Weszliśmy do pokoju, żeby się przebrać. Po paru minutach opuściliśmy jednak pomieszczenie i udaliśmy się na dolny korytarz, gdzie wszyscy byliśmy umówieni z Richardem. Nie przyszliśmy pierwsi, bo w wyznaczonym miejscu stała już pokaźna grupka skoczków, których wciąż przybywało.
-Gotowi?- usłyszeliśmy głos Freitaga.- No to idziemy.
Ruszyliśmy więc całą wielką gromadą przez ośnieżone ulice Zakopanego. Wokół panowała już ciemność, ale lampy skutecznie oświetlały nam drogę. Musieliśmy wyglądać naprawdę interesująco, zajmując całą szerokość i dość dużą część długości chodnika. Jeszcze nie patrząc na naszą liczebność, w tłumie można było usłyszeć około dziesięciu różnych języków.
-Idziemy do ,,Morskiego Oka".- Oznajmił wszystkim Rysiu.- Mówię wam, ten klub bije pozostałe na głowę.
Po paru minutach bardzo przyjemnego spacerku doszliśmy wreszcie do celu. Budynek wyglądał bardziej na jakieś biuro podróży, ale cały efekt burzyła głośna muzyka, wydobywająca się ze środka i neonowe oświetlenie. Weszliśmy tam i naszym oczom ukazało się naprawdę wielkie pomieszczenie. Zachowane tu były elementy stylu góralskiego, jaki panował w większości tutejszych budynków, lecz ogólny wystrój raczej od tego odbiegał. Czerwono-niebieskie kolory pokrywały ściany, stoliki i parkiet. Kolorowe światła błądziły po całym pomieszczeniu. W prawym rogu od wejścia stał duży, podświetlony barek.
Wszyscy natychmiast poczuli się jak w swoim żywiole i rozeszli się po całym klubie. Nasza czwórka, czyli ja, Stefan, Popinger i Diethart zamówiliśmy sobie po jednym drinku na początek i zajęliśmy jakiś stolik.
-Co wy tak po lekku?- Natychmiast wychaczył nas Richard.- Jedziemy z grubej rury, od razu wódeczka.- Uśmiechnął się zachęcająco i wyciągnął kieliszki z każdej kieszeni, jaką tylko miał. Jeden z tyłu spodni, dwa z przodu, po jednym z dwóch zewnętrznych kieszeni bluzy i jeden z wewnętrznej. Gdy całe sześć kieliszków znalazło odpowiednie miejsce dla siebie na naszym stoliku, Niemiec gwizdnął mocno i po chwili obok niego pojawił się Leyhe. Jakieś trzy skąpo ubrane dziewczyny kręciły się koło niego z kieliszkami szampana.
-To... Co polewamy?- spytał uśmiechnięty. Zauważyłem, że trzyma w ręku po jednej butelce wódki, szampana, wina, jakiegoś likieru i czegoś, czego nie umiałem nazwać, ale bez wątpienia miało w sobie alkohol.
-Czysta.- Oznajmił Freitag i Stephan już zabrał się do nalewania trunku do naszych kieliszków.
-Nie myślałeś kiedyś o pracy jako barman? Mógłbyś zrobić niezłą karierę.- Zagadałem.
-Jak tylko zrobię wielką karierę jako skoczek, na pewno nad tym pomyślę.- Uśmiechnął się i odszedł tanecznym krokiem.
-To za kolejne miejsca na podium naszych drużyn.- Freitag zasiadł koło Manuela i wzniósł toast.
-Tylko tym razem, żeby Austria pokazała, co umie i wygrała.- Zaśmiał się Stefan.
-Tak Stefciu, jasne, że pokaże.- Z sarkazmem w głosie powiedział Richard.
-Czy ten kieliszek jest dla kogoś zarezerwowany?- Usłyszeliśmy kolejny niemiecki głosik. Markus z uśmiechem na ustach usiadł koło mnie i dorwał nadprogramowy kieliszek.
-Na zdrowie.- Rysiu wyszczerzył zęby i wszyscy wznieśliśmy toast, wypijając do dna. Zadowolony Freitag poszedł zabawiać gości przy innych stolikach, ale Eisenbichler najwyraźniej nie zamierzał się ruszyć z miejsca. W sumie zachowywał się dość dziwnie, bo nie brał czynnego udziału w rozmowie, tylko patrzył w jedno miejsce bezczynnie. Popinger i Thomas po jeszcze paru toastach ruszyli na parkiet. Wszyscy ogólnie bawili się wspaniale. Norwegowie pałętali się od jednego końca sali na drugi, zatrzymując się na co ładniejszej dziewczynie i zapraszając do tańca. Później drink, znów emigracja na drugą stronę pomieszczenia i znów podryw. Zabawnie się na to wszytko patrzyło z boku.
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fanfiction[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...