z niechęcią.
-Ben, kochanie!-Leia podbiegła do syna i go przytuliła.
-Mamo... Przepraszam...
-Chodź tu, młody.-Han poklepał go po plecach.
-Ciebie też, tato...
-To było tylko draśnięcie, nie ma się czym przejmować.-machnął ręką.
-Dziękuję, że go przywiozłaś.-powiedziała do mnie Leia płacząc.
-Przecież bym go nie zostawiła po Ciemnej Stronie. Obiecałam wam to kiedyś.
Rodzice puścili syna, a ten podniósł mnie i pocałował.
-Nie boli cię noga?-spytałam.
-Boli. Ale teraz to nie jest ważne.

-Nie pozwolę ci trzeci raz umrzeć, będę zawsze przy tobie i nigdy cię nie opuszczę.
-Nie dam ci przejść znowu na Ciemną Stronę Mocy, zabić kogokolwiek z rodziny i będę opatrywać wszystkie twoje rany.
-Prawem nadanym mi przez samego siebie, jako kapitan Sokoła Millennium, najwspanialszego, najszybszego, naj...
-Han!
-Okej, okej. Ogłaszam was mężem i żoną. Ben, możesz ją pocałować.
Wszyscy zaczęli wiwatować.
Mój mąż był ubrany jak za czasów wielkiego mistrza Ren, a ja w białą wersję stroju Rey, co czyniło nas najdziwniejszą młodą parą w galaktyce.
Wyszliśmy z Sokoła razem z moimi teściami, Chewbaccą oraz Skywalkerami i przenieśliśmy się na hangar, gdzie zaczynała się impreza.
-Ben, muszę ci coś wyznać.
-Słucham cię, pani Solo.
-Miałam ci to powiedzieć przed ślubem, jednak postanowiłam poczekać na ten moment.-nabrałam powietrza i spojrzałam mu w oczy. Tak, to z nim chciałam spędzić resztę życia.-Będziemy mieli dziecko. Jestem w ciąży.
Bena najwyraźniej zatkało. Zamiast niego przemówił R2-D2, który przyjechał do nas.
-Tak, R2. Możesz być wujkiem.-pogłaskałam robota.-Ty też, BB-8.-uśmiechnęłam się do drugiego.
-Będę tatą!-krzyknął Ben śmiejąc się. Podniósł mnie i zaczął obracać.
-Fajnie będzie do momentu, gdy twoje dziecko cię zabije.-mruknął Han.
-Och, nie kracz już!-Leia go szturchnęła.-Ciesz się, że dziadkiem będziesz.
-Będę z nim latał Sokołem, nauczę je strzelać z blastera...-rozmarzył się.
-Po moim trupie!-powiedział Ben.-Chyba, że ze mną, Padmé, mamą... albo kimkolwiek.
-Z Chewie'm.-uśmiechnął się.
-Ja bym posłała je do szkoły Luke'a.-wtrąciła Leia. Ben przewrócił oczami.
-To co, nasze dziecko będzie szmuglerem czy Jedi?-spytałam męża podśmiewając się z pomysłów przyszłych dziadków.
-Wystarczy mi, że będzie szczęśliwe.

Miałam coś pozmieniać, ale wczorajszy dzień całkowicie mnie rozbił i wytrącił z równowagi, więc musiałam wam zaserwować takie oto zakończenie.

Przyjaciel |Star Wars|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz