Rozdział 3 ~ Ja... zabiłam.

223 21 6
                                    


Jechaliśmy autostradą kilka godzin. Byłam bardzo zmęczona tą podróżą.

-Mogę włączyć radio? - I tak je włączyłam, nie czekając na jego pozwolenie. Już po chwili słyszeliśmy skoczną melodię piosenki "American Idiot".

-...Television dreams of tomorrow, we're not the ones meant to follow...- Zaśpiewałam cicho w akompaniamencie wystukiwania rytmu przez Tima palcami o kierownicę. Później cały samochód wypełniał już fałsz dwóch dorosłych osób, zachowujących się jak przedszkolaki.

Kiedy piosenka, która idealnie pasowała do zaistniałej sytuacji (w końcu zachowujemy się jak Amerykańscy idioci) skończyła się, Tim zjechał na stację benzynową.

-Muszę kupić sobie kawę. - Wysiadł i przeciągnął się. Poszłam w jego ślady.

-Jeśli chcesz, możesz sobie odpocząć. - Zaproponowałam.

Wyciągnął koc z bagażnika i położył go na trawie, niedaleko stacji.

-Poczekaj, zaraz wracam. Kupić ci coś?

-Emm... - Zastanowiłam się, siadając na kocu. - Muffinkę.

-Jasne, zostań tutaj.

-Nigdzie się bez ciebie nie wybieram.

Uśmiechnął się i ruszył w stronę budynku.

Tim.

Mój Tim.

Czy powinnam się go obawiać? 

Po chwili wrócił z dwoma kubkami i moją muffinką w rękach.

-Proszę. - Podał mi kubek i babeczkę.

-A to co? - Odebrałam od niego swoje rzeczy.

-Gorąca czekolada. Wiem, że nie lubisz kawy. 

-Dziękuję, jaki ty jesteś kochany. - Byłam mu wdzięczna. 

-Kochany powiadasz? - Uśmiechnął się chytrze i usiadł na kocu obok mnie.

-Tak? - Spojrzałam na niego podejrzliwie. 

-To może powinnaś mi jakoś podziękować?

-To znaczy? - Serce mi przyśpieszyło, gdy się tak nachylał.

Jego uśmiech poszerzył się, a on sam pocałował mnie lekko w policzek, wyprostował się i odszedł wolnym krokiem z kubkiem w ręce w stronę samochodu.

Coraz częściej pozwala sobie na aż takie spoufalanie się ze mną. Wcześniej jedynie mnie przytulał i musiało mi to wystarczać, a teraz? Nie wiem skąd ta zmiana, ale gdy się tak zachowuje, utwierdza mnie w przekonaniu, że poświęciłabym za niego życie. Może zachowuję się niedojrzale, ale mam w końcu jedynie 19 lat. Jeszcze nie muszę na siłę zgrywać dorosłej. W sercu nadal jestem dzieckiem. Pełnoletność, a dorosłość to dwie różne rzeczy. Choć... Czy nie tak właśnie myślą dorośli?

Podniosłam się, zwinęłam koc w kulkę i ruszyłam w stronę auta.

-Już nie piknikujesz? - Zagadał Tim, dopijając resztę kawy.

-Nie, samej to tak przygnębiająco siedzieć tam.

-W takim razie nie zostawię cię samej. - Zbliżył się i oparł brodę na moim barku, zerkając na mnie. Nie sądzę, że było mu wygodnie w takiej pozycji, ale nie zaprzeczę, wyglądał słodko. Musiałam się jednak opamiętać.

-Dlaczego się tak zachowujesz?

-Jak?

-Jakbyśmy byli parą...

-Hmm... - Zastanowił się, wyprostowując.

-I? - Ponagliłam go. Chciałam już otrzymać odpowiedź.

-Po prostu nie chcę cię stracić. Myśl, że któregoś dnia mógłbym obudzić się gdzieś w lesie, a tobie by się coś stało nie daje mi spokoju. A jak ja ci coś zrobię? - Popatrzył mi w oczy z powagą.

-No... Rozumiem i nie bój się, nic mi nie zrobisz. Ufam ci.

-Ale ja sobie nie ufam! - Chwycił się za głowę i zsuwając po samochodzie w dół usiadł na kostce brukowej.

-Tim... - Szepnęłam. Cierpiał, nawet bardzo. Uważa, że jest niebezpieczny. A ja? Nie wiem co o tym myśleć. Czy miłość do niego całkiem przysłoniła mi rzeczywistość? Wiem jak jest, a mimo to próbuję wmawiać sobie, że wszystko jest w jak najlepszym porządku.

-Nie widzisz tego? Zagrażam ci.

-Proszę, przestań. - Usiadłam obok niego i objęłam na tyle, na ile pozwalała nasza pozycja.

On jedynie westchnął, ale nie odsunął się, więc nie przestałam go przytulać.

-Pytałaś się czemu zachowuję się akurat w taki sposób w stosunku do ciebie. Otóż chciałbym zobaczyć jak to by było, gdybyś była dla mnie kimś więcej.

-To znaczy? - Zaraz nie wytrzymam i naprawdę serce mi wyskoczy z piersi.

-Kocham cię, Stevie.

Co? On mnie kocha? Wpatrywałam się w linię horyzontu, próbując zrozumieć treść słów, które uderzyły we mnie z taką siłą, ale mój wzrok zatrzymał się na wysokiej postaci. Nie! Nie teraz!

Słyszałam jeszcze stłumiony głos Tima zanim straciłam przytomność. A przecież mówił mi, żeby zażyła te głupie tabletki!

***

Obudziłam się. Tym razem byłam cała we krwi. Obejrzałam się dokładnie. Niestety, lub też stety nie miałam żadnych poważnych ran, więc to nie była moja krew. Pytanie tylko kogo?

Dobra, takie gówno mi wyszło ;_; No, ale cóż...

Asylum [EDYTOWANIE🖋 przynajmniej kiedyś]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz