Rozdział 2

2.7K 232 68
                                    

Marinette:

Z szybko bijącym sercem ale zdecydowanym krokiem podeszłam do blondyna. 

- Hej?- przywitałam się niepewnie. Na dźwięk mojego głosu od razu wyprostował się i zwrócił twarzą ku mnie. Oddech uwiązł mi w gardle gdy zobaczyłam jego przepiękny, delikatny uśmiech.

- Adrien.- przedstawił mi się wyciągając dłoń na przywitanie.

- Marinette.- odpowiedziałam ściskając lekko jego dłoń. Szczupłe palce blondyna jednak nie pozwoliły uwolnić się mojej dłoni i przyciągnęły ją do jego ust po czym chłopak złożył pocałunek na mojej skórze.

- Miło cię poznać, Marinette.- gdy wypowiedział moje imię przeszedł mnie dreszcz, a w moim sercu zagościło dziwne uczucie jak by ten głos był mi dobrze znany. Zielone oczy Adriena śledziły uważnie każdy ruch jaki wykonywałam, a ja wcale nie czułam się z tym źle, może trochę było to dziwne ale nie złe.

-Emm... To ten... Mo... mogę odzyskać telefon?- zająknęłam się oblewając rumieńcem kiedy dotarło do mnie, że stoję z dobrą minutę i po prostu gapię się na niego.

- Oczywiście.- posłał mi szeroki uśmiech i płynnym ruchem wyciągnął sprzęt z kieszeni bluzy.

- No to... Ymmm, dzięki?- nie wiedziałam co powiedzieć. Nie znałam go choć wydawał się dziwnie znajomy. Może wpadłam już kiedyś na niego na ulicy co ze mną jest bardzo prawdopodobne i po prostu go nie pamiętam. Staliśmy chwilę w ciszy, żadne z nas nie wiedziało za bardzo co ma dalej zrobić, iść do domu a może przeciągnąć rozmowę.

- Ja już powinnam wracać.- wydukałam pod nosem spoglądając na niego ukradkiem.

- Odprowadzę cię.- zaproponował, a ja przytakująco kiwnęłam głową posyłając mu szeroki uśmiech. Przez pierwsze kilka minut szliśmy w ciszy i nawet przyłapałam się na tym, że idę dużo wolniej niż zazwyczaj.

- Więc, Marinette musiałaś się nieźle wystraszyć kiedy okazało się, że zgubiłaś telefon.- zaczął rozmowę za co byłam mu na prawdę wdzięczna. Westchnęłam.

- Szczerze? Już szykowałam się na niechybną śmierć bo ten telefon jest nowy a tata powiedział, że jak mu coś zrobię to on mi coś zrobi.- zaśmiałam się podnosząc wzrok na mojego towarzysza. Jego mina nie wyrażała zadowolenia.- To był żart, tata nigdy by mi nic nie zrobił.- zaczęłam gorączkowo machać rękami, nie spojrzałam pod nogi i niemalże wywróciłam się o własne nogi. Na szczęście mojemu upadkowi przeszkodził refleks Adriena, jego ramiona błyskawicznie oplotły się wokół mojej talii.

- Emm, dzięki kolejny raz?- mruknęłam pod nosem oblewając się rumieńcem z powodu jego bliskości. Dopiero teraz mogłam poczuć jak silne są jego ramiona i to że jego bluza pachniała lawendą, a on sam subtelną wonią męskich perfum. Dziwiłam się sama sobie ale przy Adrienie poczułam się bezpieczna i jak by to powiedzieć, na miejscu? Coś jak by idealne miejsce, którego zawsze szukałam było właśnie w jego ramionach.

- Uważaj księżniczko, nie zawsze będę mógł cię uchronić przed upadkiem.- powiedział wypuszczając mnie z objęć no co skrzywiłam się.

- Postaram się uważać.- postarałam się o szeroki uśmiech by zatuszować zakłopotanie. Dalej szliśmy już w luźniejszej atmosferze i na prawdę dobrze nam się rozmawiało. Dowiedziałam się, że Adrien jest zaledwie rok starszy ode mnie i już się nie uczy, mieszka w rodowej posiadłości razem z kuzynem w środku Paryża, a jego ulubionym miejscem jest park na przeciwko wierzy Eiffla.

- Na prawdę?- zapytałam zaskoczona na co on przytaknął z uśmiechem.- Ja też uwielbia tam chodzić, dobrze mi się tam tworzy nowe projekty.- przyznałam z entuzjazmem.

- Projektujesz?

- Ano tak trochę to moja pasja.- uśmiechnęłam się nieśmiało.

- Pokarzesz mi kiedyś swoje prace jeżeli zasłużę?- zapytał z zadziornym uśmieszkiem. Wywróciłam oczami.

- Najpierw muszę cię poznać.

- A więc postanowione.- zatrzymał się.- Masz dziś wieczorem czas?

- Raczej tak, a co?- ja również się zatrzymałam. Adzien pogrzebał chwilę w kieszeni bluzy po czym wyją telefon.

- Jeżeli będziesz tak miła to chciałbym twój numer bym mógł cię porwać dziś wieczorem na mały spacer w celu dalszego poznania.- skłonił się teatralnie mówiąc poważnym tonem. Widząc ten gest z jego strony zaśmiałam się.

- No nie wiem, nie wiem a jeżeli jesteś psychopatycznym mordercą i już nie wrócę do domu?- rzuciłam ze śmiechem w jego stronę na co on mi zawtórował, miał na prawdę ładny śmiech. O ile można na tak powiedzieć o męskim śmiechu.

- Nie martw się Marinette, przy mnie nie stanie ci się żadna krzywda.- spojrzał mi głęboko w oczy gdy zapisywał mój numer. Tak trochę, ale tak na prawdę troszkę zmiękły mi kolana gdy się żegnaliśmy a on ponownie pocałował moją dłoń. Stałam jak otępiała patrząc jak odchodzi i pewnie dosyć długo mogła bym tak pozostać ale zawiał zimny wiatr co momentalnie mnie otrzeźwiło i schowałam się do piekarni. 

- Kto to był kochanie?- zapytała moja mama wychylając się zza lady. Wywróciłam oczami, no normalnie wiedziałam czego można się po niej spodziewać. 

- Kolega.- odparłam z uśmiechem przypominając sobie jego szeroki uśmiech i głębię jego zielonych oczu.

- Przystojny ten twój kolega.- podkreśliła ostatnie słowo jak by to miało być sugestią "Bież się za niego dziewczyno, nie widzisz jakie będę miała piękne wnuki?".

- To tylko kolega.- przeszłam obok niej i zaczęłam wspinać się po schodach do mieszkania.

Nim zniknęłam za drzwiami mieszkania usłyszałam jeszcze jak tata śmieje się do mamy.

  - Za naszych czasów to też byli tylko koledzy i koleżanki.

Boże święty dlaczego nie mogłam mieć normalnych rodziców. Weszłam do pokoju i rzuciłam się na łóżko chwytając telefon. Niewątpliwie musiałam zadzwonić do Alyi.

_____________________________________________________________________________

I zawitał na drugi rozdział :) Mam nadzieję, że się spodobał a swoją opinię wyrazicie drobnym komentarzem lub gwiazdką :3 Jutro next jak by ktoś chciał wiedzieć :p  Do jutra i dobranoc :D

PS: Za błędy przepraszam xd

Miraculous: Beauty and the BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz