~Spotkanie czwarte

743 144 97
                                    

Everyone's a passenger tonight
Just another accidential on the freeway of this life
/My Chemical Romance "Surrender the night"/

Ciągłe, nawracające myśli o Franku nie dawały mi spokoju przez cały dzień. Jak zresztą zawsze. Zastanawiałem się nad tym, co dotychczas wyczytałem z listów, i nad tym, co czekało mnie w pozostałych. Bo podejrzewałem, że zostawił ich jeszcze kilka. Rozmyślałem o tym biednym, skrzywdzonym chłopaku, który chciał szacunku i uznania od matki, a nie były mu one dane. Robiło mi się przykro, kiedy wyobrażałem sobie, że mógłbym przeżyć coś podobnego. To musiało być okropne doświadczenie. W moim domu nigdy nie układało się wspaniale, ale nie było tak źle. Raczej z domownikami mijaliśmy się, ale nie nienawidziliśmy. Sytuacja Franka była conajmniej koszmarna.

Gdy skończyła się moja ostatnia lekcja- przeklęta fizyka- poszedłem do szafki, że odłożyć do niej niepotrzebne podręczniki i torbę na WF. W szatni zaczepił mnie nie kto inny, jak Will i jego kumple.

-I co, Way?- zagadnął z tą typową, chamską nutką w głosie.- Stchórzyłeś? Oddasz mi planszę i powiesz, że cię to przerosło?

-Nawet sobie nie żartuj, idioto- warknąłem, trzaskając drzwiczkami szafki. -Ja, w przeciwieństwie do ciebie nie boję się jakiegoś tam podmuchu wiatru. To ty spieprzałeś z krzykiem, kiedy tylko coś się poruszyło. Jeśli chcesz wiedzieć, to zadziałało i rozmawiałem z duchem- dorzuciłem z dumą. Zaraz jednak tego pożałowałem.

-WAY SCHIZOFRENIK!- zawył radośnie Will.- JEBANY SCHIZOFRENIK! GADAŁ Z DUCHEM W SWOIM POKOJU!

W mgnieniu oka wokół mojej szafki zebrał się tłum ciekawskich licealistów. Will, jak zwykle, gwiazda szkoły. On coś powie, to wszyscy słuchają.

-Nie mam schizofrenii- powiedziałem, siląc się na spokojny ton. Wszyscy gapili się to na mnie, to na Willa. Ale to jego lubią, nie mnie, ta walka jest skazana na porażkę.- A ty jesteś zwykłym tchórzem, ale się do tego nie przyznasz, co nie? Ty zachowałeś się jak jakieś dziecko.

Will poczerwieniał na twarzy. Zastanawiałem się, co by było, gdybym teraz zaczął się z nim bić. Gapie byli spragnieni jakiejś rozróby, ale on miał przy sobie mnóstwo znajomych, którzy by mu pomogli. Lepiej było tego nie robić.

-Spieprzaj, Way- powiedział Will. -Chyba ci się bajki pomyliły. Idź gadać sam ze sobą, duchy nie istnieją.

-Sam spieprzaj- odparłem.- Jak taki wspaniały i mądry jesteś, to opowiedz kolegom, co zrobiłeś wtedy u mnie.- zabrałem swój plecak i przecisnąłem się przez zebrany tłum do wyjścia.

*

Cholernie nie lubię takich ludzi. Którzy potrafią się do wszystkiego przyczepić, i nie zostawią cię w spokoju, jakkolwiek byś nie błagał. A taki właśnie był mój młodszy brat Mikey.

-Gee!- wpadł do mojego pokoju z gitarą w ręku akurat w chwili, gdy wyciągałem planszę spod łóżka. Natychmiast wepchnąłem ją z powrotem na miejsce.- Struna w basie mi pękła, pomożesz mi?

-Mikes, jestem zajęty- mruknąłem, udając, że sięgam do plecaka po jakieś podręczniki. Jednak mój brat nie dał się zmylić.

-Chcesz się uczyć? Ty się nigdy nie uczysz! Po prostu nie chce ci się mi pomagać, oszuście!- Boże święty i Maryjo dziewico, kto wymyślił młodsze, upierdliwe rodzeństwo?- Błagam, Gee...

Westchnąłem. Nie miałem teraz ochoty na robienie niczego. Jedynie na wezwanie Franka. Potrzebowałem rozmowy z nim. Chociaż nasze kontakty były dziwne, ale naprawdę, dzięki nim czułem się inaczej. Lepiej.

-Dawaj szybko tą gitarę, dzieciaku- warknąłem na Mikeya. Dał mi instrument, a ja sięgnąłem do szuflady po korbkę. -Mógłbyś się sam nauczyć to robić? Ja ci nie będę naprawiać basu, jak będziesz znanym muzykiem.

-Nie umiem tego nakręcać- jęknął.

-To patrz i się ucz- nakazałem. Wprawnie zdjąłem pękniętą strunę i wkręciłem nową. Robiłem to tyle razy, Mikey namiętnie je psuł. Gdy wszystko było już gotowe, oddałem mu instrument.

-Dzięki- powiedział. Przez chwilę rozglądał się po moim pokoju. Jego wzrok spoczął na łóżku.- Ej, co tam jest?

Cholera jasna. Zauważył wystająca krawędź planszy. Mogłem się bardziej postarać ze schowaniem jej. Skarciłem siebie w myślach. Ale teraz, skoro wie... Co stoi na przeszkodzie, żeby mu to pokazać? Sięgnąłem po tablicę.

-To jest plansza do przywoływania duchów- wyjaśniłem.- Ale nie do zabawy. To poważna rzecz. Chcesz zobaczyć?

Mikey pokiwał głową. Chyba spodobał mu się ten pomysł, bo wyglądał na podekscytowanego. Policzki mu się zarumieniły i aż odłożył gitarę z wrażenia. Wyciągnąłem planszę i położyłem ją na podłodze. Mój brat przez dłuższą chwilę wpartywał się w nią z podziwem, tak jak ja, gdy pierwszy raz ją zobaczyłem. Przejechał palcem wzdłuż liter.

-Wow- powiedział w końcu.- To naprawdę działa?

-Tak. Rozmawiałem z duchem, który mieszkał w naszym domu za życia- wyjaśniłem. Mikey wygladał na zainteresowanego, co rzadko się zdarzało. Przeważnie wolał siedzieć sam i grać na basie albo czytać komiksy. Prawie nigdy nie udawało mi się z nim porozmawiać ani porobić nic razem. -Chcesz też go zobaczyć?

-O, tak!- prawie wykrzyknął. Położyłem palec na ustach, pokazując, że ma się uciszyć. Tylko tego mi brakowalo, żeby przyszła tu matka. -Jak to się robi?- zapytał.

-Kładziemy ręce i wykonujemy tyle obrotów, w ile osób jesteśmy. Czyli w tym przypadku dwa- tłumaczyłem. -Potem zadajemy pytania i duch może pokazać odpowiedź wskaźnikiem albo po prostu sie do nas odezwać. Ja tak z nim rozmawiałem.

-Czad- stwierdził Mikey. -Możemy zaczynać?

Pokiwałem głową i obaj położyliśmy dłonie na wskaźniku. Niespiesznie wykonaliśmy dwa pełne obroty. Poczułem znajomy chłód pod palcami- sygnał czyjejś obecności.

-Frank?- powiedziałem głośno.

Nie wierzę, że to zrobiłeś.

Ton, którym wypowiedziane były te słowa, sprawił, że zjeżyły mi się włosy na karku. Lodowaty. Jakby był czymś bardzo zdenerwowany. Po minie Mikeya wywnioskowałem, że też usłyszał. Wyglądał na przerażonego.

-Co zrobiłem?- zapytałem.

Przyprowadziłeś kogoś, żeby mu mnie pokazać. Nie powinieneś. Wiesz, że nie lubię być przyzywany bez potrzeby. A właśnie to zrobiłeś. Nie pozwolę ci się bawić w ten sposób.

-Ale Frank, to nie tak. Znalazłem list. Mój brat po prostu tu był i...

Co nie zmienia faktu, że tak się nie robi. Nie będziesz sobie robił ze mnie żartów i pokazywał mnie dzieciom. Co jeszcze? Może zrobisz tu muzeum i każdy będzie mógł pobawić się planszą? Gratuluję. Nie zajdziesz tak daleko. W każdej chwili mogę sprawić, że stanie ci się coś złego. Nie jestem dobrym duchem. Nie dam się wciągnąć w twoje gierki. Rozumiesz?

-Ale...

Wskaźnik, na którym nadal trzymaliśmy ręce, gwałtownie przeskoczył na słowo "żegnaj". Spojrzałem na Mikeya. Aż się trząsł. Nie wiem, czy ze strachu, czy z zimna, ktore nastało w pomieszczeniu.

-Gee... Ten duch się pogniewał?- zapytał mnie, jakby to nie było oczywiste.

-Chyba zrobiłem coś źle- przyznałem.

-Co źle?

-Trochę za długo, żeby ci opowiadać. I tak nie zrozumiesz. Może lepiej stąd idź.

Mikey nawet nie protestował. Wziął swoją gitarę i zniknął za drzwiami mojego pokoju.

Co ja najlepszego narobiłem?

.

Another night and I'll be with you (Frerard)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz