I. Strata

12 2 0
                                    

Jako mała dziewczynka straciłam rodziców, którzy byli moimi jedynymi znanymi mi krewnymi. Po stracie rodziców w tragicznym wypadku chciałam od tego uciec, i uciekłam. Panowała zmienna, wiosenna pogoda. Raz lało jak z cebra, a raz panował straszny upał. Tak się złożyło, że kiedy dowiedziałam się o śmierci rodziców od razu uciekłam do lasu. Wiadomość dotarła do mnie późnym wieczorem. W długiej białej tunice, z małym brązowym królikiem w prawej dłoni wybiegłam zapłakana w deszcz. Głodna, samotna, zziębnięta obojętna na to co może mi się przydarzyć. Po prostu szłam przed siebie. W końcu wyczerpana ciągłą wędrówką i głodem upadłam. Byłam przytomna i świadoma, ale moje ciało nie. Zdołałam przewrócić się na plecy ostatkiem sił i wpatrywałam się w padający z nieba deszcz. Zastanawiałam się jak to jest być deszczem. Nagle przypomniałam sobie coś co moja mama powiedziała mi pewnego dnia ,kiedy ze smutkiem przylepiłam się do wielkiego okna w kuchni i obserwowałam spadające krople deszczu. Podeszła do mnie, objęła mnie i zacytowała wpatrując się w deszcz spadający z nieba "Czy gdybym był deszczem, który każdego dnia łączy niebo i ziemię, które w swej istocie nigdy nie będą razem, miałbym moc, aby połączyć dwa serca?" powiedziała, po czym spojrzała się na mnie i uśmiechnęła promiennie. Obserwowałam ją, to z jaką pasją i jednocześnie tęsknotą wymawiała słowa. Oczy świeciły mi się jakbym zaraz miała się rozpłakać. Ona tylko ucałowała mnie w czoło, popatrzyła na mnie i odeszła. Wtedy widziałam ją po raz ostatni. Była piękną, dobrą i zaradną kobietą. Zawsze ją podziwiałam. Zazwyczaj za to, że mimo tylu konfrontacji z tatą, mimo wszystko potrafiła się po tym uśmiechnąć i przyjść zaśpiewać mi cudowną kołysankę. Nie rozumiałam dlaczego tata tak się na niej wyżywał. A ona zawsze przyjmowała to z godnością i tylko czasem dodała swoje dwa grosze. Była wysoka, szczupła, miała piękne, błyszczące, zielone oczy. Śniadą cerę, długie, zdrowe, czarne włosy, które zazwyczaj upinała w kok. Miała sylwetkę, o której marzy każda kobieta, ale była trochę wychudzona. Czasem, kiedy razem z tatą jedliśmy obiad, mama była zajęta wieloma innymi porządkami, czy też papierami do pracy. Zawsze znajdowała jakąś wymówkę by z nami nie jeść. Choć z czasem zaczynałam rozumieć, że po prostu nie chce wywoływać kłótni z ojcem. Dlatego czasem w pośpiechu nie nadążała nawet zjeść po nas obiadu. Łzy spływały mi po policzkach razem z deszczem. Dlaczego akurat teraz? myślałam ostatkiem sił zakrywając twarz dłońmi. Tak bardzo za nimi tęskniłam. Tak bardzo chciałam usłyszeć jej głos. Tak bardzo chciałam ją przytulić. Tak bardzo mi jej brakowało. Leżąc tak i wypłakując się gdzieś w środku lasu ziemia pode mną robiła się coraz miększa i błotnista. W końcu zdjęłam dłonie z twarzy i ponownie przyglądałam się szaremu niebu ze łzami w oczach. Obraz stawał się coraz bardziej zamazany, jakby zaczął wirować. Więc to już koniec? Tak skończę? Krótki, gorzki śmiech wydobył się z mojego gardła, choć brzmiało to bardziej jakbym się krztusiła. Po chwili widziałam już tylko ciemność.

WymarłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz