Rozdział 8

1K 54 4
                                    

Przez nastepny tydzień kilka razy widziałam się z Draco. Spotykaliśmy się na błoniach, koło jeziora, na "Naszym Drzewie". Byliśmy tacy szczęśliwi. On jest cudownym chłopakiem. Zawsze taki czuły i opiekuńczy. Czuję się przy nim bezpiecznie.

Dzisiaj jest dzień meczu Quidicha. Slytherin vs Gryfindor. Trochę się boję: Po pierwsze jest to mój pierwszy mecz, po drugie gram przeciwko Draco, po trzecie jeśli przegramy to będzie cieńko.
Za kilka minut zacznie się mecz. Stoję teraz przy wylocie na boisko i patrzę na trybuny, jest tam pełno Gryfonów i Ślizgonów, a co bedzie jeśli się zbłaźnie? Nie, to nie możliwe, jestem za dobra.
Stoję tak sama, i stoję. Nagle ktoś do mnie pochodzi. Potter.
- Część Alice. Jak tam leci?
- Bywało gorzej... - Nie wiedziałam jak mam sie przy nim zachowywać...
- A jak tam układają się sprawy między tobą, a Draco? - Ostatnie słowo wypowiedział szeptem, tak żebym tylko ja mogła to usłyszeć.
- Jest cudownie. - Powiedziałam mordując to wzrokiem.
- Mhm. - Nic więcej nie powiedział. Powoli zaczął odchodzić. Nareszcie sobie idzie! Jupi!
- Uwaga! Już wylatujemy! - Rozległ się głos kapitana.
Wylecieliśmy na boisko, wszyscy wiwatowali.
Pani Hooch wleciala na boisko, i oczywiście musiała powiedzieć słowa, które zawsze mówi.
- Pamiętajcie! To ma być ładna i czysta gra! - Po tych słowach Kafel poszedł w górę i ruszyliśmy.
Amanda przejęła piłkę, podała ją do Arisa.(trzeciego ścigajacego) Chłopak poleciał szybko w stronę obręczy, rzucił... i nie trafił. Obrońca w ostatniej chwili obronił obręcz. Potem Kafel trafił do przeciwnej drużyny. Scigający rzucił piłkę do koleżanki, ta pognała szybko w stronę Obręczy. Ruszyłam za nią, ale była szybsza. Rzuciła piłkę, i niestety trafiła.
- 10 punktów dla Slytheriny! - Usłyszałam głos Angeliny.
Slytherin trafił jeszcze kilka razy. Mieli 70 punktów. My wciąż mamy 0, niech Potter szybko złapie ten znicz. Amanda rzucila Kafla do mnie, ja go przyjęłam. Ruszyłam w stronę Obręczy. Usłyszałam za sobą krzyki, odwróciła się, goniło mnie dwóch scigających ze Slitherinu. Chciałam przyspieszyć, ale moja miotła szybciej nie poleci. Nagle poczułam okropny ból na ramieniu, zpadłam z miotły. Ktoś mnie zfaulował. Już miałam runąć o ziemię, ale właśnie w tym momencie ktoś mnie złapał.
Zobaczyłam jasne bląd włosy. Draco.
W tym samym momencie Potter złapał Złoty Znicz.
- Harry Potter złapał Znicz! 150 punktów dla Gryfonów! Gryfindor wygrywa mecz! - Zaczęła krzyczeć Angelina.
Teraz zaczęłam o tym myśleć, Potter złapał Znicz w tym samym momencie co Draco mnie złapał. Czyli Draco poświęcił mecz żeby mnie uratować. Jak ja go kocham.
Wylądowaliśmy. Wszyscy się na nas gapili. Drużyna Ślizgonów, drużyna Gryfonów, osoby na trybunach, nauczyciele... no Po prostu wszyscy, no prawie wszyscy, tylko Golden Trio nie było zdziwione.
- Teraz? - Odezwał się Draco. Dobrze wiem o co mu chodzi.
- Teraz. - Odpowiedziałam.
Draco jak na zawołanie zbliżył się do mnie i pocałował. Na trybunach było słychać krzyki, szepty, ochy, achy, zdziwienia. Ale my się tym nie przejmowaliśmy.
Kiedy odsuneliśmy się od siebie znowu wszyscy zaczęli gadać. Ale co tam, żyje się raz.
- Dziękuję - Powiedziałam szeptem.
- Nie ma za co...
- Ale tu nie chodzi tylko o to, że mnie złapałeś... Ale też o to, że poświęciłeś mecz, żeby mnie uratować. Dziękuję.
Chłopak uśmiechnął się uroczo. Też się uśmiechnełam.
- O 20 na błoniach.
- Okay.
Odsuneliśmy się od siebie, wszyscy dziwnie na nas patrzyli. Ale po chwili przestali.
- Impreza z okazji wygranej! - Krzyknęła Angelina.
Opuściła Draco i skierowałam sie na impreze do pokoju wspolnego Gryfindoru.
Gdy weszłam grała muzyka, wszyscy już tam byli. Ale gdy mnie zobaczyli miny ich od razu się zmieniły na.... na.... na nienawiść.
Rozległ się krzyki:
- Ej to ona!
- Dziewczyna Malfoy'a!
- Ona nas zdradziła!
Było oczywiście mnóstwo innych komentarzy, ale zignorowałam je. Draco musi mieć pewnie o wiele gorzej. W końcu to przez niego Ślizgoni przegrali mecz.
Przez następne dwie godziny musiałam wysłuchiwac komentarzy, pytań, skarg, i wielu innych rzeczy.

Gdy już nie wytrzymałam poszłam na górę do mojego pokoju. Popatrzyłam na zegarek, za 15 minut wybija 20. Nie chciałam schodzić na dół, żeby znowu nie wysłuchiwać komentarzy i skarg. Wzięłam miotłe i wyleciałam przez okno.
Poleciałam na błonie. Dracona jeszcze nie było. Stanełam koło drzewa, "Naszego Drzewa", i odlorzyłam miotłe na ziemię.
Po chwili usłyszałam szybkie kroki, coś jakby bieg, odwrociłam sie w tamtą stronę, zobaczyłam Dracona. Szybko do mnie podbiegł, i uściskał.
- Draco?
- Alice... - Jego głos był załamany.
Odsunął się ode mnie. Dopiero teraz zobaczyłam, że ma podbite oko, a z ust cieknie mu krew. Okropnie się wystraszyłam.
- Draco? Ale... Co Ci się stało?
- Ślizgoni... Oni... Przez to, że Cię wtedy złapałem... I zawaliłem mecz...
Patrzyłam na niego osłupiała. Jak oni mogli to zrobić?
- Ale jak... Dlaczego oni...
- Powiedzieli tak: podbite oko za przegrany mecz, a warga za Ciebie...
- Nie możesz być w takim stanie...
- A co mogę zrobić?
- Chodź do Skrzydła Szpitalnego.
- Co nie mogę...
- A chcesz się źle czuć i tak wyglądać?
- Nie.
- No to chodź.

Gdy weszliśmy pielengniarka od razu nas zauwarzyła. Nawet nie musieliśmy jej niczego tłumaczyć. Wiedziała przez co to... Podała Draco jakieś lekarstwa. Poczuł się po nich lepiej. Dodała też, że rano nie powinno być żadnych śladów pod podbitym oku. Mimo, że było już późno to wróciliśmy na błonie i rozmawialiśmy jeszcze bardzo długo. Do zamku wróciliśmy po w w nocy, ale nie daliśmy się przałapać.
Gdy weszłam do mojego dormitorium wszystkie dziewczyny już spały. Przebrałam się i jak najszybciej położyłam. Od razu zasnęłam.
***
Ich tajemnica się wydała. Mam nadzieję, że rozdział sie podobał.
Zostawiajcie gwiazdki

W miłości do idioty || Draco Malfoy [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz