Moja nowa życiowa rola

52 5 0
                                    

Zacząłem iść przed siebie. Nie byłem pewien, czy to co robię, jest aby na pewno racjonalne, ale musiałem spróbować. Nie mogłem dłużej siedzieć bezczynnie w domu Emre'go i zajadać się popcornem, bo nie chciałem pozwolić kosmitom na to, aby zniszczyli doszczętnie nasz świat.

Swoją drogą, byłem ciekaw. Chciałem ich zobaczyć. Chciałem z nimi porozmawiać i sprawdzić, czy naprawdę są tacy, jakich ich sobie wyobrażałem. Miałem nadzieję, że dam radę się z nimi porozumieć, bo póki co nic tego nie gwarantowało, ale co szkodziło mi spróbować?

Skoro już tutaj przybyli, musieli mieć powód. Zniszczyć ludzi czy zniszczyć planetę? Zasiedlić się tutaj czy sprawić, aby Ziemia wybuchła, a razem z nią wszyscy mieszkańcy?

Tego nie wiedziałem, ale w moich planach było dowiedzieć się tego, na co odpowiedź chciałem znać jako dziecko. Tym razem jednak przeżyję wszystko sam, a nie będę siedział przed telewizorem na dywanie i oglądał losy kosmity Ferdka. Nie pytajcie. Każdy kiedyś oglądał bajki, do których teraz wstyd mu się przyznać.

Kiedy szedłem powoli do centrum miasta, mijałem ludzi, którzy uciekali przed zielonymi piorunami. Niektórych pioruny dogoniły, a po tym ludzie zamieniali się w kupkę brokatu, którą następnie rozdmuchiwał wiatr. Nie chciałem skończyć swojego żywota jako brokat, ale mówiłem sobie, że co miało być, to będzie.

Nie uciekałem. Jeśli widziałem jakiś piorun spadający z nieba w moją stronę, nie odsuwałem się. Kiedyś wymyśliłem sobie teorię, że życie każdego człowieka już z góry jest napisane, a scenariusz jest wymyślony. Naszym zadaniem jest tylko przeżyć. To tak jak w grze komputerowej. Producenci wymyślili już wszystkie poziomy czy etapy, a naszym zadaniem jest przeprowadzić naszą postać przez dane etapy i doprowadzić ją do końca.

Chciałem pomagać tym ludziom, ale za każdym razem, kiedy podbiegałem do kogoś, kto miał zaraz zostać zabity przez piorun, jakaś magiczna siła powodowała, że przed moimi oczami wszystko się zamazywało i siłą rzeczy musiałem się zatrzymać. Przykro było mi patrzeć na ludzi, którzy tak tracą swoje życie, ale nie mogłem nic zrobić. Chociaż chciałem - nie mogłem.

Byłem coraz bliżej centrum. Mimo tego, że byłem coraz bliżej, coraz mniej się bałem. Dziwne, prawda?

Nie miałem pojęcia, dlaczego mój organizm tak właśnie reaguje, ale nie myślałem o tym. W tej chwili musiałem ocalić ludzkość. Choć tak naprawdę nie byłem pewien, czy już wszyscy nie zginęli zabici przez zielone pioruny, gdyż im bliżej centrum byłem, tym mniej ludzi widziałem.

Kiedy dotarłem do samego centrum Inverness, nie widziałem żywej duszy. Bałem się o mamę. Bałem się o Emre'go. Miałem nadzieję, że jeszcze kiedyś ich zobaczę. Mogłem nawet zobaczyć ich po tej drugiej stronie, ale musiałem ich zobaczyć.

Coraz bardziej nienawidziłem siebie za to, że dałem Emre'mu samemu iść na ten spacer. Mogłem go powstrzymać. Mogłem, ale jak? Mój przyjaciel mówił, że mam mu zaufać. Zaufałem mu. To był błąd.

Za budynkiem, przy którym właśnie stałem, znajdował się tajemniczy kosmiczny statek. Wokół niego znajdowała się fioletowa mgiełka, która się ruszała, ale raczej nie była groźna. Mogłem tak tylko przypuszczać.

Przy statku nikogo nie było. Czułem się jak jakiś złodziej, który krył się przed policją z duszą na ramieniu. Mój strach był prawdziwy, ale uzasadniony.

- Dlaczego się skradasz? - spytał głos za mną, a ja podskoczyłem ze strachu i pisnąłem. Nie wiedziałem, czy to tylko moja wyobraźnia płatała mi figle, czy za mną naprawdę ktoś stał. Poza tym, głos tej istoty nie był ani trochę podobny do głosu ludzkiego. Był piskliwy i tak jakby zagłuszony.

Unnatural Creature ➳ Olly Alexander  ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz