3. "Patrz jak chodzisz, robaczku"

203 14 3
                                    

— Nancy, rusz wreszcie swoje ospałe dupsko— usłyszałam, a chwilę później poczułam strumienie lodowato zimnej wody na swojej twarzy.

Zaczęłam wściekle machać rękami w poszukiwaniu pistoletu, gdy w polu widzenia pojawiła się twarz Eda, wykrzywiona dziwnym grymasem ledwo przypominającym uśmiech.
— Spóźnisz się do szkoły, księżniczko.
Spiealaj— wymruczałam, na powrót zakrywając się kołdrą.
— Trochę szacunku dla własnego ojca — usłyszałam, po czym coś mocno szarpnęło za moje kostki.
—  Co ty... — nie dokończyłam, a mój tyłek głośno plasnął o podłogę.
Obok mnie Ed właśnie pakował kołdrę na najwyższą półkę mojej szafy.
— Jest wpół do ósmej, tak dla twojej informacji. A rozpoczęcie roku masz, jak by to ująć, za pół godziny.
Momentalnie oprzytomniałam, a moje oczy rozszerzyły się w przerażeniu.
— CHOLERA JASNA!

Rzuciłam się w stronę szafy wyciągając z niej pierwsze, co mi wpadło w ręce, po czym pognałam do łazienki i zaczęłam ogarniać się, jednocześnie myjąc zęby, szczotkując włosy i zakładając bieliznę. W ekspresowym tempie ubrałam się i wykonałam szybki makijaż, po czym wbiegłam do kuchni, chwytając w przelocie coś, co wyglądało na jadalne, złapałam torebkę wiszącą na krześle i zbiegłym po schodach mieszkania, głośno tupiąc obcasami mundurka.

Zatrzymałam się dopiero na parterze, uświadamiając sobie jedną, ważną rzecz.
Nie miałam prawa jazdy.
Za moimi plecami zabrzęczały kluczyki.
— Mogłabyś poczekać na ojca — powiedział z rozbawieniem i nutką nagany w głosie.
Przewróciłam oczami.
— Cokolwiek, Ed.

  — — —   

Przed szkołą byliśmy równo za trzy ósma. Ostatnie piętnaście minut poświęciłam na dokładne powtórzenie swojej roli.
— Uwielbiasz fizykę, jesteś kujonem, nie wychylasz się— powtarzałam jak mantrę, wciąż nie wierząc w to, co czekało mnie za kilka minut.
— Spóźnisz się.
— Wiem — warknęłam— miałam nastawiony budzik. Trzeba było nie rozładowywać mojego telefonu, grając w Cow Evolution.
Ed nic nie odpowiedział, ale zauważyłam przebłysk zażenowania na jego twarzy.
— Idź już.
Wyskoczyłam z samochodu, chcąc donośnie trzasnąć drzwiami, ale usłyszałam głos mojego kierowcy:
— Powodzenia, Nancy.

Do szkoły wbiegłam równo z dzwonkiem. Była... taka szkolna. Naprawdę, nie potrafię kreatywniej opisać wnętrza tego budynku. Nijako wyglądające białe ściany (obowiązkowo zapełnionych gablotkami z pucharami, tablicami informacyjnymi i plakatami z informacjami o nadchodzących wydarzeniach), stalowoszare szafki oraz szerokie korytarze kreowały przede mną obraz typowo idealnej, amerykańskiej szkoły. Sztywnym krokiem przemierzałam korytarze budynku, po raz kolejny zachodząc w głowę, co mnie skłoniło do przyjęcia tak absurdalnej propozycji. Mijałam chmary nastolatek ubrane w identyczne mundurki, z idealnie ułożonymi włosami i perfekcyjnym makijażem. Większość z nich szła otoczona wianuszkiem rozchichotanych koleżanek, inne pod rękę z napakowanymi osiłkami, z bluzami symbolizującymi przynależność do szkolnej drużyny przerzuconymi przez ramię. Czy czułam się przy nich jak wyrzutek? Niekoniecznie. Lata spędzone w liceum nauczyły mnie, by zawsze zachowywać twarz. Dlatego teraz, pomimo zupełnie niepotrzebnych okularów na nosie, płaskich butów, dziecinnej opaski na włosach i minimalnej warstwy makijażu, szłam z dumnie podniesioną głową. No cóż, hm, dopóki ktoś nie podstawił mi nogi, a ja nie runęłam jak długa przed siebie.

— Patrz jak chodzisz, robaczku — usłyszałam szyderczy ton nad uchem.
Gdy tylko to usłyszałam, zagotowało się we mnie. Kujon, czy nie, mam prawo do obrony własnej, prawda?

Wstałam szybko z podłogi, otrzepując spódnicę i spojrzałam w twarz mojego przeciwnika. Przede mną stała ciemnowłosa pudernica, opierająca się o umięśniony tors jakiegoś przystojniaczka. Cóż, buźka może i ładna, ale czoło myślą niezmącone. Łatwy cel. Skoro nie mogłam zafundować koleżance małego liftingu twarzy, postanowiłam zniszczyć ją elokwencją. 
Posłałam dziewczynie promienny uśmiech i odpowiedziałam:
— Zakładam, że nie jesteś upośledzona umysłowo.
Twarz lampucery wykrzywił dziwny wyraz.
— Nie podskakuj, ty...
— Skoro jesteś w pełni zdrowia psychicznego, to chyba potrafisz zauważyć idącego człowieka? Jeśli nie, to chyba czas na okulistę. Proszę, mogę ci nawet oddać swoje okulary, tobie będą bardziej potrzebne, niż mi — powiedziałam, wciskając zaskoczonej dziewczynie oprawki do rąk, po czym ruszyłam korytarzem.
Nagle usłyszałam za swoimi plecami gwizdy i oklaski. Odwróciłam się zaskoczona, aby za sobą ujrzeć grupę nastolatków, skandujących 'ku-jo-nica!" i bijących mi brawo. Wzruszyłam ramionami i zostawiłam cale zbiegowisko za sobą, wychwytując jeszcze wściekłe "kiedyś mnie popamiętasz".

Otwierając swoją szafkę uświadomiłam sobie, jaką głupotę popełniłam. Dałam tej zdzirze zerówki, jednocześnie demaskując się. W końcu, po co nosić okulary bez szkieł korekcyjnych? Musiałam je odzyskać z powrotem, zanim brunetka postanowi zrobić z nich użytek. Wróciłam na miejsce zdarzenia. Ludzie już się rozeszli, a na środku korytarza leżały moje szkła, złamane na pół. Westchnęłam z ulgą i podniosłam je. W szafce miałam jeszcze dwie pary.
— Byłaś niesamowita — wzdrygnęłam się, słysząc cichy głosik nad swoim uchem.

Uniosłam lekko głowę. Nade mną stała drobna, na oko niższa ode mnie krótkowłosa brunetka w okularach łudząco podobnych do moich. Pomimo swoich niewielkich rozmiarów była całkiem kształtna. Przymknęłam oczy. Czułam się jak w durnym, schematycznym filmie dla nastolatek. Najpierw kujon przeciwstawia się królowej szkoły, zyskując tym podziw u uciśnionej części przybytku, po czym zyskuje sojusznika w największej fajtłapie, która pomaga zdobyć kujonicy najgorętszego zawodnika w całej szkole. Nie lubiłam powielania utartych schematów, zwłaszcza w swoim życiu.
— Dzięki— wymruczałam, aby nie wyjść na niewdzięcznicę. Nie podniecały mnie popularność i zainteresowanie całej szkoły. Miałam się nie wychylać. Miałam przejść to liceum bez znajomych. Ta mała była tylko przeszkodą do ominięcia.

Ku mojemu zdziwieniu dziewczyna była mocno rozczarowana moją postawą. Wydukała ciche "to ja już sobie pójdę" i obróciła się na pięcie z zamiarem pójścia sobie.
— Czekaj — odpowiedziałam odruchowo, zanim ugryzłam się w język, ale już było za późno na ewentualny odwrót. Dziewczyna bowiem zdążyła odwrócić się do mnie z powrotem, a jej twarz rozświetlił uśmiech. Popatrzyła na mnie wyczekująco.
— Ja... Nie znam szkoły i um... Pomyślałam...
— Nie ma sprawy, oprowadzę cię — przerwała moje męczarnie, a ja sprzedałam sobie w myślach mentalną piątkę.
Krzesłem.
W czoło.

Próbowałam uśmiechnąć się zachęcająco, ale wyszedł mi z tego jakiś dziwny grymas.
— Dzięki. Jestem N-Holly. Holland Tightely — podałam jej rękę.
Potrząsnęła nią zamaszyście, uśmiechając się jeszcze szerzej, o ile to w ogóle możliwe.
— Jana Brie Bédard. Ale wszyscy mówią na mnie JBee.
Êtes-vous Français? —  zapytałam mile zaskoczona.
Disons que. Moja mama jest Kanadyjką, ale wyjechała na wymianę studencką do Francji i tam już została. Przeprowadziliśmy się do Stanów dopiero rok temu...

Dziewczyna zaczęła nawijać bez składu i ładu, a ja z braku lepszych opcji ruszyłam za nią. Na razie wydawało się, że początek mam nie najgorszy.

Zaznaczam: na razie.

  — — ——

Wrzucam, bo czemu by nie.

Nancy | Marvel FFOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz