1. "Wyjątkowy" Dzień

7.5K 305 27
                                    

Obudziłam się około 06:30. Byłam już całkiem rozbudzona, ale było zbyt wcześnie by wyjść i zacząć oznajmiać całemu światu jaki piękny mamy dzień. Dlatego powoli, żeby nikogo nie obudzić zwlekłam się z łóżka, ubrałam i odbyłam całą toaletę poranną. Trwało to do 7:30, o której wreszcie mogłam wyjść i pójść na śniadanie. Wyszłam z pokoju i ruszyłam na dół. Tak naprawdę wcale nie chciało mi się jeść, tak samo jak nie chciało mi się myć zębów ani czesać włosów. Rodzice jednak nie pochwalają takiego zachowania nawet w wyjątkowych sytuacjach. A ta napewno była wyjątkowa. W końcu nie codziennie dostaje się list z Hogwartu i idzie na zakupy na Pokątną! Mimo to próbowałam nie ekscytować się za bardzo, przynajmnjej nie przy rodzicach i starszej siostrze - Eleonorze.
Pochodzę ze szlacheckiej rodziny, więc "takim jak my" nie przytoi, jak na ogół mówi... w sumie to tak mówią wszyscy w moim otoczeniu, ale nie ja. Dla mnie bez sensu jest to całe wywyższanie się nad innych i nietolerowanie mugolaków czy, jak oni ich nazywają, zdrajców krwii. Moja rodzina od wieków trafia do Slytherinu i Rawenclawu. Podobno kiedyś trafiali też do Gryffindoru, ale chyba to się zmieniło, wieki temu. A szkoda, jak dla mnie ta cała niechęć do Gryfonów ze strony Ślizgonów, jest bez sensu. Zawsze była, tak samo jak nie chęć Gryfonów, do Ślizgonów.
Mimo, że cieszę się z powodu rozpoczęcia Hogwartu, jestem też trochę zmartwiona. Nie chcę trafić do Slytherinu, ale nie wydaje mi się bym pasowała do Ravenclawu. Nie jestem aż tak mądra i nie bardzo chce mi się uczyć. Huflepuff z góry odpada, to wiadomo. Dla mnie Gryffindor jest spoko, ale reszta mojej rodziny... coż lepiej nie mówić co by było gdybym tam trafiła. Więc chyba tak, czy inaczej jedynym wyjściem pozostaje Slytherin. Westchnęłam.
Gdy w końcu weszłam do jadalni, okazało się, że rodzice i Elan już na mnie czekają.
-Dzień dobry ojcze, matko, Eleonoro. - powiedziałam zwyczajowo. Gdyby moja rodzina była tak jak inne, powiedziałabym "cześć, jak leci?", albo chociaż rzuciła to co zwykle, ale od niechcenia. Jednak musiałam ukrywać swoją niechęć przed tymi całymi niuansami, bo dostałabym nieźle po skórze za "niestosowne zachowanie".
-Dzień dobry - odpowiedzieli wszyscy po kolei, jak zwykle. Usiadłam do stołu i poczekałam aż skrzaty postawią talerze przed każdym. Dopiero po tym zaczęłam jeść.
-Beatrice, mam nadzieję, że pamiętasz o naszych wieczornych planach. - powiedziała mama.
-Oczywiście - odparłam, starając się nie wyrażać zbytniego entuzjazmu.
-To dobrze. Pójdzie z nami Draco, który jak wiesz, jest trzy lata młodszy od ciebie. Jego ojciec chciał zaznajomić go wcześniej dokładnie ze wszystkim, za nim pójdzie do Hogwartu. Mam nadzieję, że się nim zajmiesz - oznajmił tata.
-To będzie czysta przyjemność - odpowiedziałam neutralnym tonem, choć w środku się we mnie zagotowało. Za jakie grzechy miałam zajmować się zarozumiałmym, bardziej od mojej siostry bahorem Malfoy'ów?! Po za tym, czy rok przed Hogwartem, by nie wystarczył?! Po co zaraz trzy?! Wystarczyło mi, że jeśli trafię do Slytherinu będę musiała się nim zajmować cały czas! Czy ja wyglądam na niańkę?!

Po skończonym śniadaniu poszłam wraz z Eleonorą do ogrodu. Usiadłyśmy na krzesłach, a ona opowiadała mi o Hogwarcie. W sumie te opowieści nie były aż takie złe w porównaniu ze wszystkim innym co mówiła...

W końcu nadszedł też wieczór. Ruszyliśmy na Pokątną. Na umówionym miejscu od razu spotkaliśmy oczywiście Malfoy'ów. Zostałam wysłana wraz z moją siostrą i Draco do sklepów po potrzebne rzeczy, z życzeniami dobrej zabawy, podczas gdy dorośli usiedli i rozmawiali.
Ostatecznie mały Malfoy nie był aż tak bardzo zarozumiały jak zwykle. Przynajmniej tego po sobie nie okazywał, ale przez niego musiałam zostawać w każdym sklepie dwa razy dłużej bo chciał wszystko dokładnie obejrzeć. Cóż, czego by o nim nie mówić - to w końcu po to tu przyszedł.

Kilka godzin później byliśmy już prawię wszędzie i już kupiłam potrzebne rzeczy. Elan zaproponowała pójście na lody. Mały Malfoy zgodził się z ochotą, lecz ja musiałam kupić sobie jeszcze różdżkę. Po za tym nie miałam ochoty na lody, szczególnie w TAKIM towarzystwie. Rozstałam się więc z siostrą i obiecałam, że niedługo do nich dojdę. W czasie drogi do sklepu zapatrzyłam się na witryne ze sprzętem do Quiddich'a. Bardzo lubiłam ten sport i chciałam kiedyś należeć do drużyny. Przez krótką chwilę szłam zapatrzona w szybę. Nie spodziewałam się jednak, że nie tylko mnie w tamtej chwili coś tak zaaferuje. Nagle zderzyłam się bowiem z kimś uderzając z całej siły swoją głową o jego.
Oszołomiona upadłam na ziemię. Kiedy próbowałam wstać zakręciło mi się w głowie i upadłam z powrotem. W tym momencie ujrzałam czyjąś ręke wystawioną w moim kierunku. Spojrzałam w górę, mimo słońca świecącego w oczy starając się zobaczyć kto nademną stoi.

Fred, George i JaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz