Rozdział XI

2K 142 8
                                    

Złote promienie słońca wpadały przez okno gabinetu hokage, oświetlając kobiecą sylwetkę majaczącą wewnątrz pomieszczenia. Blondynka wpatrywała się w obraz Konohy za szybą, wyraźnie na coś czekając. Jej krótkie brwi niebezpiecznie zbliżały się do siebie, ukazując tylko część zmartwienia, które wypełniało jej serce ukryte pod ogromnym biustem.

Nagle ciszę przerwało skrzypienie starych drzwi. Brązowooka skrzywiła się, notując sobie w głowie, że musi kogoś poprosić, by je porządnie nasmarował. Oderwawszy się szybko od podobnych myśli, Tsunade uniosła wzrok na postać stojącą w wejściu. Był to zamaskowany członek Anbu, który na widok hokage jedynie kiwnął powoli głową. Serce stanęło kobiecie w piersi na przerażającą wiadomość, ukrytą w tym malutkim geście.

- Wyślij pomoc. - wydukała, starając się zachować jak najmocniejszy ton głosu. Mimo, że praktycznie znała ten bieg wydarzeń na pamięć przez swoją bujną wyobraźnię, coś w niej pękło. Usłyszawszy trzask drzwi, ukryła swą twarz w dłoniach, pozwalając samotności uwolnić słabość.

☆☆☆

- Szybciej.
Ocknęłam się z zamyślenia przez lodowaty ton głosu mojego oprawcy. Ledwo dotrzymywałam mu kroku, szedł bardzo szybko. Dobiegłam do niego, nie mając odwagi się z nim zrównać. Ktoś, kogo obawiałam się dobre kilka miesięcy idzie tuż przede mną.

Moje ręce skrępowane sznurem umocnionym chakrą powinny zaraz zacząć krwawić od nieznośnych obtarć. Uchiha w połowie drogi obudził mnie bez słowa, związał i kazał iść. W ogóle nie otworzył ust, musiałam się wszystkiego domyślać. Prawdopodobnie nie miał już siły mnie nieść. Zdradzał to ból, który na ułamki sekund wkraczał na miejsce gracji w ruchach chłopaka.

Szliśmy po ściółce leśnej, chłostając się gałęziami niskich krzewów. Wydedukowałam, że pewnie Kakashi będzie szukał lub szuka mnie górą, więc Itachi musiał zachować ostrożność. Marzyłam, by znaleźć się pośród zielonych, pachnących liści i zobaczyć srebrnowłosego. Chciałam zostawić mu jakiś ślad po sobie, lecz mój porywacz widział, czy z mojego ciała nie wydobywa się chakra i czy przypadkiem nie chce ponownie podpalić sznura i dać dyla. Spuściłam głowę, zdając sobie sprawę ze swojej bezradności.

Nagle skręciliśmy gwałtownie w bok, wchodząc prędko do jakiejś jaskini. Musiałam podskakiwać w biegu, by nadążyć za żwawym krokiem Itachiego. Nic nie rozumiejąc, patrzyłam, jak z pomocą chakry zasuwa kamienie na wejście. Gdy zrobiło się kompletnie ciemno, zapłonęła świeca. Mogłam rzucić okiem na jaskinię, a raczej pokój, w którym się znajdowaliśmy. Niczym nie różniłby się od groty stworzonej przez naturę, gdyby nie idealnie płaska 'podłoga', ciemna szafka w oddali, ledwo widoczna przy tym nikłym świetle i niski stolik stojący po środku pomieszczenia z dwiema poduszkami obok. Mogłam się tylko domyślać, że jest to jedna z 'podróżnych' kwater Akatsuki.

Itachi odwrócił się do mnie, wyciągając rękę w stronę stolika, jakby chciał powiedzieć "Tędy, Madame".

Zmęczona szybką podróżą usiadłam po turecku na jednej z poduszek, czując jak drugi koniec liny krępującej me dłonie opada na ziemię. Po chwili prawie dostałam metalową puszką, którą ledwo udało mi się złapać. Rzuciłam ciemnowłosemu wyłaniającemu się z mroku gniewne spojrzenie, a jego twarz nawet się nie poruszyła. Powoli zbliżył się do stolika i usiadł na poduszce naprzeciwko mnie. Zręcznym ruchem otworzył puszkę i z gracją przystąpił do posiłku. Czując ssanie w żołądku, przyglądałam mu się tylko, trzymając swój obiad w rękach.

Po chwili mężczyzna zatrzymał pałeczki w połowie drogi do ust.

- Dlaczego nie jesz? - spytał, unosząc powoli na mnie swój pusty wzrok. Czemu się tym przejmuje? Czyż nie jestem tylko ofiarą? Zbyt zdziwiona i przestraszona na jakąkolwiek sensowną odpowiedź, uniosłam w górę dłonie wciąż spętane sznurem. Kamienny wyraz twarzy Itachiego nie zmienił się nawet, gdy rozluźnił więzy i powrócił do posiłku.

Sięgnęłam po pałeczki, patrząc na swoje drżące mimowolnie palce. Dlaczego porywacz, zabójca i 'stalker' po miesiącach gnębienia mnie podaje mi jedzenie? Dlaczego porywa mnie z miejsca, w którym mogłabym rozpocząć szczęśliwe życie? Po co im szara dziewczyna, która nawet nie posiada mocy shinobi, jedynie potrafi wykonać kilka sztuczek? Świadomość, że moje doczesne, piękne życie zostało zniszczone, nie pozwala mi normalnie oddychać. Dlaczego ja, a nie jakąś potężną shinobi?

- Ayame.

Lodowaty głos Itachiego przywrócił mój umysł do krainy żywych. Zdałam sobie sprawę z tego, że szarpię się za włosy, zakrywając dłońmi twarz i zaciskam z całej siły oczy, w których zaczynają świecić ciepłe łzy. Zastygłam w miejscu, zastanawiając się, ile mógł trwać ten pokaz słabości. Odetchnęłam głęboko, próbując rozluźnić odmawiające posłuszeństwa mięśnie. Po chwili walki z własnym ciałem, podniosłam się i chwyciłam pałeczki, otwierając konserwę. Chwilę jeszcze czułam na sobie spojrzenie ciemnych tęczowek Itachiego, po czym mężczyzna spowrotem zajął się swoim jedzeniem.

Chyba to już załamanie nerwowe, pomyślałam, biorąc w pałeczki kawałek swojej 'potrawy' i oglądając go uważnie. Co oni będą chcieli mi zrobić? Mój wzrok zjechał na ciemnowłosego, zajętego posiłkiem. Jego blada twarz wyraźnie odcinała się od tła, jakie stanowił mrok jaskini. Co może kryć to tajemnicze lico?

Mężczyzna podniósł wzrok na mnie, jakby chciał powiedzieć mi "jedz". Westchnęłam i posłusznie zabrałam się za posiłek.

☆☆☆

Kakashi Hatake biegł przez las, nie mogąc złapać tchu. Zieleń drzew i krzewów rozmywała mu się w oczach, cienkie gałęzie chlastały go po twarzy, zostawiając po sobie krwawe ślady, a ściółka leśna osuwała mu się spod nóg. Pędził prosto przed siebie, rozpaczliwie przeszukując las, by znaleźć jakikolwiek ślad obecności Ayame. Był zbyt roztrzęsiony, by skakać po drzewach i narażać się na utratę życia, gdy ona jest w niebezpieczeństwie. Zresztą instynkt mówił mu, że powinien jej szukać na ziemi. Na wspomnienie porwania dziewczyny srebrnowłosym wstrząsnął gniew. Przyspieszył, pochylając się do przodu, by stawiać mniejszy opór powietrzu.

Kilkugodzinny, nieprzerwany sprint zdecydowanie źle działał na Kakashiego. Dojrzał ścianę skalną przed sobą. Musiał zmienić tor poruszania się, bo w takim tempie zamieni się w mokrą plamę na kamieniu. Mężczyzna przełknął ślinę i próbując zmusić ciało do współpracy, skręcił, by ominąć przeszkodę.

Jednak zamiast kontynuować biegu, poczuł rozdzierający ból, będący protestem wyczerpanych mięśni przed dalszą pracą. Nogi srebrnowłosego straciły czucie i Kakashi, Kopiujący Ninja runął w krzaki. Otwierając szeroko oczy ze zdziwienia, spróbował poruszać kończynami. Zdał sobie sprawę z tego, że kompletnie utracił nad nimi władzę, że ostro przesadził. Raz jeszcze spróbował wstać, lecz ciało kompletnie odmówiło mu posłuszeństwa, a mężczyzna nawet nie drgnął. Srebrnowłosy zacisnął pięści ostatkiem sił i powstrzymał łzy bezsilności zmieszanej z wściekłością na samego siebie.

- Odnajdę cię, Ayamei. - wydusił sam do siebie, składając przysięgę przypieczętowaną przez las. Spojrzał ostatni raz na sklepienie z koron drzew, nie hamując już fali rozczarowania. Słone łzy zapiekły jego świeże rany na policzkach. Zamknął oczy i poddając się w walce, opadł bezwiednie twarzą w dół na trawę.

---------

Wybaczcie mi taką przerwę, ale straciłam wątek i mam dużo nauki :/ Mam nadzieję, że rozdział wciąż trzyma poziom. Miłego dnia :3

Gdy wilk spotyka owcę | Kakashi x OC PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz