Czemu mrożona kawa potrafi tak szybko postawić człowieka na nogi? A czekoladowe ciasteczka umieją dać człowiekowi jakiś powód do dalszej egzystencji? Nie wiem, na jakiej zasadzie te dwie rzeczy działają, ale łącząc je można dać sobie mocną dawkę kopa w dupę, czy coś. W każdym razie, chyba tylko te dwa przysmaki pozostaną ze mną na zawsze, do końca życia. Patrząc na to tak; nie mam przyjaciół, o spędzaniu jakiegokolwiek czasu z rodziną nawet nie wymieniam. W takiej sytuacji właściwie pozostaje mi tylko ożenić się z kawą i mieć dzieci z ciasteczkami czekoladowymi.
Ahhhh, piękna alternatywna na życie, nieprawdaż? Tylko jakby tu ją dobrze wcielić w mój byt? Mimo dużych ambicji do zrealizowania tego pomysłu, raczej nawet najbardziej chory człowiek na świecie, nie udzieliłby mi ślubu z kawą. No chyba, że...
Z rozmyślania wyrwał mnie krzyk mojej siostry, która w swojej „superduper nowej sukience" wbiegła do kuchni. Pominąłem fakt, że prawie przy tym się wywaliła, bo postanowiłem nie pogrążać tego małego grzybka, aż tak bardzo.
Gdy już znalazła się przy stole, tuż obok mnie, chwyciła za słoik z nutellą. Pewnie wszystko było by całkiem spoko i wydawałoby się rzeczą normalną, ale znów pominąłem jeden wątek. Jaki? A to bardzo ciekawe. Bo moja młodsza członkini rodziny nie lubi smarować chleb nutellą. Ona preferuje nowy styl jedzenia. Ona woli upierdolić sobie, za przeproszeniem całą powierzchnię wokół ust, a później próbować to zlizywać. Czego nie dosięgnie językiem po prostu wyciera w chleb.
Myśl o tym, w kogo się wdała przechodzi mnie, co dzień. Aż nie potrafię się przyznać sam przed sobą, że jesteśmy spokrewnieni. Ale spokojnie Luke, jeszcze miesiąc, skończysz szkołę i jesteś wolnym człowiekiem.
Gdy skończyłem konsumować ciasteczka i dopiłem poranną kawkę, odszedłem od stołu zasuwając za sobą krzesło, a kątem oka zerknąłem na Laylę. Dopóki rodzice nie będą jej kazać ubierać się, pozostanie tu i dalej będzie się syfić po twarzy. Zastanawia mnie, dlaczego ja taki nie byłem.
Wciągnąłem na ramiona bluzę i słyszałem jak, któryś z rodzicieli zaczyna schodzić na dół. Dobra, czyli trzeba uciekać. Jak pomyślałem, tak też uczyniłem. Otworzyłem drzwi i zaciągnąłem się świeżym powietrzem, które mnie nie opuści, aż do momentu, kiedy wejdę do szkoły. Wyszedłem z posesji i w tamtym momencie od razu założyłem na głowę kaptur. Nie było mi zimno, po prostu z nim czuje się pewniej. Tak samo pewniej się czuję przez resztę dnia, gdy ucieknę przed konfrontacją z moją matką, czy ojcem. Odkąd ich firma rozwinęła się i weszła na wysoki szczebel, zupełnie zapominają o czymś takim jak „czas poświęcany dla dzieci". To już nie chodzi o mnie, bo w rzeczywistości wszedłem w dorosłe życie i od tamtej pory traktują mnie surowiej, niż kiedykolwiek przedtem. Głównie chodzi tu o Laylę, która ma dopiero niecałe 8 lat i jak mniemam, opieka czy spędzanie czasu z rodzicem jest bardzo istotna. Zamiast tego ma tablety i najlepsze telefony.
Będąc szczerym wcale jej nie zazdroszczę. Gdy byłem w jej wieku rodzice cały czas przy mnie latali, chcąc mi zapewnić jak najkorzystniejsze warunki do życia. Po jakimś czasie się zniechęcili do tego, ale winą było moje zachowanie. Odpychałem ich dobroć i miłość, bo jak sam uważałem – i uważam dalej – potrafię o siebie sam lepiej zadbać. Jest to poniekąd prawda, bo patrząc na to jak sytuacja w domu wygląda teraz, gdybym nie potrafił nic zrobić, pewnie stałbym się taką kluchą, zależną od swoich rodziców. Bleh, nawet nie umiem sobie siebie wyobrazić teraz w postaci takiej kluski.
Kiedy to pogrążony byłem w moich myślach, ukradkiem oka zobaczyłem znajomą twarz. Chwilkę później dziewczyna wpadła w poślizg na mokrym asfalcie i wywaliła się razem ze swoim rowerem.
Podejść? Pomóc? Czy może pozostać egoistycznym gówniarzem, którym jestem mimo wszystko. Przez chwilę biłem się z myślami i moją dobrą, ukrytą stroną mnie, aż postanowiłem zainterweniować. W końcu to dama w opałach, nie mogę pozwolić by coś się jej stało.
Szybkim krokiem wszedłem na drogę i pierw podniosłem rower, który dociskał drobną posturę do ziemi, a następnie wystawiłem w stronę „koleżanki, ze szkoły" rękę. Gdy uniosła na mnie wzrok zauważyłem coś, czego wcześniej nie potrafiłem dostrzec. Dlaczego miała lekko podbite oko, a jej warga była w kilku miejscach rozcięta? Pytanie to, utkwiło mi w głowie i przez resztę tej sytuacji nie chciało z niej wyjść.
Uśmiechnąłem się, bo stwierdziłem, że tak wypada, gdy dziewczyna w końcu swoją zimną dłonią, chwyciła mojej i podniosła się. Zaczęła się otrzepywać z wszelkich kamyczków, które pozostały na jej sukience.
- Następnym razem przespaceruj się, gdy widzisz, że jest mokro – odezwałem się w końcu, by uniknąć niezręcznej ciszy. Na jej twarzy przebiegł cień uśmiechu, ale tak szybko jak się pojawił, tak szybko też zniknął.
- Nie obraziłabym się, gdyby coś mi się stało – co jej wpadło do głowy, by tak myśleć?
- Nie wygaduj głupot, mała. Zamiast tego pozwól, że odprowadzę cię, aż pod samą salę, w szkole. Chce mieć pewność, że znów nie wsiądziesz na ten piekielny rower.
Pogodny uśmiech na mojej twarzy, sprawił, że nawet dziewczyna z kącikami ust, wzniesionymi ku górze, pokiwała głową na znak zgody. Chwilę później wciągnąłem ją w zawziętą rozmowę o pogodzie.
Szkoda tylko, że to był pierwszy i ostatni raz, kiedy mogłem z nią porozmawiać...
+ Ohayo! Witam gorąco i bardzo serdecznie, w tym długim rozdziale. Chryste, nie mam pojęcia co mnie natchnęło by to napisać, ale mimo, że zwlekałam z tym miesiąc, chce wam podarować ten rozdział jako spóźniony prezent na dzień dziecka. Buziaczki i mam nadzieję, że ktoś wytrwał do końca.
CZYTASZ
CD :: lrh
FanfictionTajemnicze płyty znalezione w szkolnej szafce, mogą na stałe zmienić twoje nastawienie do ludzi. Czy podejmiesz się odsłuchania ich?