rozdział 4

830 59 1
                                    

Tris

Spaceruje wzdłóż torów. Chłodne powietrze otula moją skórę, promienie słońca przecinają twarz, wiatr delikatnie głaszcze moje włosy. Wchłaniam go całym swoim ciałem i duszą, delikatnie idąc w kierunku miasta.

Dostrzegam czyjąś sylwetkę na torach. Nie widzę go z daleka ale rozpoznaje że to brunet. Pochodzę bliżej, nosi czarne spodnie, trampki, koszule która odsłania kawałek tatuażu na jego plecach. Poznaje go. To Tobias. Odwraca się, nasze spojrzenia krzyżują się. Podbiega do mnie i obejmuje delikatnie w tali, zarzucam mu ręce na szyje. Stoimy tak i patrzymy na siebie nie mogąc na cieszyć się sobą. Nasze usta łączą się w delikatnym pocałunku co chwile stając się coraz bardziej namiętny. Tak bardzo mi go brakuje.

-Tęsknię za tobą- mówi przystawiając czoło do mojego czoła.
-Też tęsknie- wtulam się w jego tors chłonąc jego zapach. Kojarzy mi się z bezpieczeństwem, domem.

Chciałabym wierzyć że go jeszcze zobaczę. Jego ciemnoniebieskie bajkowe oczy, jego ciepłe ciało, jego nieśmiały uśmiech, stalowe spojrzenie.

Po niespełna minucie znów się całujemy. Z większym przekonaniem, starając się zapamiętać każdy milimetr stykanych do siebie warg. Smakując smak ust drugiej osoby, oddychając jednym powietrzem, wdechem i wydechem, marząc by ta chwila trwała jak najdłużej.

Przerywa nam odgłos strzał. Słychać kroki, ludzi zbliżających się do nas. W oczach tych ludzi nie ma nic więc to żołnierze OPR'u. Ktoś do nas strzela, a ja budzę się zlana potem. Wstaje z łóżka i napotykam wzrok zaniepokojonej Clarise.

-wszystko w porządku?-pyta z troską w głosie.

Kiwam głową na potwierdzenie że wszystko w porządku. Na chwile gdzieś wychodzi, wraca ze szklanką wody i mi ją podaje. Opróżniam jednym łykiem.

-Jesteś jedną z tych co jest tu pod przymusem?-patrzę na nią osłupiała- przecież widzę jaką pałasz nienawiścią do tego miejsca. Przy pierwszej okazji będziesz chciała uciec z tego miejsca, prawda?- spuszczam delikatnie głową- wiesz co. Pomogę ci stąd uciec.

Podnoszę głowę momentalnie słysząc co mówi.

-Mówisz poważnie?-pytam. Pierwszy raz się do kogoś stąd odzywam, mam lekko schrypnięty głos, ale ogólnie brzmi normalnie. Clarise na chwile patrzy na mnie zaskoczona, ale potem uśmiecha się szeroko.

-Oprócz brata masz jeszcze kogoś, nie mogą cie odwiedzić bądź nawet nie wiedzą że tu jesteś. Tęsknisz za nim a ja to wyraźnie widzę. Daj mi około 1-2 dni a ja obmyśle plan a Amel.

Amel to niewysoka dziewczyna o rudych włosach, ma duże oczy o kolorze przybliżonego do fioletu, jasną karnacje, usta pełne i wydajne. Jest pewna siebie i sprytna. Szybka i zwinna, tak samo jak ja myli ludzi swoim wyglądem, łudzi ich że jest niewinna i bezbronna, a tak naprawdę jest niebezpieczna i twarda.

-Jednak jak już uciekniesz to będziesz musiała wymyślić nową tożsamość. No wiesz, twoje imię jest dość znane.-kwituje z uśmiechem- idź spać, za kilka godzin pobudka.

-nie słyszeli nas?

-No co ty. Kamery nie mają podsłuchów, ci podatni na hipnozy śpią jak kłoda a ci nie podatni przyznają mi racje. Razem ustaliliśmy że ci pomożemy.

Jestem zaskoczona tym co słyszę. Ktoś chce mi pomóc. Chcą nastawiać własny kark aby mi pomóc. Uśmiecham się w duchu. Odtrącałam tych ludzi a oni chcą mnie stąd uwolnić. Wstąpiła we mnie iskierka nadzieji, że wrócę do Chicago i będę mogła zacząć normalne życie. Z tą myślą zasypiam bez większych problemów.

Fourtris- Ciąg Dalszy NiezgodnejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz