Wszystko było jak dawniej. Rano dziewczęta wstały i wraz z chłopcami zjadły śniadanie, po którym postanowili razem udać się na jagody. Zabrali koszyk i w bardzo dobrych nastrojach ruszyli w stronę niewielkiej polanki. Tam zaczęli zbierać małe, ciemne owocki. Razem usiedli na miękkiej trawie i powoli do wiklinowych, małych koszy wrzucali czarne owocki.
- Kaze. Choć ze mną. - Arthur wyciągnął do niej dłoń i z wesołym uśmiechem popatrzył w jej błękitne oczęta. Po chwili przytaknęła i razem z nim udała się w nieznanym kierunku. Nie szli zbyt długo, za wielkimi krzakami czekał na nich dość wysoki pagórek, na który razem się wspięli. Kaze nie była pewna, co chłopak ma zamiar tam zrobić, bądź jej pokazać, zachowywał się dość... Specyficznie. Trochę nieswojo, jakby czegoś się bał. - Arthur, czy wszystko w porządku? - Patrzyła na niego zatroskana. On tylko przytaknął i zatrzymał się dopiero na samym szczycie pagórka. Razem podziwiali wspaniały, rozciągający się widok. Niewielki strumyk, niewielka polana pełna niezapominajek i małe choineczki. - Chciałbym Ci coś podarować. - Wtedy jego dłoń powędrowała do kieszonki szarej kurtki. Dziewczyna przyglądała się, jak niezdarnie stara się coś z niej wyciągnąć. W końcu, po kilku chwilach wyjął z kieszonki rękę. Wyciągnął ją przed siebie, prosto w kierunku Kaze i otworzył dłoń, na której leżały małe, migoczące koraliki. Dopiero po bliższym przyjrzeniu się rzeczy, można było dostrzec, że jest to klipsy. Niebieski, delikatny koralik na niteczce przyozdobionej kilkoma mniejszymi, błękitnym perełkami i na samym końcu srebrny klips. - K-kiedyś należały do mojej matki, ale uznałem, że są bardzo ładne i to tobie podaruję. - Popatrzył na zarumienioną Kaze, która z wyraźnym zaciekawieniem przyglądała się biżuterii. - Piękne. Dziękuję. - Krótko stwierdziła. Wilk tylko szerzej się uśmiechnął. Cieszył się, że potrafił uszczęśliwić tak ważną dla niego osobę. - Czy mógłbym... - Wyciągnął ręce w stronę jej ucha. Nieco zdezorientowana przytaknęła. Zaraz poczuła jak ciepłe dłonie chłopaka oplatają jej ucho i zaczepiają na nim klips. Podobnie zrobił z drugiej strony. Zaraz chłopak cofnął się o kilka kroków i przypatrzył się Kaze. - Pasuje Ci. - Odparł z uśmiechem, na co dziewczyna tylko zaczesała włosy i wlepiła wzrok w ziemię. - Dziękuję. - Zarumieniła się lekko i dotknęła niewielkiego, niebieskiego koralika. Razem wrócili powoli na polankę. Oczywiście cała uwaga skupiła się na przepięknej, migoczącej ozdobie. Dalsze zbieranie jagódek przebiegało we wspaniałej atmosferze.
Szło im całkiem nieźle, jednakże wtedy Usłyszeli jakieś tajemnicze odgłosy dochodzące z głębi lasu. - Poczekajcie. - Ezra wraz z kolegami powoli ruszyli w stronę z której dochodził hałas. Dziewczęta zaś zostały, jednak zamiast zbierać jagody wpatrywały się w oddalające sylwetki chłopców. Co się dzieje? W dodatku coś tak specyficznie zamigotało w krzakach. Może to coś związanego z "wyprawami" chłopców?Nie ładnie tak uciekać bez słowa.
Wtem usta każdej z nich zostały zasłonięte przez czyjeś dłonie, a ręce mocno ściśnięte. Mogły tylko przebierać nogami, jednak nic to nie dawało. Dopiero Nun otworzyła usta i udało jej się ugryźć mężczyznę. Ten wrzasnął, podobnie jak ona. Ale cóż... Oprawcy bardzo szybko zaczęli uciekać. Nawet jeśli mocno ich kopały, to tylko może delikatnie ich spowalniało. Zatrzymali się dopiero gdzieś na końcu lasu. Stacja kolejowa. Było tu całkiem pusto. Właśnie tu udało im się wydostać z objęć. To Jelenie. Z psychodelicznymi wyrazami twarzy wpatrywali się w nie. - Za minutę będzie tu pociąg do Moropolis. Tam grzecznie z nami wysiądziecie i będzie wszystko w porządku. - Szaleństwo w oczach Renauda mówiło jedno: "Uciekajcie, póki możecie". To niepokojące, że sam wzrok i ton mężczyzny sparaliżował je od stóp do głów. - Wtedy zaczniemy krzyczeć. - Krótka, wypowiedziana drżącym głosem wypowiedź zabrzmiała dla nich jak żart. Psychodeliczny śmiech i obłęd w oczach. - Policja, co? Spokojnie, zaraz przyjadą pociągiem. I wtedy razem zostaniemy zamknięci w więzieniu za współpracę z Waruku. Wy też! W końcu was wrobimy. - Z każdym słowem ich nogi coraz bardziej się uginały. Ich twarze zrobiły się blade jak porcelana na sam dźwięk zbliżającej się lokomotywy. - Już nadjeżdża! - Renaud wydał z siebie dziki wrzask i z ekscytacją wpatrywał się w zatrzymującą na peronie lokomotywę. Mocno ścisnęli dziewczyny za ręce i czym prędzej wskoczyli do wagonu towarowego. Ciągnęli za sobą dziewczęta, jednakże te dzielnie zahaczały nogami o wszystkie napotkane rzeczy. Wtem pociąg zaczął powolutku ruszać do przodu. - Kazuś, chyba nie chcesz, żeby odcięło Ci nóżki, co? - Psychodelicznym wyrazem Renaud wpatrywał się w dziewczynę. Jej nogi delikatnie zwisały z wagonu, którego podstawa była dość wysoko. - Chociaż... Wtedy będzie ci trudniej uciec! - Wtem jej stopy znalazły się ledwo nad ziemią, prawie o nią zahaczając. To niebezpieczne, zwłaszcza że jedynie Renaud chronił ją przed upadkiem. Ale nie mogła mu ufać, był świrem z sadystycznymi zapędami. Podłoga wagonu była za wysoko, aby mogła sama na niej stanąć. Pozostawało więc tylko błagać o litość i wołać o pomoc. - Spokojnie, policja już tu idzie. - Ze złośliwym wyrazem głośno oznajmił i tylko patrzył w przerażone oczęta dziewczyny. - Tak w ogóle, to ładne kolczyki, Kareze. Tylko wiesz... Nie wiem teraz. Oddawać je temu idiocie, czy też tobie zostawić... Hmm... W sumie jak wylądujemy w jednej celi, to nie będziesz potrzebowała żadnych ozdób... Ani ubrań. - Z cynicznym uśmieszkiem obserwował spływające po jej policzkach łzy.
Kaze!
Wtem tuż przy wagonie znalazł się biegnący wilk. Arthur był wybawieniem. Dziewczęta tylko z zaniepokojeniem patrzyły, jak biedaczek biegnie i utrzymuje tępo pociągu, mimo że ten ciągle przyśpieszał. - Puszczaj ją! - Chłopak wydarł się na zdziwionego mężczyznę, który w odpowiedzi tylko się szyderczo uśmiechnął. - Wedle życzenia! - Wtem przyciągnął ją do siebie, jednak zaraz ją...Puścił. Dało się tylko słyszeć krzyk i znikającą w rowie sylwetkę brunetki. Wilk długo się nad tym nie zastanawiał, szybko popędził w jej kierunku. - Ha! Gdzie podziałeś kolegów, szczurze?! - Z niewiarygodną pewnością siebie Didier stanął z Nun na krawędzi wagonu i głośno się zaśmiał. - Są za tobą. - Na jego ramieniu zatrzymała się czarna rękawiczka, której właścicielem był stojący za nim Ezra. Rozłożył skrzydła i starał się rozdzielić Jelenia i wiewiórkę, jednakże to zmusiło go do bójki z Didierem. W tym czasie Tristan uciekł z Mesią do innego wagonu. - Stój! Puszczaj! - To nijak nie zatrzymywało mężczyzny. Szedł dalej w zaparte, gdy wtem wpadł na o wiele wyższego niedźwiedzia. Lawrence patrzył na niego z pretensją. Bez najmniejszego wysiłku złapał go za kołnierz i podniósł. - Chyba się pomyliłeś. - Wtem Tristan wylądował na ziemi, a Mesia na rękach chłopaka. Chwilę później czwórka znalazła się w okolicy rowu, do którego wpadła Kaze. Razem zaczęli wypatrywać pary, jednakże w gęstych krzakach nie było po nich ani śladu. Z zaniepokojeniem wypatrywali tej dwójki, gdy wtem w oddali zauważyli znajome sylwetki. Kaze i Arthur stali na niedalekiej polanie. - Kaze! Myślałyśmy, że już po tobie! - Dziewczęta rzuciły się sobie w ramiona. - Na szczęście Arthur złapał mnie w ostatniej chwili. - Z dumą oznajmiła. - Kaze, twój kolczyk! - W tym momencie dziewczyna zorientowała się, że jej lewe ucho jest gołe. Jeden z kolczyków musiał gdzieś jej wypaść. - Trudno. Nie dam rady już nic znaleźć w tych krzakach. - Wzruszyła ramionami. W tej chwili najmniej myślała o biżuterii. Liczyło się tylko to, że już nic im nie grozi. - Ach, gdyby nie wy! - Chłopcy tylko delikatnie się uśmiechnęli. - To był nasz obowiązek. Jeśli chodzi o nich, to nie musicie się obawiać. Trafią prosto w ręce władz i gorzko pożałują. - Podsumowali krótko i razem udali się z powrotem do jaskini. Już nie zważając na jagody, kierowali się prosto do domu.
Na początku z radością, jednak zaraz ich nastroje się zmieniły. Pogoda jakby zmarniała, a jaskinia wydawała się pusta, ciemna. Ostrożnie do niej weszli. Zastali niewiarygodny bałagan. Krzesła powywracane, stół gdzieś w drugim kącie pokoju. Nie mówiąc już o sypialniach, w których wszystkie książki i szuflady były rozrzucone na podłodze. - Kto mógł to zrobić? - Wyraźnie przerażone dziewczęta ze strachem trzymały się blisko chłopaków, w których złość wręcz kipiała. - To bardzo delikatna sprawa. Którą trzeba w końcu zakończyć. Ale na chwilę obecną. Posprzątajmy. Wszystko wyjaśnimy. - Z Powagą odparli i razem zabrali się do sprzątania.
- Ciekawe, ciekawe...
- P-panie. Wybacz, ale się nie udało. I tak cudem uszliśmy z życiem.
- Mhym... Tak, tak... A więc trójka?
- Tak.
- Mhym... Ładny ten kolczyk. Mam nadzieję, że właścicielka szybko się znajdzie...
- A-a sprawa...?
- Tak, tak. Już podjąłem w tym celu odpowiednie kroki.
- W-wspaniale!
- Ja zawsze jestem wspaniały.
CZYTASZ
In the Forest
RomanceKilkanaście lat po wybuchu bomby atomowej spowodowało liczne zmiany w naszym świecie. Powstały gałęzie pochodne od ludzi - połączenie człowieka ze zwierzęciem. Kobieta z kocimi uszkami i ogonem? To codzienność! Chłopak z płetwą grzbietową delfina na...