Wyszliśmy ze szpitala i obraliśmy kierunek na pobliski las. Bardzo lubię to miejsce. Jest takie spokojne, że z łatwością można się wyciszyć po dniu pełnym pracy. Jest jeden minus. Rosswood jest rzut beretem stąd, a po opowieściach Tima coraz bardziej mam do niego mieszane uczucia. Niby zwykły park połączony z lasem, jednak mi wydaje się, że jest związana z nim jakaś tajemnica. Chciałabym ją odkryć za wszelką cenę, ale sama się boję. Tim jest jedyną osobą, której mogę to powiedzieć, jednak nie chcę go tak narażać. Nagle puścił moją rękę i wbiegł w kępę traw, by po chwili zniknąć za wysokimi drzewami, które ciągnęły się wszędzie, gdzie się spojrzy.
-Tim? - Krzyknęłam, nawołując przyjaciela. - Tim, gdzie pobiegłeś?
Cisza.
-To nie jest śmieszne, słyszysz?
Znów nic.
Ruszyłam w kierunku, w którym oddalił się Wright. Biegłam na oślep, a w głowie miałam już same najgorsze wyobrażenia. Przecież może mu się coś stać! A jak dostanie napadu paniki? Albo znów będzie widział to coś, o czym mi opowiadał? Nie ma przy sobie tabletek!
Zobaczyłam wysoką postać w oddali. Ukrywała się za drzewami. Zrobiło mi się słabo, dostałam nagłego ataku kaszlu i z trudem łapiąc powietrze, próbowałam podejść do owej istoty. Niestety, gdy tylko zrobiłam krok, pojawiły się mroczki przed oczami, a dalej... Dalej już nic nie pamiętam.
***
Obudziłam się, gwałtownie łapiąc w płuca powietrze, które było mi teraz tak potrzebne. Odkaszlnęłam cicho i dotknęłam ręką tył głowy. Poczułam na palcach ciepłą, lepką ciecz i towarzyszący jej tępy ból czaszki. Podstawiłam rękę pod nos, bo było zupełnie ciemno, jednak już domyślałam się co to jest. Powąchałam - krew. Świetnie! Leżę w lesie, w nocy, krwawię i do tego wszystkiego zgubiłam Tima. O Boże, Tim! Szybko wstałam, ignorując denerwujące kłucie i dość obfite krwawienie.
-Tim? Gdzie jesteś?
Rozejrzałam się dokoła. Znam to miejsce... Kurwa! Rosswood! Po co tutaj przyszłam? Jak długo tu leżałam? I co najważniejsze. Czy sama tu się dostałam? A może ktoś mi pomógł? Ten mężczyzna w garniturze? Jeśli nie był tylko moją halucynacją... Wiem jedno, tu nie jest bezpiecznie.
Ruszyłam biegiem, szukając znajomej czarno-czerwonej koszuli w kratę, ewentualnie pomarańczowej kurtki.
Teraz liczyło się jedynie, by okazało się, że nic mu nie jest. Tak bardzo się martwię... Zobaczyłam coś na gałęzi. Biała maska. Zabrałam ją ze sobą. Później dostrzegłam sylwetkę leżącą na brzuchu, na trawie wśród krzaków. Podbiegłam do niej, długo się nie zastanawiając.
-Tim? - Przewróciłam postać na plecy i ułożyłam jej głowę na kolanach. Przed sobą miałam mojego przyjaciela. Mimo panującego mroku doskonale widziałam każdą ranę i zadrapanie. Dodawało mu to temperamentu i mimo, że cholernie się o niego bałam, nie mogłam się napatrzeć na jego przystojną twarz. Uchylił powieki i spojrzał na mnie, krzywiąc się z bólu.
-Stevie? C..co ty tu robisz? Co ja tu robię? Gdzie jesteśmy?
-Nie wiem nic, jak tylko to, że jesteśmy w lesie Rosswood...
-Rosswood? Co?! Dlaczego? S-stevie... Uciekaj...
-Czemu?
-Nie jesteś bezpieczna w moim towarzystwie. Proszę, nie chcę cię skrzywdzić! Uciekaj!
-Tim! Nic mi nie zrobisz! Nie rozumiem co się dzieje.
-Idź stąd, Stevie. - Powiedział to tak zimno, że łzy same napłynęły mi do oczu. Wstałam, uważając, by nie zrobić mu jeszcze większej krzywdy i szybko ruszyłam pomiędzy drzewami. W tyle usłyszałam jeszcze ciche "Wybacz mi za wszystko" jednak ja już o tym nie myślałam. Chcę jak najszybciej wydostać się z tego przeklętego lasu! Dostałam kolejnego ataku kaszlu, tym razem silniejszego. Upadłam na kolana. Kasłałam krwią. Zaraz wypluję sobie płuca! Podniosłam lekko głowę i zobaczyłam chłopaka w żółtej bluzie, z kominiarką na twarzy. Nie mogłam przyjrzeć mu się dokładniej, bo straciłam przytomność. Już drugi raz dzisiaj. A chciałam wybrać się tylko na miły spacer w towarzystwie chłopaka, którym się opiekuję. Jedyne co usłyszałam to szybkie kroki w naszą stronę i krzyk oburzenia pomieszanego z troską Tima.
-Stevie?! Coś ty zrobił?
A potem tylko ciemność. Ciemność i cisza. Taka błoga cisza. Daje mi złudne poczucie bezpieczeństwa. Choć... Czy możemy czuć się bezpieczni? Gdy wiemy, że ON nas obserwuje? Czeka. I wyszukuje choćby najmniejszego błędu w naszym działaniu. ON jest z nami. Wokół nas. I czeka...
Okeeej! 664 słowa! Dużo, mało? Sama nie wiem. Ja czuję niedosyt ;_; Ale spokojnie, za niedługo kolejny rozdział, bo tą książeczkę pisze mi się bardzo płynnie ;)
CZYTASZ
Asylum [EDYTOWANIE🖋 przynajmniej kiedyś]
FanficCo wyniknie z dobrowolnej pomocy w szpitalu psychiatrycznym? Czy Stevie powinna obawiać się zagrożenia ze strony Tima? Co ma z tym wszystkim wspólnego człowiek w żółtej bluzie pracujący pod czujnym "okiem" mężczyzny bez twarzy?