Luke
Michael ma za sobą już dwie chemioterapie. Po drugiej serii czuł się o wiele lepiej.
- Cześć skarbie - powiedziałem wchodząc do sali i musnąłem jego usta.
Mike uśmiechnął się przez pocałunek, ciągnąc delikatnie za końcówki moich włosów. Usiadłem obok niego na łóżku.
- Jak się dziś czujesz? - zapytałem, gładząc jego policzek. Wciąż nie potrafiłem przyzwyczaić się do jego krótkich włosów.
- Wkurzała mnie dziś pielęgniarka, która powiedziała, że po trzeciej chemioterapii, gdy włosy mi już odrosną, mogę zapomnieć o ich farbowaniu. Żadna obca baba nie będzie mi mówić, co mam robić - wyrzucił zabawnie ręce w powietrze.
Zaśmiałem się lekko, gładzac jego nadgarstek w uspakajacym geście.
- Już spokojnie Mike.
- Luke, o Boże! Nie traktuj mnie jakby był w ciąży.
- A może jesteś - zażartowałem.
Podniósł się bardziej do pozycji siedzącej.
- Wiem Luke, że my kiedyś tam ten teges, ale nie chciałbym skrzywdzić tego dziecka moją chorobą.
Chciałem już coś powiedzieć, ale mi przerwał.
- Wiem, co teraz powiesz. Mike nie myśl tylko innych, bla bla bla. Okej, zrobiło się zbyt poważnie. Powiedz lepiej, jak tam próbne egzaminy?
Beznadziejnie, nie potrafię się uczyć, bo cały czas się o ciebie martwię. Spędzam w tym szpitalu 3/4 dnia, a 1/4 zajmuje mi sen, więc...
- Miałem najlepszy wynik w mojej grupie z matematyki, więc... - to akurat była prawda, moja mama jest matematyczką i w sumie nigdy nie miałem z nią problemów.
- O mój Boże, Luke. Mikey jest z Ciebie taki dumny - powiedział i przytulił się do mojego boku. Odnosiłem wrażenie, że przez nowotwór stał się o wiele bardziej słodki i uroczy (jeśli to w ogóle możliwe).
- Z ciebie też jestem dumny, wiesz - powiedziałem, gdy on wciąż opłatał mnie rękami w pasie.
Podniosl głowę i spojrzał na mnie, zakłopotany.
- Co zrobiłem? Pobiłem rekord nie chodzenia do szkoły? - zaśmiał się.
- Wygrywasz z rakiem i jesteś cholernie silny - powiedziałem i pocałowałem jego skroń.
- Uroczo - powiedział i włożył palec w dołeczek w policzku. - Najbardziej lubiłem chodzić do szkoły w piątki. Zawsze były frytki. Właściwie to miałem podwójną porcję.
- Miałeś wtyki u kucharek?
- Nie, po prostu wykorzystywałem sytuację, gdy gapiłeś się na jakąś łaskę, czy coś, a ja jadłem twoje.
Zaśmiałem się głośno, bo naprawdę nie wiedziałem, że coś takiego miało miejsce.
- Naprawdę? - zapytałem.
- Nie na niby - wywrócił oczami, a ja natychmiast pocałowałem go w czubek głowy.
- No nie denerwuj się tak.
- Przysięgam, że jeśli usłyszę to od ciebie jeszcze raz, twój płaski tyłek zaprzyjaźni się ze szpitalną podłogą.
Zasmialem się. Postanowiłem, jednak zignorować wiadomość o płaskim tyłku.
- Aww, mój kotek jest taki agresywny.
- Jaki kotek? Słonko, skarbie, kochanie, chuj wie co jeszcze. Jestem Michael, M-i-c-h-a-e-l, gdybyś zapomniał.
- No dobrze jesteś Mikey, mój Mikey - powiedziałem, a on natychmiast uśmiechnął się na moje słowa.
- Od razu lepiej, Panie Chce Być Romantyczny, Ale średnio Mi To Wychodzi.
Przyciągnąłem go bardziej do siebie tak, aby usiadł mi na kolanach.
- Wiesz, że za dwa dni mam trzecią chemioterapię.
- Wiem skarbie i...
- Ugh nie skarbie - powiedział patrząc mi w oczy. - Wiesz, że od niej wszystko będzie wiadome.
- Wiem, znaczy... Co?! - spojrzałem na niego w szoku.
- Boże Luke nie panikuj - wywrócił oczami. - Lekarze powiedzieli, że jak po drugiej zacząłem czuć się lepiej, teraz już nie może być gorzej - powiedział i złączył nasze wargi w namiętnym pocałunku.
***
skymichael
CZYTASZ
»dispirited | muke ✔️
أدب الهواة» gdzie zakochany w luke'u michael pomaga mu poderwać dziewczynę » gdzie luke domyśla, że michael coś do niego czuje, ale pozwala mu cierpieć #07 w kategorii opowiadanie 22.04.2016 ©2016 by skymichael