Kiedy najgorszy koszmar staje się rzeczywistością, a historia zatacza tragiczne koło za sprawą jednego błogiego pocałunku. Zostaje tylko jedno walczyć z samym sobą. Trzymanie się z daleka jest niewykonalne, ona działa na niego jak magnez, który nie można zniszczyć.Na dodatek, gdy nie ma przy nim Lucy czuje się pusty w środku.
Wolałby już cały czas spadać z nieba. Czuć, że nie może zapanować nad skrzydłami. Nie móc się oprzeć wiatru.
Kiedy Tron postanowił zrzucić ich z nieba przynajmniej czuł jej ciepło i bicie serca. Ich płytkie oddechy łączyły się w jedną całość, ale też słyszał przerażone krzyki swoich przyjaciół. Wylądowali w świecie, w którym magiczne zwierzęta się ukrywają, a demony mieszkają obok ludzi, którzy nie zdają sobie z tego sprawy.
Z każdą kolejną chwilą fiołkowe oczy Daniela stawały się bardziej przerażone zdając sobie sprawę, że nie ma jej przy nim. Zdając sobie sprawę, że znowu jej się nie oparł, a przede wszystkim uświadamiając sobie, że utraciła skrzydła.
Mógł żyć wiecznie, a i tak popełni ten sam błąd. Czasami to los krzyżował im drogę, a czasami sami się znajdywali.
Teraz siedział cały przemoknięty na schodach u stóp ołtarza. Czuł na sobie wzrok wszystkich aniołów, którzy spadli razem z nimi. Poukrywali się w cieniu nocy. Przygnębieni własnym losem.
Przez dziury w dachu wpadał do środka zimny deszcz, ale i promienie księżyca, które jako tako rozświetlały mrok i ukazywały zniszczony przez lata, ale i czynniki przyrodnicze budynek, w którym się schronili.
Dusze Daniela ponownie przeszył najgorszy ból z możliwych. zacisnął swoje łapska na jego złamanym sercu. i coraz bardziej ściskał tak, że z małych ranek pojawiły się duże szpary.
Ponownie musi czekać szesnaście lat,by móc cieszyć się jej uśmiechem.
On kocha go torturować. Kocha podsyłać mu makabryczne wizje,gdy nie może sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
Tryumfalny śmiech Lucyfera rozbrzmiał w jego głowie jakby byli połączeni telepatycznie. Pragnął wywiercić sobie dziurę w głowie. Wił się z bólu, ponieważ z każdą kolejną chwilą przejmował nad nim kontrolę.
Podsyłał mu wizję, których nigdy nie chciałby zobaczyć na oczy.
On sam pośrodku swoich przyjaciół, którzy leżeli u jego stóp jakby spali, ale tylko Daniel wśród tej grupy oddychał.Tylko Daniel mógł delektować się ciepłymi promieniami słońca, rześkim wiatrem i widokiem rodzącego się życia.
Na ten widok blondwłosy zaczął potykać się o własne nogi, ale jego serce wciąż biją nadzieją, że nie znajdzie tu swojej miłej. Biło nadzieją, że do tak dramatycznych wydarzeń nie dojdzie. Ściągnął swoja turkusową bluzę, z kapturem i rozłożył skrzydła do lotu. W tamtej chwili lepiej czuł by się nie czując pod swoimi stopami twardej ziemi, ale coś przykuło jego uwagę.
Czarny ołtarz pośród jabłoni i krzewów, może gdyby nie widział na nim postaci nie zwróciłby w ogóle uwagi, ale podszedł do niego, a pod jego butami słychać było łamanie gałązek. Przyśpieszył kroku zauważając, że na czarny ołtarzu, ze srebrnymi zdobieniami leży kobieta przebita mieczem. Była ubrana w czarną sukienkę zakrywającą jej nogi. W dłoni trzymała czarną różę. Na twarzy miała maskę, która miała dwa oblicza. Drżącymi rękami ściągnął ją z niej odsłaniając, bladą cerę i piwne oczy utkwione w niebie, którego była dzieckiem.
Rozpoznał w niej nią. Jego Lucindę. Upadł na kolana biorąc ją w ramiona. Jej spojrzenie było dalekie,a skóra już zimna. W piwnych oczach Lucy nie widział już tej iskierki życia...
***
Daniel obudził się spadając z łóżka ciągnąc za sobą Lucy, na której twarzy malowało się niezadowolenie. Przynajmniej ona miała miękkie lądowanie, bo wylądowała na nagim torsie Daniela.
- Znowu miałeś koszmar. - Powiedziała, sennym głosem, przytulając się do swojego chłopaka.- O powiedź mi o nim. Razem będziemy go przeganiać.
Oddech blondwłosego powoli się uspokajał. Klatka piersiowa wróciła do normalnego rytmu, a kropelki potu przetarł dłonią.
- Nie ma o czym mówić. - Rzekł przyciągając ją bliżej siebie. - Po prostu nie powinienem przed snem oglądać tego horroru. Staliśmy się przez to jego głównymi bohaterami.
Rozejrzał się po pokoju. Przez niezasłonięte okno odbijał się księżyc i w oddali słychać było wycie psów. Jego wzrok zdążył się już przyzwyczaić do ciemności panującej w pomieszczeniu, ale wciąż widział tylko godzinę na zegarku elenktycznym i jej sylwetkę. Pod swoją dłonią czuł jej jedwabną nocną koszulkę.
,,- Nie mógłbym cię znowu stracić, -pomyślał w myślach całując ją czule w czoło.- nie mogę też ci nic powiedzieć, ponieważ nic pamiętasz z tej wojny i setek lat podczas, których odnajdywaliśmy się. Zawsze''.
- Kocham, gdy twoje oczy przybierają fioletowe odcień.- Powiedziała robiąc sobie z niego materac.
- Tylko oczy ....- Sięgnął po poduszkę akceptując to, że śpią na podłodze.
CZYTASZ
One Shoty - Cała magia zaklęta w powieściach !
Fiksi PenggemarZapraszam a bloga gdzie drogi herosów, trybutów, czarodziejów się schodzą. Daj się porwać do świata magi gdzie niemożliwe staje się możliwe. Przeżywaj razem z bohaterami ich historie i rozterki. Wejdź w szeregi Avengers. A może, któryś z bogów c...