Dzień Startu

22 4 0
                                    

Dzień startu........


Dzień startu był bardzo szalonym i doniosłym dniem. Pełno paparazzi, telewizji, konferencje prasowe, spotkania ze sponsorami w obecności kamer, wizyta prezydenta USA (swoją drogą wyjątkowo miły człowiek, jednak to opiszę kiedy indziej), te wszystkie elementy składały się na ten właśnie dzień. Prócz tego uroczyście przecięto kłódkę od garażu dla statków i wyprowadzono nasz pojazd, na miejsce startu. Dołączono ruchomy korytarz, który prowadził od naszego salonu w bazie do drzwi America1Carilla. Rankiem wziąłem prysznic, naturalnie jako ostatni z całej grupy, przyjąłem proszki które zażywaliśmy już od przybycia do bazy, zjadłem śniadanie i wypiłem taki sam jak dnia poprzedniego zielony syrop z wodą (znany jako „przygotowanie"). Niemiłe odczucia związane z „przygotowaniem" były dużo mniej odczuwalne niż wcześniej, jednak nadal było nieprzyjemnie. Następnie w biurze spotkałem się z prezydentem, który życzył nam miłej zabawy (jakbyśmy po prostu szli na plac zabaw). Następnie kilka konferencji prasowych, dla różnych gazet, stacji telewizyjnych, oraz kilka audycji radiowych. Krótka rozmowa z rodzina przez telefon, odbyła się zaraz po ostatniej audycji. Kolejnym punktem naszych przygotowań było właśnie wyprowadzenie statku, z garażu do kabiny startu, umieszczonej na niedalekim wzgórzu. Zastanawiała mnie forma ustawienia statku i rakiet, gdyż maszyna była ustawiona pionowo, a nie jak dotychczas poziomo, wiec siedząc w fotelach, właściwie będziemy leżeć na plecach. Kolejnym problemem było wejście do tego „wehikułu" jak go potocznie nazywaliśmy. Powiedziano Nam jednak, że podczas wsiadania kabina ustawi się pod kontem 35 stopni do ziemi, a wiec wejście do środka będzie tylko nieznacznie utrudnione. Potem wróciliśmy do bazy, ubraliśmy pokazowe kombinezony i ustawiliśmy się do zdjęć. Nagraliśmy również spot, w którym rzekomo wchodzimy do statku- w rzeczywistości wchodziliśmy do America2Carilla, a ten nie został nawet wyprowadzony z garażu. Jedna wielka bujda.


W końcu nadeszła ta chwila. Syriusz zaprosił nas do statku. Podał nam buty, z podobnym mechanizmem w podeszwie jaki miały meble w wehikule, jednak odrywanie jednego buta od podłoża było możliwe gdy drugi tego podłoża dotykał (oczywiście dotyczyło to tylko podłogi w statku). Śmieszyły nas rurki łączące buty. Z ich tez winy buty dostały miano „odkurzaczy". Szybko nas zbadano, sprawdzono stan naszych torb medycznych itp. Weszliśmy do America1Carilla. Usiedliśmy na fotelach zapięliśmy odkurzacze na nogach, przypięliśmy pasy. Siedzieliśmy po trzy osoby w jednym rzędzie. Od ściany przeciwnej do drzwi patrząc siedzieli:


1 rząd- Malwina, Ja i Kacper


2 rząd- Alek, Kasia i Ola


3 rząd- Paweł, Iza i Dawid


4 rząd- Megan, Kami i Hubert.


Syriusz siedzący w kabinie pilotów wraz z technikami powiedział do mikrofonu „Papatki Ziemio, wracamy za kilka miesięcy i ma być tu spokój bo złoję tyłek pasem". Wszyscy zaczęli się śmiać.


- Już współczuję twoim dzieciom- zaśmiał się Paweł.


- Haha, jeżeli do osiemnastki znajdę sobie dziewczynę to będzie dobrze, a co dopiero mówić o dzieciach- zaśmiał się Syriusz, jednak widocznie zasmuciło go to, co właśnie sam wyznał.


- Jak wrócisz z kosmosu, to każda Cie będzie chciała- powiedziała Malwina swoim uspokajającym tonem, jakby ćwiczyła do przemówienia.


- Dobra ustawieni do pionu! zaczynamy odliczanie!- krzyknął Syri.


- Tak jest kapitanie!- zaśmiał się Dawid.


-Ty młody lepiej siedź cicho na następnych ćwiczeniach na Carilli dam Ci wycisk- odgryzł się nasz Boss, gdyż tak go nazwaliśmy.

Kosmiczne GayLove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz