15.

700 74 20
                                    

Ciemność.

Tego boimy się najbardziej.

Nie mówię tu o zwykłej ciemności, jaka panuje nocą w pokoju, czy na wysokiej głębokości.

Mówię o śmierci.

Każdy się jej boi i skłamałbym mówiąc, że byłem na nią gotowy. Może nie całkiem, w jakimś stopniu na pewno, ale jej nie potrzebowałem. Chciałem nadal żyć. Chciałem zrobić jeszcze tyle pieprzonych rzeczy... I gdy już myślałem, że to mój koniec, że umrę w tej uliczce, pobity, może zgwałcony, leżąc we własnej krwi. Dotarła do mnie smuga światła. Ledwo widoczna, wpadająca w nicość światłość, która miała mnie uratować i w przyszłości chronić.

Dobre rzeczy rzadko dzieją się w tych chwilach, jakich sobie życzymy, najwidoczniej Bóg jeszcze o mnie nie zapomniał. Nadal nie byłem pewny, co dokładnie się stało. To wszystko było szybkie, widziałem każdego zza mgły, odliczałem kolejne sekundy, aż stracę przytomność. W pewnej chwili zamknąłem oczy, usłyszałem trzask kości, co wywołało ból w skroni i nudności w żołądku, to wszystko było ponad mnie. Nie chciałem patrzeć na to już więcej, nie chciałem o tym pamiętać, chciałem być w domu, w ciepłym łóżku, wtulony w poduszkę. Już czułem ciepło, znajome ciepło. Coś o czym pragnąłem nawet przed tym wszystkim. Słyszałem jak ktoś do mnie mówi, miękkim i zdenerwowanym głosem, coś ciepłego spłynęło po moim policzku, a zaraz czyjaś skóra spotkała się w dokładnie tym samym miejscu.

Urwał mi się film.

Kolejne kilka dni też nie były najlepsze, choć były zapowiedzią czegoś lepszego, o wiele lepszego i już mi się to podobało. Harry przez ten czas opiekował się mną, gorzej jak z jajkiem. Nie pozwalał mi wstawać, a jeśli już to tylko do łazienki. Miałem tego dość, chociaż kiedy wymyślał różne sposoby na poprawienie mi humoru w pierwszych dwóch dniach, uśmiechałem się. Był bardziej czuły, delikatny niż jakby wziął wszystkie jego miłe gesty z poprzednich tygodni razem.

-Hazz, to już tydzień, nie boli mnie nic.-jęknąłem, gdy ten kolejny raz zakazywał mi wyjścia na spacer.

-A jeśli znów coś ci się stanie?

-To chodź ze mną!-warknąłem na niego nie mogąc już dłużej wytrzymać, to było kochane i naprawdę mi było przyjemnie przez te kilka dni po... tym wypadku. Zatrzymałem się, nie słuchając co mówi chłopak i pomyślałem o tym jeszcze raz.

Miałem iść tylko do sklepu. Nagle ktoś mnie zaciągnął w ciemną uliczkę i zaczął bić, a potem... Zgwałcił mnie, znaczy nie do końca, ale z moich dotychczasowych doświadczeń to i tak było dużo.

-Louis, znów o tym myślisz?-westchnienie chłopaka i jego ramie na mojej talii wyrwało mnie z myśli.

-Przepraszam... Pójdziemy na ten spacer, proszę...?

Kiedy wreszcie wyszliśmy, szedłem jak najbliżej niego, nadal bałem się, że coś znów mi się stanie, więc dotyk jego ramienia na moim dawał mi jakieś poczucie bezpieczeństwa. Najwyraźniej oboje myśleliśmy o swoich zmartwieniach. Nie patrzyliśmy na siebie, ale nie trwaliśmy też w niezręcznej ciszy, było w porządku, tak mi się wydaje. Zacząłem od początku, no może nie od samego...

Kiedy obudziłem się w łóżku Harry'ego wpadłem w małą panikę, pomyślałem, że własny brat mógł mi to zrobić wszystko, ale kiedy przytulił mnie mówiąc, że „Nigdy wcześniej się tak nie martwił."... Wydaje mi się, że to wszystko, to się zaczęło.

Brzmię jak nastolatka.

To było irracjonalne, Harry był moim bratem, nasi rodzice mieli ślub i na pewno byliby tym zniesmaczeni, zwłaszcza gdyby dowiedzieli się jakoś na swojej podróży poślubnej. Na razie musiałem panować nad sobą a to nie było łatwe.

Raz się kłóciliśmy, raz patrzyliśmy w swoje oczy spragnieni.

Nie wiedziałem co myśleć.

Przez ułamek sekundy spojrzałem na Harry'ego, najwidoczniej przyglądał mi się dłuższy czas, zaczął się uśmiechać, kiedy nasze spojrzenia się spotkały.

-Chcesz?-szepnął podając otwartą paczkę papierosów, z chęcią wziąłem jednego i zapaliłem.

-Nie powinienem...

-Ale nic z tym nie robisz, tak samo jak z twoim problemem.-brunet zaciągnął się mocniej i wypuścił dym, nie rozumiałem go.

-Co? Co masz na myśli?

-Ostatnio bez przerwy odlatujesz, nie ma z tobą kontaktu... Możesz ze mną pogadać o tym...-pogadać o tym, że zauroczyłem się lub nawet zakochałem we własnym bracie? Śmieszne Harry...

-Dobra.-westchnąłem, czekaj, naprawdę się zgodziłem?!

-Chodź, pogadamy w kawiarni.-wskazał kawiarnię, gdzie pracowała Sue, oh super, żenujące wspomnienia throwback!

Dość szybko się tam znaleźliśmy, wolny stoliczek przy antresoli dawał nam dobry widok na ulicę, innych klientów i to jak powstają nasze napoje. Denerwowałem się, miałem mu zaraz powiedzieć wszystko od tak?! To beznadziejna sytuacja, ale najwidoczniej moje usta pragnęły czegoś innego.

-Więc? Powiesz mi co cię gryzie, mały?-oh nie, nienienienie. To się skończy źle. Bardzo źle, Louis stop!

-Mam problem bo...-zagryzłem wargę, może jeszcze jakaś nadzieja była we mnie, jednak to wszystko przepadło nagle kiedy wypowiedziałem te pieprzone słowa.

-...Kocham cię... i nie wiem co teraz zrobimy.-mruknąłem już nieco ciszej. Brunet również był zaskoczony. Nie widziałem by wcześniej patrzył na mnie tak dużymi oczami.

-Kochasz mnie?

-...Tak.

-Oh...-wiedziałem, że nie powinienem był tego mówić. Teraz już nie będzie tak samo. Przestanie mi dokuczać? A może zacznie jeszcze bardziej? Nie byłem pewien czy chcę znać odpowiedź.

-Bo wiesz, Louis.-Spojrzałem na Harry'ego, kiedy ten płacił za nasze zamówienie kelnerce z kawą. Odczekał chwilę zanim odeszła.-Mamy ten sam problem.

Okej, to jakiś pieprzony żart, tak?

----------------------------------------------

słowa: 801 (tak wiem ale zawsze coś)

Więc witam wszystkich zniecierpliwionych na mój powrót. Jest sobie taki o rozdział (z którego całkiem nie jestem zadowolona, ale kochana Klaudia mnie poganiała ostatnio bardziej i to chyba dało najwięcej haha), natomiast nie wiem jak często będę dodawać teraz rozdziały. Mam szkołę i mimo że to nie ja miałam w tym roku egzaminy to ja się chyba zabiję przez ilość sprawdzianów.

Dziękuję, że to nadal czytacie (jeśli to nadal czytacie...) i że mnie pospieszacie. Postaram się dla was niedługo napisać kolejny rozdział oraz tak jak pisałam na głównej pracuję na czymś nowym, więc siedźcie jak na szpilkach kochani!!

Pssssst! KAŻDY kto to przeczyta, niech zostawi po sobie gwiazdkę i jeśli bardzo mu zależy na nowym rozdziale w przyszłym krótkim czasie to też komentarz.

twitter: aparelou

tumblr: oczy-szczenie (jeśli ktoś chciałby zajrzeć)

Możecie do mnie pisać zawsze,

aparelou,,!!

In One Bed With My Brother (Larry Stylinson)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz