Marinette:
Z szybko bijącym sercem ale zdecydowanym krokiem podeszłam do blondyna.
- Hej?- przywitałam się niepewnie. Na dźwięk mojego głosu od razu wyprostował się i zwrócił twarzą ku mnie. Oddech uwiązł mi w gardle gdy zobaczyłam jego przepiękny, delikatny uśmiech.
- Adrien.- przedstawił mi się wyciągając dłoń na przywitanie.
- Marinette.- odpowiedziałam ściskając lekko jego dłoń. Szczupłe palce blondyna jednak nie pozwoliły uwolnić się mojej dłoni i przyciągnęły ją do jego ust po czym chłopak złożył pocałunek na mojej skórze.
- Miło cię poznać, Marinette.- gdy wypowiedział moje imię przeszedł mnie dreszcz, a w moim sercu zagościło dziwne uczucie jak by ten głos był mi dobrze znany. Zielone oczy Adriena śledziły uważnie każdy ruch jaki wykonywałam, a ja wcale nie czułam się z tym źle, może trochę było to dziwne ale nie złe.
-Emm... To ten... Mo... mogę odzyskać telefon?- zająknęłam się oblewając rumieńcem kiedy dotarło do mnie, że stoję z dobrą minutę i po prostu gapię się na niego.
- Oczywiście.- posłał mi szeroki uśmiech i płynnym ruchem wyciągnął sprzęt z kieszeni bluzy.
- No to... Ymmm, dzięki?- nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam go choć wydawał się dziwnie znajomy. Może wpadłam już kiedyś na niego na ulicy co ze mną jest bardzo prawdopodobne i po prostu go nie pamiętam. Staliśmy chwilę w ciszy, żadne z nas nie wiedziało za bardzo co ma dalej zrobić, iść do domu a może przeciągnąć rozmowę.
- Ja już powinnam wracać.- wydukałam pod nosem spoglądając na niego ukradkiem.
- Odprowadzę cię.- zaproponował, a ja przytakująco kiwnęłam głową posyłając mu szeroki uśmiech. Przez pierwsze kilka minut szliśmy w ciszy i nawet przyłapałam się na tym, że idę dużo wolniej niż zazwyczaj.
- Więc, Marinette musiałaś się nieźle wystraszyć kiedy okazało się, że zgubiłaś telefon.- zaczął rozmowę za co byłam mu na prawdę wdzięczna. Westchnęłam.
- Szczerze? Już szykowałam się na niechybną śmierć bo ten telefon jest nowy a tata powiedział, że jak mu coś zrobię to on mi coś zrobi.- zaśmiałam się podnosząc wzrok na mojego towarzysza. Jego mina nie wyrażała zadowolenia.- To był żart, tata nigdy by mi nic nie zrobił.- zaczęłam gorączkowo machać rękami, nie spojrzałam pod nogi i niemalże wywróciłam się o własne nogi. Na szczęście mojemu upadkowi przeszkodził refleks Adriena, jego ramiona błyskawicznie oplotły się wokół mojej talii.
- Emm, dzięki kolejny raz?- mruknęłam pod nosem oblewając się rumieńcem z powodu jego bliskości. Dopiero teraz mogłam poczuć jak silne są jego ramiona i to że jego bluza pachniała lawendą, a on sam subtelną wonią męskich perfum. Dziwiłam się sama sobie ale przy Adrienie poczułam się bezpieczna i jak by to powiedzieć, na miejscu? Coś jak by idealne miejsce, którego zawsze szukałam było właśnie w jego ramionach.
- Uważaj księżniczko, nie zawsze będę mógł cię uchronić przed upadkiem.- powiedział wypuszczając mnie z objęć no co skrzywiłam się.
- Postaram się uważać.- postarałam się o szeroki uśmiech by zatuszować zakłopotanie. Dalej szliśmy już w luźniejszej atmosferze i na prawdę dobrze nam się rozmawiało. Dowiedziałam się, że Adrien jest zaledwie rok starszy ode mnie i już się nie uczy, mieszka w rodowej posiadłości razem z kuzynem w środku Paryża, a jego ulubionym miejscem jest park na przeciwko wierzy Eiffla.
- Na prawdę?- zapytałam zaskoczona na co on przytaknął z uśmiechem.- Ja też uwielbia tam chodzić, dobrze mi się tam tworzy nowe projekty.- przyznałam z entuzjazmem.
- Projektujesz?
- Ano tak trochę to moja pasja.- uśmiechnęłam się nieśmiało.
- Pokarzesz mi kiedyś swoje prace jeżeli zasłużę?- zapytał z zadziornym uśmieszkiem. Wywróciłam oczami.
- Najpierw muszę cię poznać.
- A więc postanowione.- zatrzymał się.- Masz dziś wieczorem czas?
- Raczej tak, a co?- ja również się zatrzymałam. Adzien pogrzebał chwilę w kieszeni bluzy po czym wyją telefon.
- Jeżeli będziesz tak miła to chciałbym twój numer bym mógł cię porwać dziś wieczorem na mały spacer w celu dalszego poznania.- skłonił się teatralnie mówiąc poważnym tonem. Widząc ten gest z jego strony zaśmiałam się.
- No nie wiem, nie wiem a jeżeli jesteś psychopatycznym mordercą i już nie wrócę do domu?- rzuciłam ze śmiechem w jego stronę na co on mi zawtórował, miał na prawdę ładny śmiech. O ile można na tak powiedzieć o męskim śmiechu.
- Nie martw się Marinette, przy mnie nie stanie ci się żadna krzywda.- spojrzał mi głęboko w oczy gdy zapisywał mój numer. Tak trochę, ale tak na prawdę troszkę zmiękły mi kolana gdy się żegnaliśmy a on ponownie pocałował moją dłoń. Stałam jak otępiała patrząc jak odchodzi i pewnie dosyć długo mogła bym tak pozostać ale zawiał zimny wiatr co momentalnie mnie otrzeźwiło i schowałam się do piekarni.
- Kto to był kochanie?- zapytała moja mama wychylając się zza lady. Wywróciłam oczami, no normalnie wiedziałam czego można się po niej spodziewać.
- Kolega.- odparłam z uśmiechem przypominając sobie jego szeroki uśmiech i głębię jego zielonych oczu.
- Przystojny ten twój kolega.- podkreśliła ostatnie słowo jak by to miało być sugestią "Bież się za niego dziewczyno, nie widzisz jakie będę miała piękne wnuki?".
- To tylko kolega.- przeszłam obok niej i zaczęłam wspinać się po schodach do mieszkania.
Nim zniknęłam za drzwiami mieszkania usłyszałam jeszcze jak tata śmieje się do mamy.
- Za naszych czasów to też byli tylko koledzy i koleżanki.
Boże święty dlaczego nie mogłam mieć normalnych rodziców. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko chwytając telefon. Niewątpliwie musiałam zadzwonić do Alyi.
_____________________________________________________________________________
I zawitał na drugi rozdział :) Mam nadzieję, że się spodobał a swoją opinię wyrazicie drobnym komentarzem lub gwiazdką :3 Jutro next jak by ktoś chciał wiedzieć :p Do jutra i dobranoc :D
PS: Za błędy przepraszam xd
CZYTASZ
Miraculous: Beauty and the Beast
RomanceOna, Marinette Dupain-Cheng zwykła siedemnastoletnia mieszkanka Paryża, niezdarna, utalentowana krawcowa o nudnym życiu, która wszędzie się spóźnia i dobitnie twierdzi, że nie ma czegoś takiego jak przeznaczenie. On, Adrien Agreste ponad tysiąc pięć...