Prolog

5.2K 308 40
                                    

Marinette:

Mój budzik dzwonił uparcie od jakiś dziesięciu minut, a mi tak bardzo nie chciało się wstawać. Poniedziałki powinny być ustawowo wolne.

- Marinette! Bo się spóźnisz!- krzyknęła moja mama gdy ja próbowałam dosięgnąć budzika nie wstając z łóżka, oczywiście nie udało mi się i wylądowałam na podłodze. Jęknęłam po czym wstałam przeciągając się i zerknęłam na zegarek. Siódma dwadzieścia, no mogło być gorzej. Żwawym krokiem z ubraniami pod pachą powędrowałam do łazienki, poranna toaleta zajęła mi nie więcej niż jakieś dziesięć minut, taki plus nie malowana się. Ubrana w swoje ulubione ciemne jeansy z podwyższonym stanem i czerwony crop top w czarne kropki. Wyszłam z łazienki, chwyciłam plecak po czym zbiegłam po schodach do kuchni.

- Kochanie musisz uważać, następnym razem spadniesz jak będziesz tak biegać.- upomniała mnie mama gdy pakowałam drugie śniadanie. Odmruknęłam jej szybkie tak, tak i na jednej skacząc nodze założyłam czarne vansy. Miałam jeszcze dziesięć minut do ósmej, no jak na mnie to całkiem niezły czas. Zbiegłam po kolejnych schodach do piekarni gdzie tata wykładał właśnie do witryny świeże wypieki. Przywitałam się z nim szybkim całusem w policzek, zwędziłam mu jedno ciastko z kremem malinowym po czym wybiegłam z piekarni. Starałam się nie potknąć ani nie udławić przez co prawie wpadłam pod samochód, ale na szczęście jakiś chłopak w porę złapał mnie z rękę i zatrzymał nim zdążyłam wbiec na jezdnię. Podziękowałam nieznajomemu, tym razem się rozejrzałam i pobiegłam dalej bo do szkoły zostało mi niecałe trzydzieści metrów, a dzwonek właśnie zadzwonił. 

Adrien:

Nie spałem od szóstej albo piątej trzydzieści. Włóczyłem się po dachach budzącego się do życia Paryża, obserwowałem ludzi. Przeskakiwałem cicho z jednego domu na drugi zmierzając do dobrze znanego sobie celu. Przegoniłem gołębie stłoczone na czerwonej dachówce niczym sardynki w puszce po czym sam zająłem ich miejsce. Jeszcze tylko spojrzałem na zegarek na nadgarstku, siódma dziesięć. Dzięki swojemu wyostrzonemu wzrokowi patrzyłem jak granatowowłosa dziewczyna zakopana teraz w różowej pościeli stara się dosięgnąć budzika. Robi tak codziennie i jeszcze nigdy jej nie wyszło, uśmiechnąłem się sam do siebie. My Lady, ty nigdy się nie zmienisz. Obserwowałem jak krząta się po pokoju, zbiega do kuchni i do piekarni, jak wybiega z ciastkiem malinowym w ustach by nie spóźnić się za bardzo do szkoły. Zwinnie i niezauważalnie zeskoczyłem z dach w wąską uliczkę i wyszedłem dziewczynie na przeciw. Nawet mnie nie zaważyła gdy obok mnie przebiegała, ale ja na szczęście odwróciłem się w porę i chwyciłem ją za nadgarstek zatrzymując w pół kroku. Jeszcze pół metra a samochód jadący z prawej zapewne pozbawił by ją życia lub w najlepszym wypadku przykuł do wózka inwalidzkiego. Zaskoczona i zdezorientowana potrzebowała kilku sekund na połączenie ze sobą faktów, gdy już udało jej się wszystko poskładać podziękowała mi za ratunek i ponownie ruszyła biegiem do szkoły. Odprowadziłem jej sylwetkę wzrokiem aż do momentu gdy nie zniknęła za dwuskrzydłowymi drzwiami wejściowymi.

_________________________________________________________________________________

Hejka wszystkim! :) Co myślicie o prologu? Pomysł na opowiadanie ciekawy czy nie za bardzo? Gwiazdki i komentarze mile widziane :) A tymczasem dobranoc! :)

Miraculous: Beauty and the BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz