55. Park

651 74 11
                                    

Z Sapporo wylecieliśmy o 17:00, a do niemieckiego Willingen dotarliśmy o 22:00, choć za sobą mieliśmy już dwanaście godzin lotu. Jak ja kocham te strefy czasowe... Większość osób natychmiast wpadło do swoich pokoi i odpłynęło w objęcia Morfeusza, ale nie zdziwiło mnie, gdy Freitag od razu wyszedł z hotelu, oznajmiając, że idzie szukać miejsca na jutrzejsze przywitanie jego kraju. Naprawdę podziwiam go, że ma ochotę o tej porze szukać niewiadomo czego, niewiadomo gdzie i konkretnie niewiadomo po co, ale skoro to lubi... Niech ma coś z tego życia, skoro opiera się ono wyłącznie na imprezowaniu.

***

-W takim razie zapraszam was wszystkich!- Z samego rana na korytarzu pojawił się Richard, pukając do każdego pokoju, by jego cenne zaproszenia dotarły do każdej zaspanej duszyczki.

Leżałem na łóżku, wpatrując się w sufit. Dopiero co wstałem, gdy usłyszałem pukanie do drzwi i krzyk Freitaga.

-Michael, Stefan! Zapraszam na imprezkę!

Na korytarzu panował ruch. Widocznie wszyscy już obudzili się po natarczywych wołaniach Niemca. Tylko po co miał nas wszystkich budzić, skoro wszelkie zabawy zwykle organizuje wieczorami? Na to samo pytanie wpadł Fannemel, bo usłyszałem jego głos za drzwiami.

-Żebyście wiedzieli wcześniej.- odpowiedział Richard, pukając do następnego pokoju.

-Ale w ogóle gdzie i kiedy?- Tym razem był to głos Hilde. Widać Norwegowie szczególnie interesują się wszelkiego rodzaju okazjami do zabawienia się i wypicia alkoholu.

-Zaraz po treningach, bo w nocy na śniegu nie jest zbyt przyjemnie.- Teraz słyszałem głos Richarda z oddali, więc wywnioskowałem, że Niemiec jest już na końcu korytarza.

-Co będziemy robić na śniegu?- zainteresował się Jacobsen, który dopiero teraz wyszedł na korytarz, zwabiony głosami kolegów z drużyny.

-Imprezować.- krótko odpowiedział Richard. W jego tonie głosu usłyszałem rozbawienie.- Więc o 15:00 zapraszam do parku dwie ulice stąd. Traficie bez problemu.- dodał, po czym dyskusja na korytarzu lekko ucichła.

Usiadłem na łóżku i spojrzałem w stronę Stefana, który również przysłuchiwał się rozmowie Richarda z Norwegami.

-Czego ten nasz Rysiu nie wymyśli.- Zaśmiał się i podszedł do swojej walizki, by wziąć świeże ubrania. Wczorajszego wieczoru byliśmy zbyt zmęczeni, by myśleć o rozpakowywaniu się do szaf.

Ja również powolnymi ruchami wstałem z łóżka i przeciągnąłem się. Na zegarku widniała godzina 09:00, a o 11:00 mamy pierwszy trening w Willingen, a później czeka nas impreza organizowana przez mistrza w swoim fachu i to w plenerze. Naprawdę zapowiada się ciekawy dzień.

***

O 14:00 byliśmy z powrotem w naszym pokoju zmęczeni po trzygodzinnych ćwiczeniach. Opadłem na moje łóżko i dopiero wtedy zorientowałem się, że jest już przez kogoś zajęte.

-Auuuu...- usłyszałem jęk Stefana, na którego wpadłem. Uśmiechpnąłem się pod nosem i przewróciłem się na bok, usadawiając się obok niego. Nie czekając na oklaski, musnąłem wargami jego ucho.

-A drzwi są zamknięte?- Tak jak myślałem, on musiał zacząć tę samą śpiewkę. Pokręciłem głową, a on obrócił się w moją stronę z karcącym spojrzeniem.- Michael...

-To właśnie moje imię.- wyszczerzyłem zęby.- A coś z nim jest nie tak?- Stefan parsknął śmiechem, ale nie odpowiedział nic na moją zaczepkę, więc bez dalszych przeszkód mogłem złożyć pocałunek na jego rumianym policzku, a chwilę później na malinowo słodkich ustach.

Kraftboeck- miłość w skocznym świecieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz