Szedłem i szedłem. I tak bez końca, monotonna wyprawa wzdłuż torów. Moje nogi się ruszały. To cud. Zastanawiałem się, jak to możliwe, że jeszcze żyłem. Poturbowałem go jak śmiecia, jak kupę gówna, a on nie wahał się mi oddać.
Wyciągnąłem rękę przed siebie, była posiniaczona, a od nadgarstka w górę pięły się prześwitujące, niebieskie żyły. Dłoń miałem całą czerwoną od krwi, która rozprysła, kiedy uderzałem go kolejno w szczękę, nos i brzuch. Siła, którą go poczęstowałem, musiała przysporzyć mu niezwykle wiele bólu.
Patrzyłem teraz na obydwie. Żadna z dotychczasowych walk nie dała mi tyle satysfakcji, co ta. Moje pięści były zniszczone, całe w otarciach i większych lub mniejszych otwartych ranach, z których sączyła się krew. Ściągnąłem na dół rękawy bluzy, żeby nie musieć na to patrzeć. Od pasa w górę byłem cały we krwi, zarówno swojej, jak i jego. Nadal nie mogłem wyjść z podziwu, jak to możliwe, że dałem się tak załatwić.
Sięgnąłem po suwak i zapiąłem go pod samą szyję. Przeszedł mnie dreszcz. W okolicy kręciło się niewiele osób, ostatnio nawet nikt nie pojawił się w okolicach torów. Nigdy nie pytali, co się ze mną dzieje, miałem dwadzieścia lat, a to wiek, w którym nikt się tobą nie interesował.
Nie miałem przyjaciół, a przed wypadkiem byłem inny, niż ci, którzy ze mną chodzili do szkoły. Oni byli sportowcami, gdzie ja nawet nie mogłem porządnie chwycić sztangi.
Byłem martwy w środku, po wypadku, już nic nie było takie, jak powinno. Nie miałem dla kogo żyć, wszyscy mnie opuścili, cała rodzina. Nikt mi nie został.
Podniosłem głowę, szyja bolała mnie od duszenia, ale da się przeżyć. Rozejrzałem się dookoła, ostatnio często się na tym przyłapywałem. Nie wiem, co w ten sposób chciałem uzyskać, chociaż podświadomie chyba chciałem znaleźć wzrokiem jakiś znak, który przywróciłby mnie do życia.
Moją uwagę przykuła czarna plama leżąca na torach. Z większej odległości wyglądało to jak worek. Czarny, zwykły worek na śmieci. Zamrugałem kilka razy, żeby wyostrzyć wzrok, oczy mnie bolały, co nie pomagało w sytuacji, w jakiej się znalazłem. Przyjrzałem się uważniej i zobaczyłem, że kształtem przypominało to dziewczynę, drobną, kruchą dziewczynę. I też nią była. Głęboko westchnąłem, kręcąc głową, chociaż wiedziałem, że nikt na mnie nie patrzył. Życie jej niemiłe albo nie była stąd, albo po prostu była głupia. Pociągi przejeżdżały tutaj naprawdę rzadko, nikt nie wyjeżdżał z tej dziury. Ludzie zawsze zostają i umierają, nawet jeśli nie chcą.
Znowu spojrzałem na dziewczynę, leżącą na torach. Byłem dość blisko, żeby zobaczyć, że miała zamknięte oczy i kaptur zarzucony na głowę. Była przeraźliwie blada, jak trup.
Słysząc pociąg, zdziwiłem się, a jednocześnie zaniepokoiłem. Dziewczyna musiała mieć pecha albo dokładnie to sobie zaplanowała. Nie powinno mnie to obchodzić, to było jej życie i jej wybory, ale cholera, nie mogłem tak tego zostawić. Co prawda mógłbym odwrócić wzrok, ale nie potrafiłem nawet o tym myśleć. W tej chwili wróciłem myślami do mojej rodziny. O tym, co się z nimi stało i o tym, że nie było nikogo, kto mógłby im pomóc. Jeżeli nie byłem w stanie ich uratować, to przynajmniej mogłem ocalić kogoś innego, narażonego na śmierć.
Była przytomna, musiała słyszeć nadjeżdżającą maszynę. Wstała, rozłożyła ręce w geście poddania i stanęła nieruchomo z zamkniętymi oczami.
Spojrzałem na pociąg, którego dzieliła z dziewczyną niewielka odległość. Zbliżał się z zawrotną prędkością w jej stronę. Ona tak na serio? Zastanawiałem się przez chwile i ruszyłem biegiem w stronę tajemniczej samobójczyni. Nie byłem daleko, wystarczyło kilka szybkich ruchów. Natychmiast zapomniałem o bólu, który towarzyszył mi przez całą drogę, jakby w ogóle go nie było.
CZYTASZ
Walcz do końca
RomanceJohn Hyde jako zawodnik nielegalnych walk musiał być okrutny i bezwzględny. Wiedział, że dane mu będzie, zginąć na ringu, gdzieś w podziemiach i nikt nie zabierze stamtąd jego ciała. Już jako nastolatek został sam. Stracił wszystkich, na których mu...