Prolog

305 5 7
                                    

Czasami wystarczy jedna nieszczera obietnica, która da nadzieję. Nikt nie przewidywał tego, co miało nastąpić, gdy Wyrocznia po raz pierwszy przemówiła do zgromadzonych pod Boską Wieżą ludzi. Nie spodziewaliśmy się, że jedna osoba zdoła tak zmienić nasze państwo. Jednak z czasem przekonaliśmy się, jak niewiele potrzeba, aby zmienić bieg historii. Minęły już prawie trzy lata od rozpoczęcia tego wszystkiego. Tego, jak przyłączyłam się do Rebelii i jakiś czas od tego, jak zostałam przywódcą. Nie zajmuję się liczeniem dni. Ważniejsze są dla mnie chwile. Mimo tego, jak wiele dni zdążyło upłynąć, to wciąż z takim samym sentymentem, patrzyłam na powiewającą na wietrze czarną flagę, na której rozpościerała się spora czerwona gwiazda. Symbol Rebelii od niemal samego początku. Z tego, co wiedziałam, to Drama stała za tym pomysłem. Życie różnie się z nami obchodziło. Jednak przeważnie, to my rozdawaliśmy karty. Wyrocznia za późno zorientowała się, co się dzieje w naszym pięknym kraju. Prędzej czy później zwycięstwo musiało przypaść nam. W tej wojnie o wolność wyboru. Może lepiej wszystko zacznę od początku. Nie wiem, czy czytaliście już inne dzieła. Te, które zostały napisane przez rebeliantów podobnych do mnie. O sercach przepełnionych marzeniami o wolności i sprawiedliwości. Tak naprawdę to nie wiem nawet, czy te kartki przetrwają czas. Jednak zaczęłam pisać. Tak już mam, jak by określiła to moja mama. Nie lubię opowiadać o takich dziejach inaczej, niż je opisując na papierze. Historia Rebelii, można powiedzieć, zaczęła się ponurego jesiennego dnia, który zaważył na losach całego królestwa. Cztery lata temu od tego dnia, gdy piszę te słowa, zmarła nasza królowa. Z początku nikt nie dowierzał tej wiadomości. Flora, bo takie przyjęła imię wraz z koronacją, umierała już od jakiegoś czasu. Nie chciałabym mówić o niej źle, ale była niezłą hipochondryczką. W końcu jednak wszyscy uwierzyli. W momencie, gdy zobaczyliśmy jej bezbronne martwe ciało, umieszczone na wieki, w szklanej trumnie. Dzięki wysoce zaawansowanej magii miała pozostać taka przez setki lat. Taka, czyli piękna i delikatna. Do końca mając na twarzy czuły uśmiech. Mająca na sobie niezbyt wyszukaną, jednak tradycyjną, szatę. Królowa nie wywyższała się nad innych. Nie dyskryminowała żadnej z ras ani żadnej nie faworyzowała. Nie starała się zrobić z siebie kogoś, kim nie była. Jednak sprawiła, że Wubelandia była lepsza. Możliwe jest, że z każdą kroniką jej legenda coraz bardziej narasta. Jej dobroć staje się coraz większa, a niektóre słowa zostają jej niesłusznie przypisywane. Sama uważam ją za wspaniałą osobę, a nigdy jej przecież nie poznałam. Nigdy, za jej życia, nie byłam nawet na krótko w stolicy.  Flora zmarła, gdy miałam skończone dwanaście wiosen. To wszystko jednak, co o niej słyszałam, świadczyło o tym, że była mądra, dobra i z pewnością sprawiedliwa. Lata naszej historii pokazały, że tak naprawdę nasze społeczeństwo niewiele się zmieniło. Utrata monarchini doprowadziła po raz kolejny do tragicznego obrotu spraw. Niczym nasi dzicy przodkowie nie potrafiliśmy zapanować nad napiętym nastrojem, który zapanował w naszym królestwie. Rozpoczęło się bezkrólewie. Nie trwało ono dłużej niż rok. Czas ten przepełniała przelewająca się krew. W bitewnym obłędzie zapominało się, do kogo ona należy. Byle wygrać, bo przegrana łączyła się z jeszcze większym bólem. To był rok, podczas którego brat mógłby dla tronu, zabić własnego brata. Tak, jakbyśmy cofnęli się w czasie. Postąpiliśmy tak w imię tytułów, a potem rozpaczaliśmy nad skąpanymi w krwi dłoniach. Dla wielu z nas granice moralne zniknęły. Zabijaliśmy i kłamaliśmy, jak najęci, a potem chcieliśmy, aby nazywano nas prawymi. W tym oto trudnym czasie, jakby znikąd zjawiła się ona, by jak sama stwierdziła „zakończyć wojny domowe". Wyrocznia spoglądała na lud swoim pełnym dobroci spojrzeniem i mówiła każde słowo, aż przesadnie uprzejmym tonem. Obiecywała pokój, którego potrzebowaliśmy bardziej, niż powietrza. Nasz zniszczony przez bitwy kraj rzeczywiście potrzebował kogoś, kto przerwał by bezkrólewie. Jednak nie tylko ja zdołałam przejrzeć jej intencje. Wiadomym było dla mnie, że czai się na nie zajmowany już przez dłuższy czas tron. Powołując się na nasze legendy i tradycje wcisnęła nam, że została tu zesłana z góry, by dać nam pokój. Wyciągnęliśmy dłonie w kierunku osoby, która mogła być naszym wybawicielem, a okazała się diabłem. Zamiast obiecanej nam bieli dostaliśmy czerwień. Czerwień krwi.

Czerwień i biel wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz