Rozdział 3

2.3K 208 35
                                    

Marinette:

Leżałam na łóżku bazgrząc coś w notatniku i rozmawiając z Alyą.

- No ja ci mówię, on zachowywał się jak z innej epoki.- na samo wspomnienie momentów, w których pocałował mnie w dłoń po plecach przeszedł mnie przyjemny dreszcz.

- Mari on nie jest z inne epoki po prostu jest gentelmanem, wyobraź sobie że jeszcze nie wszyscy wyginęli.- zaćwierkała do słuchawki zapewne wywracając oczami. Zaśmiałam się, kocham tę dziewczynę.

- Może, ale wiesz że to zbyt piękne by było prawdziwe. Pewnie jest dupkiem łamiącym serca, gejem lub ma dziewczynę.- wymamrotałam spoglądając na efekt swojej pracy. Zamarłam widząc, że przypadkowe linie ułożyły się w portret Adriena, i to nawet całkiem ładny. Wpatrywałam się w niego w sumie nie wiedząc czemu moja podświadomość podkusiła mnie do narysowania czegoś takiego.

- Emm... Mari jesteś tam?

- Ach tak, tak jestem zamyśliłam się.- wytłumaczyłam przepraszającym tonem.- O czym mówiłaś?

- Boże dziewczyno.- jęknęła do słuchawki.- Mówiłam, że może w końcu nadszedł twój czas na odrobinę szczęścia. To, że Adrien jest miły i w dodatku jak to określiłaś nieziemsko przystojny i szarmancki to nie oznacza, że jest w tym jakiś haczyk. Dziś był twój serio szczęśliwi dzień kochana, nie było Chloe w szkole a zgubiony telefon oddało ci ciacho wyglądające jak model, czyż to nie jest przeznaczenie?

- Nie wierzę w to gówniane przeznaczenie Alya.- sapnęłam wstając z łóżka. Mój wzrok bezwiednie powędrował na zegarek stojący na szafce nocnej, było już piętnaście po szesnastej a Adrien mówił coś o wieczornym spacerze, i że zadzwoni do mnie.- Alya muszę kończyć Adrien mówił, ze zadzwoni i umówimy się na spacer a ja wiszę z tobą na linii od prawie dwóch godzin.

- Serio tak długo gadamy? No nic, to do jutra i liczę na obszerne relacje. Papa.- zacmokała.

- Paa.- pożegnałam się z przyjaciółką i wcisnęła czerwoną słuchawkę. Kilka chwil wpatrywałam się w czarny już ekran i na szczęście nie przyszło mi żadne powiadomienie o nie odebranym połączeniu. Odetchnęłam z ulgą, jeszcze nie dzwonił. Z nudów zaczęłam podnosić szkice i kawałki materiału z podłogi upychając je do odpowiednich kartonów, ale kiedy chwyciłam notatnik i znów ujrzałam portret blondyna zawahałam się. Szczerze? Nie wiedziałam co z nim zrobić, przecież nie wrzucę go do teczki lub nie wyrzucę jak jakiegoś śmiecia. Zaczęłam rozglądać się za dogodnym miejscem dla rysunku i w końcu po minucie zastanawiania się przypięłam go srebrną szpilką do korkowej tablicy gdzie było już i tak mnóstwo moich notatek, planów i różnego typu projektów. Z dumą omiotłam wzrokiem czysty pokój, co nie zdarzało mi się często ale mama na pewno będzie szczęśliwa, że w końcu posprzątałam. Moje nic nie robienie przerwała piosenka 30 Seconds To Mars Kings and Queens, która była dzwonkiem mojego telefonu.

Adrien:

Kiedy wróciłem do domu niemalże od razu padłem na kanapę. Jednocześnie byłem bardzo szczęśliwy z faktu, że Marinette zgodziła się na spacer ale z drugiej strony odczuwałem cholerne zmęczenie. Wstawanie o piątej nie jest dla mnie dobre. Myśląc o przepięknym uśmiechu Mari, o jej migoczących wesoło oczach i słodkim zapachu wanilii zasnąłem od razu gdy zamknąłem oczy. Mój sen był piękny, Marinette była w nim taka jak ja i mogliśmy być szczęśliwi, mogliśmy być w końcu razem tak naprawdę. Cóż co dobre szybko się kończy, a mianowicie Plagg obudził mnie rzucając we mnie opakowaniem po swoim ulubionym serze. Warknąłem pod nosem obracając się na drugi bok, chciałem spać i śnić dalej ale on nie dawał za wygraną.

- Radzę ci wstawać Romeo.- powiedział z rozbawieniem.

- Spadaj.- warknąłem ponownie.

- Oj chłopie.- jęknął.- Oczywiście mogę cię zostawić w spokoju ale tego nie zrobię bo później będziesz mi wypominał, że nie obudziłem cię i minął wam spacerek. Więc co, wstajesz?

Na samą wzmiankę o spacerze zerwałem się na równe nogi odszukując najbliższego zegarka. Była dopiero szesnasta dziesięć, dobrze że jeszcze słońce nie zachodzi tak szybko. Wyminąłem kotołaka mamrocząc podziękowanie i pobiegłem do pokoju by wziąć prysznic i przebrać się w świeże ubrania. Chłodna woda od końca postawiła mnie na nogi, owinąłem miękki ręcznik wokół bioder i stanąłem przed szafą. Po chwili zdecydowałem się na klasyczne czarne rurki, biały t-shirt i czarną bluzę z kocimi uszami i zielonymi elementami. Wziąwszy ubrania i świeżą bieliznę ponownie zamknąłem się w łazience gdzie umyłem zęby, szybko się ubrałem i przeczesałem palcami włosy. Nim wyszedłem z pokoju zadzwoniłem jeszcze do Marinette. Umówiliśmy się za dziesięć minut pod wieżą Eiffla. Na nogi wciągnąłem jeszcze czarne lekko już poprzecierane glany dziesiątki i nigdzie się nie spiesząc ruszyłem na spotkanie. Zahaczyłem o kwiaciarnie wybierając dla Marinette jej ulubione kwiaty, czasem przydaje się wiedza z poprzednich lat. Z bukiecikiem w ręku zjawiłem się cztery minuty przed czasem więc usiadłem na pobliskiej ławeczce i obserwowałem ludzi. Marinette się spóźniała, ale nie miałem jej tego za złe, ona zawsze się spóźniała. Nawet w poprzednich wcieleniach. Pięć minut po czasie dostrzegłem w oddali biegnącą w moją stronę dziewczynę. Miał rozpuszczone włosy, które przytrzymywał wianek z białych kwiatów, jasno błękitną sukienkę w pasie odciętą granatową tasiemką i koturny. Wstałem, uśmiechnąłem się szeroko i wyszedłem jej na przeciw. Oh My Lady, tak bardzo cię kocham.

_________________________________________________________________________________

Rozdział numer trzy napisany :) Przepraszam, że tak późno ale przypomniało mi się o sprawdzianie i chcąc nie chcąc musiałam się choć trochę pouczyć. Mam nadzieję, że spodobał się rozdział i swoją opinię wyrazicie w postaci komentarzu lub gwiazdki :) To wielka motywacja dla mnie gdy widzę, że wam się podoba :) Dobranoc :*

Miraculous: Beauty and the BeastOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz