Rozdział 5

403 23 3
                                    

Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu z jednym, małym, zakratkowanym oknem. Promienie zachodzącego słońca wpadały do środka oświetlając pokój. Zadrżałam z zimna i rozglądnęłam się. Na ziemi, nieopodal mnie leżał chłopak. Mimo panującego półmroku z łatwością go rozpoznałam. To był Liu. Jego też złapali! Ale po co on im był?  Można powiedzieć, że to morderca więc chyba oczywiste, że nie mogą zostawić go na wolności. Chciałam podejść do okna. Nie mogłam. Ręce miałam skute. Do grubych kajdan przyczepiony był żelazny łańcuch,  który był przytwierdzony do podłogi. Popatrzyłam na Liu. Był zakuty w ten sam sposób. Długość łańcucha pozwalała mi na podejście do niego. Chłopak zamruczał coś pod nosem i lekko się poruszył. Szybkim krokiem podeszłam do niego.
- Liu? Słyszysz mnie?
- T-tak... gdzie jesteśmy? Co się stało?
- Złapali nas. - powiedziałam ze smutkiem. - Nie wiem gdzie jesteśmy, ale nic dobrego nas tu nie czeka. Musimy się wydostać!
- Ale jak?! Jedną osobę mogą darować,  ale dwie nie uciekną!
- Wiem i dlatego pomogę ci uciec.
- Mi? Dlaczego ja mam uciekać?  Ty pójdziesz.
- Ale ty mi pomogłeś...  to przeze mnie nas złapali i ja muszę tu zostać.
- Zrewanżujesz się znajdując Jeffa. Potem razem mnie uwolnicie.
- A jeśli on nie będzie chciał ci pomóc? - Przekonasz go. Ciebie posłucha.
- No nie wiem...
- Trzeba obmyślić plan. Damy radę.
- A co jeśli...
- Teraz nie ma już czasu na " co jeśli " . Chcesz mi pomóc?
- Chcę, ale...
- Skoro chcesz to zrobisz dokładnie to co ci powiem, jasne?
- No... dobrze.
- Zrobimy tak... - już miał mi powiedzieć jaki ma plan, gdy usłyszeliśmy dźwięk klucza w zamku od drzwi. Do pomieszczenia wszedł wysoki, barczysty policjant. Przez moje ciało przeszedł dreszcz. W półmroku przypominał mi JEGO. Kątem oka zauważyłam jak Liu rzucił mi szybkie spojrzenie. Policjant popatrzył na mnie i szyderczo się uśmiechnął. Patrzyłam na niego ze strachem i czekałam co zrobi.
- Wstać!
Liu podniósł się,  a ja poszłam w jego ślady. Policjant podszedł do mnie i zmierzył mnie badawczym wzrokiem.
- Boisz się mnie?
Nie mogłam okazać strachu.
- Nie. Nie boję. - powiedziałam pewnie podnosząc głowę i patrząc mu w oczy. Na jego twarzy pojawił się grymas niezadowolenia. Popatrzył na moje zadrapania na twarzy i ranę pod lewym okiem, z której wciąż powoli spływała krew.
- Kto cię tak urządził? Czyżby ofiara się broniła?
- Ofiara?! - nie wytrzymałam i nakrzyczałam na niego. - To ja tu byłam ofiarą!
- Tak... jasne. Wmawiaj to sobie. Miałem już do czynienia z takimi jak ty. Zawsze to samo. Jak zwykle niewinni.
- Ale to prawda! - ponownie krzyknęłam i poczułam silne uderzenie w twarz. Upadłam na ziemię. Zauważyłam jak Liu zaciska pięści i robi krok w stronę policjanta. Powstrzymałam go ruchem ręki. Policjant nachylił się nade mną i wyszeptał:
- Gdyby nie ta blizna to byłabyś całkiem ładna...  następnym razem bądź grzeczniejsza, bo nie będę już taki wyrozumiały.  - ruszył w stronę drzwi. Zanim jednak wyszedł stanął przed Liu i nakrzyczał na niego:
- A ty co się tak gapisz?! - i wyszedł trzaskając drzwiami.
Liu szybko podszedł do mnie i pomógł mi wstać. Trzymałam rękę na policzku, by zakryć siniaka.
- Nic ci nie jest? - spytał z troską w głosie. - Dlaczego nie pozwoliłaś mi go zabić?
- Skoro ty masz tu zostać to lepiej, żebyś sobie nie nagrabił. - powiedziałam.
Kiwnął głową na znak, że rozumie. Próbowałam jakoś oswobodzić ręce z kajdan, ale mi się nie udało. Liu próbował mi pomóc,  ale bez skutku. Po niedługim czasie znów usłyszeliśmy jak ktoś otwiera drzwi. Ten sam policjant co wcześniej wszedł do środka. Zacisnęłam pięści. Podszedł do nas z tacą,  na której były miski z jakaś szarą, obleśną breją. Położył to na podłodze i rzucił mi szybkie spojrzenie, a potem wyszedł. Wolnym krokiem podeszłam do "jedzenia". Zapach zdradzał, że papka smakuje jeszcze gorzej niż wygląda. Podeszłam do Liu i spytałam o plan ucieczki.
- Najpierw musisz pozbyć się kajdanek. Pomogą ci w tym twoje spinki do włosów. Jak już się uwolnisz udasz zemdloną, a ja zawołam o pomoc. Gdy już ktoś przyjdzie to ja go ogłuszę. Weźmiesz klucz i uciekniesz. Pobiegniesz korytarzem w prawo, a potem znowu skręcisz w prawo i wybiegniesz przez czarne drzwi. Czarne,  nie brązowe.  Pamiętaj o tym szczególe. Potem już tylko odnajdziesz Jeffa.
- Skąd ty to wszystko wiesz?
- Już stąd raz uciekłem. Dasz radę.
- Oby.
- Musisz.
Postanowiliśmy od razu wcielić nasz plan w życie. Na początku z trudem otwieraliśmy kajdanki. Po pewnym czasie jednak usłyszeliśmy kliknięcie oznaczające, że nam się udało. Położyłam się na ziemi, a kajdanki i ręce schowałam pod włosami dla niepoznaki. Zaczęłam oddychać najciszej jak potrafiłam. Liu wołał o pomoc. Trochę śmiesznie brzmiał jego spanikowany głos. Z najwyższym trudem powstrzymywałam się od śmiechu. Do celi wbiegła jakaś policjantka. Podeszła do mnie i chciała zbadać mi puls. Szybko zatkałam jej usta dłonią,  by nikt jej nie usłyszał. Szybkim ciosem w głowę sprawiłam,  że leżała nieprzytomna na ziemi.
- Przecież to ja miałem go ogłuszyć!
- Tak tylko byś narobił sobie kłopotów. Teraz wołaj żebym wróciła po ciebie. Tak będzie bardziej wiarygodnie.
- Ale mogą cię wtedy złapać.
- Nie złapią. Tylko... muszę cię uderzyć...
- Czemu?
- Żeby myśleli, że próbowałeś mnie powstrzymać.
- No... dobrze.
Zamachnęłam się i go uderzyłam. Chyba trochę za mocno, ale dzielnie to zniósł. Na jego policzku również można było teraz dostrzec siniaka.
- Sorki... przesadziłam. - wyszeptałam.
- Nic się nie stało. Idź już.
Kiwnęłam głową i podeszłam do nieprzytomnej policjantki. Zabrałam jej klucze i otworzyłam drzwi. Ostatni raz popatrzyłam na Liu i szepnęłam:
- Wrócę po ciebie.
Wybiegłam z celi i ruszyłam korytarzem w prawo. Za sobą słyszałam krzyki Liu i kroki policjantów. Trafiłam do korytarza z czarnymi i brązowymi drzwiami. Które to miały być? Stres nie pozwolił mi na racjonalne myślenie. Otworzyłam brązowe i wbiegłam do pomieszczenia. Za drzwiami dudniły kroki ścigających. Oparłam się o drzwi i starałam się uspokoić oddech. Coś jeszcze było w pomieszczeniu... coś żywego. Wolnym i niepewnym krokiem ruszyłam w stronę tego czegoś. Wystawiłam rękę do przodu i w ostatniej chwili zabrałam ją. Przede mną był wściekły doberman. Nic dziwnego, w końcu go obudziłam. Z ogromnym trudem powstrzymałam się od krzyknięcia. Cofałam się w stronę drzwi nie spuszczając oka z psa, który szedł w moją stronę. Otworzyłam drzwi i wybiegłam przez nie, szybko je zamykając. Znał już mój zapach. Miałam przechlapane. Ruszyłam w stronę czarnych drzwi. O dziwo nikogo przy nich nie było. Miałam tylko nadzieję,  że nie zrobili krzywdy Liu. Wciąż miałam wyrzuty sumienia za to, że go uderzyłam. Wybiegłam do lasu. Po kilkunastominutowym biegu zwolniłam i ciężko dysząc oparłam się o drzewo. Po chwili zauważyłam jak coś pomknęło w moją stronę. Zwinnym ruchem złapałam lecący nóż tylko po to,  by kolejny przygwoździł mnie do drzewa. Przez chwilę szarpałam się z nim. Usłyszałam ten chichot. Złowieszczy, psychopatyczny. Ten sam, który słyszałam w domu Liu i po zabiciu mojej pierwszej ofiary. Śmiech Jeffa...

Hey, hey, hey!
Dziś trochę dłuższy,  bo 1096 słów. Czy Rose przeżyje spotkanie z Jeffem? Czy Liu doczeka się pomocy? Jak Jeff zareaguje na wieść,  że jego brat żyje?  Tego dowiecie się już w następnym rozdziale!
gabi12959

Rose The Huntress {Zakończone}Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz