Rozdział 7

140 5 2
                                    

Stane

Była godzinna około 16, a ja w swoim biurze czekałem na agenta Pottsa, aż przyniesie mi plany Starka, które prosiłem by mi wykradł. Może to przestępstwo, ale mnie to nie obchodzi, dla mnie tylko liczy się przejęcie firmy i rozpoczęcie produkcji broni.
-Obadiaszu co Ty tu jeszcze robisz ?-Stark wszedł do środka
-Dziś muszę zostać trochę dużej mam jeszcze papiery do sprawdzenia
-Dobrze, ale nie wolał byś odpocząć?  Przepracujesz się jeszcze
-Im szybciej to zrobię, tym później będę miał mniej
-Dobrze. To miłej pracy
-Dziękuję Howardzie. Do zobaczenia jutro - podałem mu rękę na pożegnanie.
Stark zniknął w windzie, a ja spojrzałem na zegarek. Było 15 po, a mojego informatora nie widać. Winda się otworzyła, Potts szybkim krokiem zmierzał w moją stronę
-Za co ja Ci płacę?
-Przepraszam panie Stane, ale był wielki korek i trochę dużej zaczymano mnie w pracy
-Nie chcę tego słuchać! Masz to i co Cię prosiłem
-Nie wszystko, ale kilka mam
-Czy ja prosiłem o kilka ?
-Nie. Gdybym wziął wszystko Pan Stark zorientował by się, że znikły
-Jak straci firmę to się zorietuję
-Mam nadzieję, że wtedy ja będę wolny, a nikt o tym, że pomagałem w tym się nie dowie
- Ja się już tym zajmę. A teraz precz. Zadzwonię jak będziesz mi potrzebny -wyszedł
Siadłem zza biurkiem i zacząłem przeglądać papiery. Wielu z zapisków nie rozumiałem, ale od tego mam już ludzi. Dzięki mnie firma będzie na najwyższym stopniu produkcji broni. Mnóstwo kontraktów z wojskiem.

Virgil

Mam nadzieję, że ten łysielec dotrzyma obietnicy i zapłaci mi należną sumę oraz zatrze ślady, że brałem udział w zrujnowaniu Starka. Najchętniej odrzucił bym całą tą propozycję, ale wpadłem w długi, a nie mogę pozwolić by Pepper się o tym dowiedziała. Co ona pomyśli, weźmie mnie za bezudacznika. Nie umiem utrzymać nawet siebie i córki, a co by było, gdyby Suzan z nami była, kompletnie nie dał bym rady. Dotarłem do domu.
-Pepper jesteś?
-Tak coś się stało?
-Nie. Jesteś głodna ?
-Nie, jadłam przed chwilą
Siadłem przy stole i zacząłem jeść tepo pacząc się tepo w ścianę .

Tony

Razem z Rhodeym siedziałem w zbrojowni i gadaliśmy o sprawach Iron Mana
-Myślisz, że to dobry pomysł jej o tym powiedzieć
-Tak. Ufam jej. A po za tym może będzie uwielbiać mnie jeszcze bardziej
-Haha nie rozsmieszaj mnie. Pamiętasz,  że dziś mecz ?
-Jaki mecz ?
-Ten, na który Pepper prosiła byś z nią poszedł
-Aaa ten . Mogłeś mówić tak od razu
-Ok ja lecę i radzę Ci się nie spóźnić.  Pep nie lubi spuźnialskich . A tak za nim pamiętam co z autem, które rozwalileś ?
-Jak nowe . Jak chcesz to zobacz
-Wyklepałeś ?
-Wyklepałem
Spojrzałem na godzinę była 17. Za godzinę zaczyna się mecz. Muszę się przygotować, tylko co na takie mecze się ubiera. Dobra mniejsza z tym wezmę normalne ubrania. Przebrałem się w czyste ubrania i zeszłem na dół. Było w pół do. Wziąłem kluczyki od auta i pojechałem po Pepper.

Pepper

Postanowiłam zacząć szykować się na mecz, ale kompletnie nie wiedziałam co ubrać.  Miałam dylemat między spódniczką, a czarną sukienką z długim rękawem do kolan.  Po długim zastanawianiu się ubrałam sukienkę, bo nie chciało mi się szukać żadnej pasującej bluzki. Poszłam do łazienki ubrałam rajtuzy, sukienkę oraz postawiłam makijaż, który i tak był ledwo widoczny, ale był. Chciałam już dzwonić do Tonego gdzie jest, gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Szybko ubrałam płaszcz, buty i czapkę po czym wyszłam na dwór.
-Hej. Pięknie wyglądasz-zaczął się na mnie gapić, więc pstryknęłam mu przed oczami- y... jedziemy ?
- Myślałam o tym by się przejść. Do meczu jeszcze trochę czasu
-No to możemy się przejść
Szliśmy w milczeniu od czasu do czasu wymieniając się spojrzeniem i uśmiechem.  Po kilku minutach doszliśmy na miejsce. Siedliśmy na trybunach, by usłyszałam, że ktoś mnie woła.
-Zajmij mi miejsce, a ja za chwilę wrócę
-Nie musisz tam iść
-Oj Tony zachowujesz się jak bym była twoją własnością
-Po prostu martwię się
-Że trol wyskoczy za trybun i mnie porwie
-Tak
-Oo, ale z Ciebie słodziak
-Hehe wiem o tym- haha widzę te zaczerwienienie na policzkach. Nie ukryjesz tego
Zeszłam na dół do Happeyego
-Hej Pepper. Dzięki, że przyszłaś
-Nie ma za co. Powodzenia w grze
-E ruda daj mu całusa na szczęście -zaczął krzyczeć Josh
-Zaraz Ty dostaniesz całusa pięścią jak chcesz !
-Pepper nie warto

Tony

Siedziałem i czekałem aż wróci Pepper. Nagle ktoś chciał zająć miejsce, gdzie miała siąść Pepper. Była to wysoka blondynka ubrana w pomarańczowy sweter
-Przepraszam, ale te miejsce jest zajęte
-O pierwszy raz widzę Cię w tej szkole-czy ona jest taka tepa, że nie rozumi, że te miejsce jest zajęte czy co ?- jesteś nowy?
-Nie, nie chodzę do szkoły.  Jestem tu z przyjaciółką
-A może po meczu skoczymy na jakąś małą kolację?
-Nie dzięki jestem już umówiony
-To może kiedy indziej ?
-Nie chcę być nie miły, ale jestem bardzo zarobiony i... ledwo co znalazłem czas by tu przyjść
-A rozumiem
-Yyy Whitney możesz zejść z mojego miejsca ?
-Nie widzisz, że rozmawiam Ty nie wychowany bahorze
-Tony mówiłam byś zajął mi miejsce
-To coś to twoja przyjaciółka?
-Whitney tak ? Jesteś strasznie nie miła.  To coś to człowiek i ma imię,  które brzmi Pepper, a teraz jak byś mogła to ustąp jej miejsca.
-Ooo ale jej dogadałeś-znikąd pojawił się Rhodey
-Rhodey co Ty tu robisz ?-spytałem zaszokowany
-Nie wiedziałeś, że Rhodey jest zaciekłym fanem naszej drużyny koszykówki -powiedziała Pepper siadając na swoim miejscu biorąc łyka coli.
-Okay
-Dobra cicho mecz się zaczyna
Wszyscy do około byli zapatrzeni na boisko, a ja się nudziłem i nie wiedziałem co oni takiego w tym widzą. Banda chłopaków gania za piłką i wyrzuca nią do kosza.
-Pss..Rhodey ja nic nie rozumiem
-Rób to co inni
-Aha. Okay
Nagle wszyscy wstali i zaczeli klaskać więc zrobiłem to samo, chodź nie wiedziałem z jakiego powodu lecz nie chciałem się wyróżniać. Po skończonym meczu poszedłem odprowadzić Pepper do domu i po auto.
-Fajnie było prawda ?
-Taa..
-Ej mogłeś mówić wcześniej, że nie lubisz koszykówki
-Nie to, że nie lubię, ale nie lubię patrzeć ja inni grają
-A co powiesz na to by zagrać jutro ja kontra Ty ? Kto przegra stawia pizze
-Dobra wchodzę w to!
-Zakład przyjęty.  Jutro o 15 . Przygotuj się na przegraną
-No chyba to przegrasz księżniczko
-O nie to książę nie wygra z księżniczką
-Przekonamy się jutro
-Do zobaczenia
-Do zobaczenia

My HeroOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz