Rozdział 9

188 14 6
                                    

Droga powoli dopiegała do końca. Na zewnątrz robiło się powoli ciemno, a atmosfera w całym pociągu robiła się ciężka. Wszyscy byli już zmęczeni długą podróżą, i nikomu nie chciało się nawet rozmawiać. David zasnął w połowie drogi, oparty o szklane drzwi, a Kyle nie obudziła się nawet na minutę. Tyler czasem zamieniał ze mną słowo, ale dużo częściej po prostu gapił się w okno. W pewnym momencie wstał, otrzepał swój mundurek i zwrócił się do mnie.
- Idę zrobić obchód, będę za około dziesięć minut.
- No pewnie, idź - odparłam. Chłopak uśmiechnął się i wyszedł. Ziewnęłam potężnie i oparłam się o okno. Za niecałe pół godziny dotrę do swojego nowego domu. To było takie ekscytujące. Zamknęłam oczy, i daleko odpłynełąm myślami. Tak daleko, że kiedy wrócił Tyler, musiał mną kilka razy potrząsnąć żebym zwróciła na niego uwagę.
- Ty, królewna! - zawołał - dobre wieści, za dziesięć minut będziemy na miejscu, możemy powoli ściągać nasze kufry - uśmiechnęłam się. Czyli jednak będziemy szybciej niż myślałam. Tyler obudził Davida, uderzając go kilka razy w twarz. Ja postanowiłam obudzić Kyle. Usiadłam obok niej i kilka razy poszturchałam ją w ramię. Dziewczyna od razu się obudziła. Była trochę zdezorientowana i zaspana, ale szybko się rozbudziła, kiedy przez szybę dostrzegliśmy mury naszej szkoły. Wyglądała dużo lepiej niż na zdjęciach, i na prawdę wyglądała na elitarną szkołę dla najlepszych - Witajcie w domu - powiedział Tyler do mnie i reszty naszych towarzyszy. Widziałam pewne, małe światełko w tunelu. Pociąg zatrzymał się. Miałam ochotę pociągnąć swój kufer za sobą, jednak Tyler trzepnął mnie po dłoniach.
- Ja to wezmę - mrugnął do mnie - Idź razem z Kyle na peron, my weźmiemy wasze kufry - zakominikował. Bardzo się ucieszyłam, niezwykle imponowało mi to, jak dobrze wychowany jest. Razem z koleżanką szybko opuściłyśmy pociąg. Na zewnątrz było zdecydowanie za dużo ludzi. Wieczór był bardzo ciepły, a niebo było bardzo gwieździste. Poczułam się nieswojo, i zauważyłam że zgubiłam swoją towarzyszkę. Nie pomagał mi też fakt że byłam zbyt niska żeby wśród tłumu znaleźć kogokolwiek. Wpadłam na pomysł żeby stanąć pod ścianą, nie chciałam stać na środku peronu i bolokować przejścia. I wtedy w kogoś uderzyłam. Zamarłam kiedy zobaczyłam na kogo wpadłam.

* Draco Malfoy*

Ta droga dłużyła się w nieskończoność, nie mogłem usiedzieć dłużej na miejscu. W ogóle nie cieszyłem się na powrót do szkoły, nic mnie tam nie trzymało. Musiałem zapieprzać jak jakiś wół, zapisywać się do każdej, możliwej drużyny sportowej. Po co? Tylko po to żeby zadowolić nieprzeciętne ego mojego ojca. To mnie dobijało. Z resztą nieważne, nawet nie chciało mi się o tym myśleć. Wystarczy że przez całe lato musiałem słuchać narzekań ojca że nie zdałem poziomu podstawowego z angielskiego. Doskonale wiedziałem że to wstyd, będę musiał chodzić na te cholerne lekcje z pierwszorocznymi. Zbierało mi się na pawia kiedy tylko o tym pomyślałem.
- Hej, Malfoy - usłyszałem - rozmawiałem z profesorem McGonnagal, za dziesięć minut będziemy na miejscu - to był mój najlepszy kumpel Blaise.
- I z czego się cieszysz Zabini - zakpiłem. Reszta przedziału popatrzyła na mnie pytająco. O tak, uwielbiałem zwracać na siebie uwagę.
- Nie jesteś zadowolony że wracasz do New England Academy? - zapytała zdziwiona Pansy, siedząca na przeciwko mnie. Rzuciłem jej wściekłe spojrzenie.
- A z czego się tutaj cieszyć Parkinson? Sprawia ci radość wspólna nauka z przywłokami? - warknąłem srogo. Pansy zasznurowała usta, i nic więcej nie powiedziała. Jeden, zero dla mnie.
- W każdej budzie są przywłoki - zauważył Blaise - to nie uniknione - zmarszczyłem czoło.
- I co z tego? To nie oznacza że nie możemy tępić takiego ścierwa - burknąłem.
- Co robimy w tym roku z Lin'em? Coś czuję że w tym roku zajdzie nam daleko za skórę - odezwał się nagle Harry.
- Zobaczymy. Dobrze wiecie że nie lubię planować, wolę działać spontanicznie - burknąłem, bawiąc się zegarkiem który dostałem od ojca na siedemnaste urodziny.
- Słyszałem że ojciec Tylera znowu buntuje się w ministerstwie - mruknął rudy Ronald - coś czuję że synem pójdzie w ślady tatusia.
- O to się nie martw Weasley, prędzej ożenię się z przywłoką niż pozwolę żeby ten wypłosz zniszczył plan mojego ojca - syknąłem - dobrze wiecie że z nami nie ma szans. Jest nas więcej, i jesteśmy bardziej wpływowi. Zrobię wszystko żeby chronić interesy ojca, nawet jeżeli będę musiał go zatłuc gołymi rękoma.
- Chyba trochę przesadzasz Draco - szepnęła Pansy - wydaje mi się że to sprawa między waszymi ojcami a nie wami - poczułem jak na szyi wyskakuje mi gruba żyła.
- Wynoś się Parkinson - prychnąłem ze złością - Jeżeli nie chcesz pomóc to lepiej po prostu wyjdź - dziewczyna rzuciła mi zabójcze spojrzenie i szybko wyszła z przedziału, zatrzaskując za sobą drzwi. Ron zaśmiał się pod nosem.
- Myślicie że ma TE dni? - zakpił. Harry i Blaise zawtórowali mu głośnym rechotem.
- Mnie się bardziej wydaje że to Draco przechodzi teraz przez ciężkie dni - zaśmiał się Blaise. Nie mogłem się powstrzymać i rzuciłem w niego leżącym obok mnie ciastkiem, trafiając go prosto w twarz. Kumple znowu się roześmiali. Jednak mieli rację, mnie nie było dzisiaj do śmiechu, bo myślałem o córce Luke'a Finneagan'a, intrygowała mnie ona, i to bardzo. Całe szczęście, właśnie dojechaliśmy na miejsce. Zaczęliśmy wynosić nasze bagaże z przedziału i pchać się do wyjścia. Jak zawsze, moi kumple postanowili zaprezentować się z jak najlepszej strony i zaczęli pomagać z bagażami płci przeciwnej. Pieprzeni desperaci. Postanowiłem się w to nie bawić. Szybko chwyciłem za swój kufer i wyszedłem z pociągu, nie wtrącając się do niczego. Idąc pewnie przez peron czułem że ten rok szkolny będzie należał do mnie. Jednak zacząłem go inaczej niż sobie zaplanowałem. Znowu ktoś na mnie wpadł. I znowu ta sama osoba.

RozporządzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz