Głowa pulsowała mi tak ostro, że w tej chwili nie byłem w stanie myśleć racjonalnie. Było mi okropnie zimno. Wywnioskowałem tylko, że leżę na ziemi w grubej warstwie śniegu. Moja dłoń zaciskała się na czyichś włosach. Rozwarłem lekko powiekę, lecz nie widziałem dużo. Wokół wciąż panowała noc. W blasku dalej palącego się ogniska zidentyfikowałem tylko Stefana, leżącego koło mnie. To właśnie w jego włosach zatopiona była moja dłoń. Znów poczułem mocny ból głowy, zaplotłem moją rękę jeszcze mocniej na ciemnych kłakach mojego ukochanego i ponownie straciłem przytomność, zagłębiając się w ciemnej otchłani.
***
Poczułem, że ktoś mocno ciągnie moją dłoń, odrywając ją od włosów Stefana. Początkowo nie chciałem wypuścić ich z uścisku, ale po chwili silna ręka przeciwnika zmusiła mnie do ustąpienia. Moja dłoń opadła na zimny śnieg. Usłyszałem obok siebie czyjeś kroki. Otworzyłem jedno oko. Tym razem wokół panował lekki półmrok, najwyraźniej słońce właśnie zaczynało wschodzić. Postać Stefana, przed chwilą leżąca obok mnie, zniknęła. Obróciłem głowę w prawo i ujrzałem tylko zielone adidasy, powolnym krokiem idące w stronę ulicy, lecz zanim zdążyłem pomyśleć, do kogo mogą one należeć, po raz kolejny nawiedził mnie ostry ból głowy. Zacisnąłem mocno powieki, przysunąłem kolana do brzucha, który też dawał o sobie we znaki i objąłem je rękoma. Zasnąłem.
***
Obudziło mnie drżenie całego ciała. Byłem cały przemarznięty a fakt, że leżałem na śniegu, na pewno nie pomagał. Tym razem nie zdecydowałem się na otwarcie oczu, tylko nasłuchiwałem, lecz wokoło panowała niezmierna cisza. Słychać było tylko dogorujące patyki w miejscu, gdzie wczoraj paliło się ognisko. W tym momencie bolała mnie każda możliwa część ciała. Głowa pulsująca swoim własnym rytmem sprawiała, że czułem się, jakbym z całej siły uderzał nią w beton. Brzuch wirował na lewo i prawo, przez co zbierało mi się na wymiony. Kręgosłup i prawe ramię bolały od całej nocy przespanej w niewygodnej pozycji. Nogi nabrzmiałe od wczorajszych tańców też nie pomagały.
W końcu postanowiłem zaryzykować i rozewrzeć powieki. Ostre, dzienne słońce oślepiło mnie na chwilę. Zajęło mi parę minut, nim obraz całkowicie ustabilizował się. Miałem wrażenie, że głowa mi zaraz pęknie. Spróbowałem usiąść, lecz skończyło się to niepowodzeniem. Dalej w pozycji leżącej rozejrzałem się wokół. Ujrzałem większość uczestników wczorajszej imprezy, porozkładanych po całym parku. Niektórzy owinięci byli kocami, inni spali tuż przy wypalonym już ognisku, jeszcze inni, tak jak ja, leżeli gdzie popadnie, zanurzeni w dużych zaspach śniegu. Starałem się przypomnieć wydarzenia z poprzedniego dnia, lecz przychodziło mi to z wielkim trudem. Pamiętałem tylko niektóre momenty, zdarzenia. Może i dobrze...
Spojrzałem na miejsce obok mnie, gdzie spodziewałem się zobaczyć Stefana, lecz nie było go tam. Tylko ugniecony śnieg wskazywał na to, że ktoś tu leżał. Przypomniałem sobie moment, gdy obudziłem się w nocy. Ściskałem wtedy jego włosy, więc na pewno on tu był. Czyli co? Poszedł już do hotelu i zostawił mnie tu? Zielone adidasy... Chwila, chwila... przecież Stefek nie ma takich. Sam kiedyś mówił, że nie przepada za zielonym, a już adidasy w tym kolorze... Wtedy mówiliśmy o kimś konkretnie... Tylko o kim? Kto miał zielone, jaskrawe... Gregor! Tak, to na pewno był on!
Nie zważając na ból głowy, energicznie podniosłem się do pozycji siedzącej, czego natychmiast pożałowałem. Nie przewróciłem się jednak, ale musiałem odczekać parę minut, nim obraz przed moimi oczami przestał się kręcić. Odetchnąłem głęboko, a w wydychanym przez siebie powietrzu poczułem ostry zapach alkoholu. Po prostu świetnie. Podtrzymując się na gałęzi sąsiedniego drzewa, spróbowałem wstać. Na początek nogi odmówiły mi posłuszeństwa i upadłem na puchatą kołderkę ze śniegu, ale za drugą próbą utrzymałem się już w pozycji pionowej. Znów musiałem odczekać chwilę, zanim świat ustabilizował się i ruszyłem przed siebie. Chwiejnym krokiem pokonałem parę metrów, po czym zorientowałem się, że idę w stronę jeziora, więc odwróciłem się i ruszyłem ku drodze. Nie miałem zielonego pojęcia, jak dojdę do hotelu, ale przecież muszę zobaczyć, czy z moim Stefanem wszystko w porządku!
CZYTASZ
Kraftboeck- miłość w skocznym świecie
Fiksi Penggemar[OPOWIADANIE ZAKOŃCZONE] ,,W tym jednym, wyjątkowym momencie liczył się tylko Stefan i jego malinowe usta. Co będzie, to będzie, ale wiem, że z moim ukochanym wszystko będzie tak, jak być powinno... Bo przecież miłość może przenieść góry." Dwóch wsp...