☺1☻

1.8K 181 77
                                    

-Baekhyun, otwórz! – krzyknęła matka z łazienki.

Jak zwykle pindrzyła się na spotkanie z tym Siwonem. W sumie, nic do niego nie mam, ale czasem przesadza i mogłaby się tak mną nie wysługiwać. Wie, że nie umiem jej odmówić, bo Choi to jej pierwszy chłopak od czasów śmierci ojca. Dobrze skurwielowi, tfu. Przynajmniej się na nas nie wyżywa.

-Do cholery, Baek jak ja cię wychowałam?! Otwórz te drzwi! – wrzasnęła jeszcze raz, wyrywając mnie z zamyślenia, a gdy już wróciłem do siebie, zwlokłem się z łóżka i zszedłem na dół, w końcu wpuszczając gościa do domu. 

-Cześć młody. Twoja mama..?
-W toalecie. Zaraz zejdzie. Chyba że ją coś wciągnie do kibla, potem pożre i ona umrze w okropnych męczarniach--
-Stop. Poczekam w jadalni.
Przytaknąłem i spuściłem głowę, zamykając drzwi, po czym ruszyłem za mężczyzną.
-Yerin ci mówiła? – ponownie zaczął, zerkając na mnie zza ramienia.
-Ale o czym? – zapytałem, a moją głowę przeszło co najmniej sto pomysłów co to może być, od tego, że ma raka, aż po to, że będę ojcem.

A co jeśli mama serio mnie gwałci i... nie. Znaczy, chyba nie.

-Zabieram twoją matkę na Malediwy, na dwa tygodnie.
-O, to spoko. Przynajmniej chata wolna.
-Wiesz, chata będzie wolna, ale tak totalnie.
-Co? - spojrzałem na niego pytająco.
-Podczas naszej nieobecności będziesz mieszkał u mojego przyjaciela, Park Chanyeola. Ma dwadzieścia cztery lata, więc powinniście się dogadać - wytłumaczył, zajmując miejsce na jednym z licznych krzeseł.
-Czemu? Przecież nie jestem dzieckiem, mogę zostać sam w domu.
-Masz dopiero szesnaście lat. Poza tym, ktoś musi cię dopilnować, żebyś chodził do szkoły. Yeol przyjedzie jutro na obiad, a później pojedziecie do niego.
Wywróciłem oczami, natomiast z moich ust wydobyło się ciche prychnięcie. Akurat w tym momencie usłyszałem stukot obcasów na schodach, a po chwili głos matki, obwieszczający, że już jest i mogą wychodzić. Przytaknąłem i pożegnałem się z nimi, zajmując miejsce na kanapie i włączając telewizję.
Podczas krzyczenia na główną bohaterkę dramy, poczułem jak mój telefon wibruje, więc natychmiast wyciągnąłem go z kieszeni bluzy.
Jongin...
Od: Napalony zboczeniec: Eeeeej mam newsa pizdogrzmocie
Do: Napalony zboczeniec: Nie mam pizdy kutafilcu
Od: Napalony zboczeniec: Sprawdzałeś? Jesteś pewien? Dobra, nieważne. Kyungsoo
Do: Napalony zboczeniec: Co Kyungsoo
Od: Napalony zboczeniec: Kochałem się z nim w kiblu
Od: Napalony zboczeniec: Znaczy, zaciągnąłem go tam i na siłę zdjąłem gacie
Od: Napalony zboczeniec: Ale jak już mu wsadziłem to piszczał
Od: Napalony zboczeniec: Podobało mu się, nie?
Do: Napalony zboczeniec: Bolało go po prostu, gwałcicielu niewinnych obywateli
Od: Napalony zboczeniec: TO MIŁOŚC CHORY POJEBIE ;----; JESZCZE ZOBACZYSZ JAK RZUCA SIĘ NA MNIE
Do: Napalony zboczeniec: No chyba z nożem
Od: Napalony zboczeniec: Seks na ostro? B)
Do: Napalony zboczeniec: ...Nie piszę z tobą, demoralizujesz mnie
Zablokowałem komórkę i rzuciłem ją na sąsiedni fotel, ale zamiast na nim zostać, ona postanowiła się odbić i udać w kierunku podłogi. Wydałem z siebie bardzo męski pisk i rzuciłem się do niej z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
-Tylko nie szybka! Będę grzeczny! Pójdę do kościoła! Plis! - wykrzyczałem, po czym podniosłem urządzenie. Z ulgą odetchnąłem, patrząc na stan telefonu. Czyli jeszcze pożyję...

~*~*~*~

Rano obudziło mnie szarpanie i krzyki mej jakże cudownej rodzicielki. Przetarłem oczy i przeciągnąłem się, pytając, która godzina.
-Dwunasta. Na trzynastą przychodzi Chan – fuknęła, po czym z głośnym trzaśnięciem drzwi opuściła mój pokój.

Szybko zerwałem się z łóżka i pognałem do łazienki, po drodze wywalając się o próg drzwi. Spojrzałem na niego z wyrzutem.

-Czyhasz na moją śmierć, gnoju, e? – mruknąłem, podnosząc się z podłogi i w końcu wszedłem do toalety.

Kostka mnie bolała, więc czułem się jak mężny żołnierz na wojnie, dążący do schronu przeciwlotniczego. Brakowało mi tylko dwóch czarnych kresek na policzkach, ale szminka mamy powinna załatwić sprawę.

Rozebrałem się, patrząc na moje odbicie w ogromnym lustrze, po czym wziąłem szybki prysznic. Dokładnie wytarłem się i ubrałem, następnie udając do salonu. Wielki zegar akurat wybił trzynastą, a po domu rozniosło się głośne pukanie do drzwi frontowych. Od razu pobiegłem je otworzyć, a gdy tylko to zrobiłem, stanąłem w osłupieniu, gdyż przede mną stał wysoki, przystojny, ubrany w garnitur brunet z odstającym uszami.
-Pomylił pan domy? – spytałem bez namysłu, mierząc go wzrokiem.

Mężczyzna od razu uśmiechnął się szeroko, a ja myślałem, że dostanę palpitacji serca i umrę. Choć to mogłoby być dobre, bo bym padł w jego ramiona.

-Nie, chyba nie. Ty jesteś Baekhyun? – przemówił, a kolana się pode mną dosłownie ugięły, kiedy usłyszałem jego głęboki głos.
-T-tak. Proszę wejść we mnie. Znaczy do mnie. Znaczy, witam! – zachichotałem nerwowo, wpuszczając go do domu, a ten cicho zaśmiał się pod nosem.

Natychmiast się zarumieniłem i ledwie słyszalnie chrząknąłem, co brzmiało bardziej jak duszący się hipopotam, czym przykułem wzrok olbrzyma.

Gdy rozebrał buty, przeszliśmy do jadalni. Patrzyłem, zażenowany swą pomyłką, jak się wita z moją matką i jej mężczyzną, a następnie zasiedliśmy do stołu. Oczywiście, moje życie mnie nie lubi i musiałem siedzieć naprzeciw dryblasa.

Od razu zająłem się jedzeniem. Wolałem się nie odzywać, szczególnie, że co jakiś czas czułem na sobie rozbawiony wzrok gościa.

-Co ty taki cichy, młody? Przeważnie jesteś okropnie głośny... - mruknął Siwon, na co podniosłem wzrok znad talerza, natrafiając na tajemniczy uśmieszek Chana.

Natychmiast opuściłem głowę, a moja twarz przybrała kolor szkarłatu. Nie zdążyłem wydusić nawet słowa, nim Chanyeol zadał mi pytanie.

-Ile masz lat, Baekhyun? – uśmiechnął się, a ja myślałem, że moja twarz wyląduje zaraz w niedobrym bulgogi przyrządzonym przez moją mamę.
-Szesnaście – odpowiedziałem krótko, ponownie zajmując się posiłkiem i udawaniem, że mi smakuje.

~*~*~*~

Po skończonym obiedzie, przy którym na szczęście nie przykuwałem zbytniej uwagi, poszedłem po swoją torbę. Pożegnałem się z moją "rodzinką" i wyszliśmy z Chanyeolem z domu, a ten od razu wziął ode mnie walizkę i wpakował ją do bagażnika swego matowo-czarnego bugatti veyron, do którego chwilę później obaj wsiedliśmy. Auto ruszyło z podjazdu, natomiast ja wgapiłem się w mijające widoki, byle tylko nie patrzyć na mężczyznę. Chyba wyskoczyłbym z jadącego samochodu, gdybym napotkał jego spojrzenie.
Po trzydziestu dłużących mi się minutach dotarliśmy pod jego dom. O ile to domem można nazwać. Opisałbym to raczej jako wielką, nowoczesną willę pośrodku lasu. Kojarzyła mi się strasznie z domem Cullenów ze Zmierzchu. Może on jest wampirem?
-Wow – mruknąłem pod nosem, wychodząc z pojazdu.

Po chwili wgapiania się w cudowną budowlę, dostałem kluczami w ramię. Natychmiast je złapałem i posłałem Parkowi pytające spojrzenie.

-Otwórz mi. Muszę jeszcze wziąć twoją torbę – zaśmiał się, a ja nie chcąc przedłużać, podbiegłem do drzwi i je otworzyłem.

 Wszedłem do środka i zamarłem. Czy ja aktualnie znajduję się w niebie?

Po chwili dołączył do mnie Chanyeol.
– Podoba ci się? - zapytał, na co przytaknąłem, nie odzywając się i przeniosłem wzrok na niego.
-To... Gdzie mam spać?
-No wiesz, są dwie opcje.
-Jakie?
-Możesz spać w gościnnym lub...
-Lub?
-A, nieważne. Ale wiesz, jak coś, moje łóżko jest bardzo duże – mrugnął do mnie zalotnie, a ja zacząłem się krztusić powietrzem.

Oczywiście jemu się wydało to przezabawne, więc po wolnej przestrzeni domu rozniosło się echo śmiechu Yeola.

-To gdzie jest gościnny? – mruknąłem, zmęczony swym zażenowaniem. 
-Na górze. Pierwsze drzwi po prawej. Obok mojej sypialni – mruknął, odstawiając walizkę na podłogę.

Posłał mi tajemnicze spojrzenie, po czym poszedł, jak mi się zdawało, do kuchni.

Wzruszyłem ramionami i, zabrawszy swoją walizkę, udałem się do przeznaczonego mi pokoju.
To będą długie dwa tygodnie...

Hello, my new daddy  [chanbaek]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz