Rozdział dwudziesty drugi.

337 34 20
                                    

- To może być nieczyste zagranie – mówi Marcus. Widzę, jak marszczy nos. – Mogą po prostu chcieć, abyś poczuła chęć otworzenia tych drzwi.

- Myślę, że i tak długo nie wytrzymają – przewiduje Hunter, popijając kawę.

- Kate! – Słyszę inny głos. – To ja, Masky! – Podchodzę do drzwi, aby lepiej słyszeć. – Otwieraj, bo Toby jest gotowy je zniszczyć! Au!

Ponownie uderzenie. Odsuwam się, poważnie przestraszona.

- To ten twój kochaś? – Mina Huntera przypomina minę lenny. Strzelam facepalma i zachłostam się powietrzem, gdy fotel przesuwa się w naszą stronę. – No nieźle. Chłopak ma serio dobrą petę.

- Albo jest wkurwiony – proponuje Marcus. – Robimy zakłady?

- Oszalałeś? – Wytrzeszczam na niego oczy. – O co?

- W jakim czasie wypieprzy ten fotel w pizdu. – Uśmiecha się uwodzicielsko. Zakładam rękę na rękę, a podbródek na dłoń.

- Oszalałeś – powtarzam z dezaprobatą. – On sobie coś zrobi – dodaję, idąc ku wyjściu. Jednak silna dłoń mnie powstrzymuje.

- A co, jeśli on uderzy w momencie, w którym będziesz bezbronna? Wątpię, abyśmy mu przemówili do rozumu – przepytuje mnie ten większy. Wyrywam mu się z uścisku.

- On nie czuje bólu – syczę. – Może sobie coś złamać... - I przerywam, gdy fotel odsuwa się gwałtownie, a drzwi uderzają o ścianę, wyrywając się z zawiasów.

Czuję mocne szarpnięcie do tyłu, a następnie stoję za Hunterem mierzącym w brązowowłosego chłopaka swoimi bransoletami ze szponami. Stoję oniemiała, nie wiedząc, co się właśnie wydarzyło.

I patrzę na zdyszanego chłopaka, który patrzy na nas jak na wrogów. Po chwili słychać łomot, który informuje nas, że drzwi uderzyły o podłogę.

A ja tylko stoję, bojąc się ruszyć. Jestem na powrót małą dziewczyną, której wpaja się co to litość. Której... której...

Nie, szepczę w myślach. Tej dziewczynki już nie ma.

Przełykam głośno ślinę, mijając moich przyjaciół. Pozwalam mózgowi ponownie odpocząć, co za często mi się zdarza i przypatrzeć sinym oczom Toby' ego oraz schowanej pod chustą buzi. Pozwalam moim oczom nacieszyć się tym widokiem, ustom uśmiechnąć, ciału poznać ponownie jego ciało, gdy do niego podchodzę i rzucam, obejmując. On po chwili dezorientacji również oplata mnie swoimi ramionami i opada ze mną na kolana, nie puszczając. Przymykam oczy, wdychając jego zapach, podziwiając siłę, wracając wspomnieniami do ciepłej dłoni, która chłodziła mój kark, gdy miałam gorączkę.

I wtulam twarz w jego bluzę, nie chcąc puścić.

Mój Toby. Mój kochany, słodki gofrożerca. Mój.

- Katierina – szepcze tylko, a ja odchylam się, aby spojrzeć na jego twarz. Szukam tej szramy na policzku, ale jej nie widzę. Widzę tylko suche usta, zastygłą i bladą twarz oraz te wesołe oczy odzyskujące blask.

A następnie nie czuję nic poza jego ustami na moich wargach.

Nie, to nie mój pierwszy pocałunek. To może być trzeci, czwarty, nie wiem, nie liczyłam wcześniej. Wiem natomiast, że chyba właśnie tak powinien on wyglądać. Zdesperowany, silny, czuły, namiętny, nigdy nienasycony. Jakby to miał być pierwszy i ostatni raz, kiedy trzymam go w ramionach, kiedy czuję jego zapach, kiedy widzę jego twarz, kiedy pamiętam jego oczy. A gdy przerywa pocałunek, aby nabrać powietrza, sama go nabieram, tym razem go atakując. Staję się łowcą, ja poluję na jego usta, czuję ich słodki smak, poznaję językiem zęby, podniebienie, tak samo, jak on poznaje moje. Czuję w ciele niezwykłe ciepło, które pojawia się tylko przy nim.

Zasady szaleństwa - M|Z(c-pasta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz