10. Człowiek jest podobny tchnieniu lekkiemu, dni jego jak cień przemijający

1K 71 0
                                    

10. Człowiek jest podobny tchnieniu lekkiemu, dni jego jak cień przemijający.

Szli niedaleko za mężczyzną który wcześniej zaprosił ich do samochodu. Przyjechali polną drogą pod jakiś dom na pustkowiu i właśnie do niego zmierzali. Oboje tak samo spokojni i zrelaksowani, choć wcale nie powinni. Ich przewodnik pogwizdywał cicho i z uśmiechem rozglądał się po polach wokół nich.

- Piękna dzisiaj pogoda, nieprawdaż? - zapytał beztrosko, choć nie doczekał się odpowiedzi.

Drzwi otworzyła im para mężczyzn wyglądających jak goryle. Uwagę braci zwrócił fakt, że zamykają je za nimi na klucz.

- Proszę do salonu - powiedział beztrosko mężczyzna zdejmując okulary, dzięki czemu zauważyli jedno całe białe oko. Nagle Mycroft zatrzymał się w pół kroku.

- Ale ja pana znam - stwierdził po przyjrzeniu się. - Pan Morgan?

- Zgadza się. Rozumiem że poznał mnie pan dopiero po zobaczeniu mego oka, nie mam tego za złe -powiedział wchodząc do wielkiego, jasnego salonu z karmelowymi ścianami i wielkimi oknami i siadając w fotelu. - Lecz mogą panowie wierzyć lub nie, ale właśnie wpadli panowie w pułapkę.

- Gdzie jest Cath? - zapytał Sherlock nie zważając na wcześniejsze stwierdzenie Morgana.

- O, widzę że młodszy pan Holmes bardziej martwi się o siostrę niż o siebie - uśmiechnął się mężczyzna. - Panna Holmes jest aktualnie wraz z moimi kolegami w piwnicy. Jednak wolałbym jeszcze zostać trochę tutaj, ponieważ tam nie jest zbyt bardzo ładnie. Zapewniam że moi koledzy są dżentelmenami którzy potrafią się obchodzić z kobietą. Do czasu oczywiście. Póki co chciałbym z panami jeszcze pogawędzić.

- Dlaczego ją porwaliście?- drążył dalej Sherlock.

- Zaraz o tym wszystkim opowiem - powiedział Morgan usadawiając się wygodniej w fotelu i uśmiechając się miło - Zapewne młodszy pan Holmes pamięta sprawę którą rozwiązywał kilka tygodni temu. Tą z zabójstwem, a następnie z samobójstwem zabójcy - sprecyzował. - Oboje ci panowie pracowali dla mnie. Tworzę tu swego rodzaju grupę dla osób z różnymi poglądami. W pewnym sensie rozwiązujemy problemy. Ludzie wstępują jeśli jakiś człowiek mu zawadza. My się nim zajmujemy, a ten człowiek jest zobowiązany do członkostwa i wykonywania poleceń. Inaczej ginie i on. Mamy zlecenia na ludzi, którzy wiedzą o kimś za dużo, na kochanków swoich partnerów lub zbyt głośnych sąsiadów. Lub na ludzi ważnych, zasiadających w rządzie, poszczególnych policjantów... Zawsze się sprawdzamy - uśmiechnął się dumnie. - Adams kiedyś zgłosił właśnie kochanka swojej żony. Potem przez jakiś czas zabijał dla mnie, lecz potem zaczął mieć wyrzuty sumienia, ponieważ był wierzący. Odszedł po kilku miesiącach. Rowell był jego serdecznym przyjacielem, bardzo wiernym naszemu zgromadzeniu. Gdy Adams przyczynił się swą zdradą do śmierci żony Rowella, ten postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i samemu rozprawić się z nim, nie czekając na mój rozkaz, który i tak by po czasie nastąpił. Adams zginął, zwracając tym samym uwagę młodego pana Holmesa. Rowell potem popełnił samobójstwo, nie mógł żyć bez żony i w pewien sposób mnie zawiódł, ale nie o tym teraz. W każdym razie zginąłby, albo z rąk moich popleczników albo za kratkami. Tymi wybrykami jednak zwrócił uwagę pana Holmesa i gdyby tylko policja przyznała się przed nim do licznych niewyjaśnionych zabójstw to praktycznie od razu udałoby mu się o nas dowiedzieć - skinął głową Sherlockowi. - Jedynym wyjściem było pozbycie się pana. A wiem od moich popleczników którym zleciłem obserwować pana poczynania że ważną osobą dla pana jest pańska siostra. Co prawda był również ten były żołnierz, ale liche dziewczątko... Do tego związane więzami krwi... Cudowny cel - zaśmiał się - Byłem pewien że panowie przybiegną tu ją ratować. Starszy pan Holmes był bardzo zgrabnym bonusem do tego wszystkiego, ponieważ gdybym zlikwidował jego rodzeństwo na pewno znalazł by ich zabójców. Dla jasności, bardzo podziwiam panów bystrość, inteligencję i umiejętność dedukcji. Inaczej nie robiłbym sobie tyle zachodu żeby panów tu zwieść - zachichotał i spojrzał na zegarek na ręce. - No, myślę że tyle czasu starczyło moim kolegom. Bardzo żal mi opuszczać ten salon, ale będę musiał panów zaprosić do piwnicy. Proszę za mną.

Wyszli z jasnego pokoju, podążyli korytarzem z karmelowymi ścianami i zatrzymali się przed bogato zdobionymi, jak zresztą wszystko w tym domu, drzwiami z jasnego drewna. Morgan puścił ich przodem i zeszli po schodach do chłodnych suteryn. Podłoga była po prostu odlana z betonu, podobnie ściany. Przeszli do pomieszczenia za żelaznymi drzwiami. Tam zobaczyli najpierw kilku osiłków rozmawiających i śmiejących się, następnie jakieś poobijane, zakrwawione ciało pod ścianą, które dopiero po dłuższym przyjrzeniu można było uznać za Cath.

- Przepraszam panów - Morgan wyminął ich podszedł do jednego z goryli, najprawdopodobniej lidera. - Powiedz mi, Damon, co kazałem ci zrobić z tą dziewczyną?

- No, lekko potłuc, ale nie za bardzo - odparł zadowolony z siebie.

- A teraz spójrz na nią, czy ona jest lekko potłuczona czy zmasakrowana?

- Nooo... Ja bym szefie powiedział że tak pomiędzy - wydukał z trudem.

- Dziewczyna i tak miała umrzeć, ale... Nie będę znosił takiego idiotyzmu - Morgan wyjął z garnituru broń i bez zbędnych ceregieli zastrzelił Damona.

- No cóż panowie, my z kolegami na chwilę was zostawimy z siostrą, proszę zrobić co się zrobić chce i za chwilę wrócimy dokończyć rozmowę - skinął na osiłków żeby zabrali ze sobą ciało Damona i razem z nimi wyszedł zamykając za sobą drzwi. Gdy tylko to się stało bracia podbiegli do leżącej Cath.

- Jest w krytycznym stanie, jeśli szybko nie zabierzemy jej do szpitala umrze - orzekł Mycroft oglądając rany siostry.

- Ciekawe jak to zrobimy - sarknął zdenerwowany Sherlock. - Czemu jak John jest potrzebny to go nie ma?!

- Myślisz że udałoby mu się skupić na leczeniu jej? - powiedział sarkastycznie starszy Holmes badając puls dziewczyny.

- Dlaczego miałoby mu się to nie udać? - zapytał detektyw wycierając twarz Cath z krwi i brudu.

- Przecież oni mają się ku sobie - stwierdził Mycroft, jakby to było oczywiste.

- Naprawdę? - zdziwił się mocno Sherlock przerywając na chwile ruchy ręką.

- Ty jednak jesteś ślepy! - zdenerwowała się głowa brytyjskiego rządu. -Zresztą, nie to teraz ważne! Ważne jest to, jak mamy zrobić żeby dożyła do momentu aż uda nam się zabrać ją do szpitala!

W tym momencie usłyszeli otwierające się i uderzające w ścianę drzwi.

- Koniec czasu, panowie! - zakomunikował Morgan wchodząc do środka. - Mam nadzieje że zdążyli panowie pożegnać się z siostrą, jednak nie będą musieli panowie zbyt długo czekać aby się z nią spotkać znowu.

Najtrudniejsze Zadanie || SherlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz