I cannot spend another night in this home
I close my eyes and take a breath real slow
The cosequence is if I leave I'm alone
But what's the difference when you beg for love?
/Pierce The Veil "Hell Above"/Jak ja się cieszę, że istnieje coś takiego, jak weekendy. Bez nich prawdopodobnie nie potrafiłbym funkcjonować. To najprzyjemniejszy czas w życiu, nawet jeśli weźmie się pod uwagę, że jakieś 80% tych dwóch dni przesypiam. A resztę spędzam na wyjątkowo mało twórczych czynnościach, czytaj konsola i oglądanie seriali. Czasem coś porysuję, ale generalnie mógłbym nie robić kompletnie nic, tylko leżeć w łóżku i odsypiać cały tydzień.
Tak więc gdy tylko obudziłem się w sobotę, nastawiłem się na tryb leniuchowania i rozmyślania o tym, co mi się przydarzyło w ostatnim czasie. Zastanawiałem się nad tym tak intensywnie, że spadłem ze schodów, idąc do kuchni po jedzenie. Na dole był Mikey i na mój widok zaczął się głośno śmiać.
-Mógłbyś popracować nad koordynacją- powiedział, ale podał mi rękę i pomógł wstać.
-A ty mógłbyś popracować nad życiem- rzuciłem. -I nad zdolnościami manualnymi przy swojej gitarze. Wiecznie ci przy niej pomagać nie będę.
-Zakładam zespół!- oznajmił mi brat z entuzjazmem.- Ja gram na basie, mamy gitarzystę i perkusistę, tylko brakuje nam kogoś na wokal.
-To może ty śpiewaj- zażartowałem. Mikey zgromił mnie spojrzeniem.
-Jak ja zacznę śpiewać, to Ziemia stanie się płaska- powiedział.- Wiesz, że nigdy się tego nie nauczę. A teraz muszę iść, zaraz wychodzimy na próbę.
-O tej porze? Tak wcześnie rano?
-Tak, już czternasta. Ty masz jakiś inny rozkład dnia, ale przeważnie o tej godzinie się je obiad, a nie śniadanie- stwierdził Mikey, wymijając mnie. -Zjadłem wszystkie naleśniki, nie licz na nic dobrego w kuchni- rzucił jeszcze przez ramię. Najchętniej zwyzywałbym go, ale rodzice nie byli dziś w pracy, a nie lubili, gdy przeklinałem. Ze zrezygnowaniem powlokłem się do kuchni.
No i co ja teraz mogę zjeść? Przejrzałem zawartość szafek i nie natknąłem się na nic interesującego. Cholera by wzięła Mikeya. Wreszcie ze zrezygnowaniem chwyciłem pudełko płatków śniadaniowych i wytrząsnąłem ich trochę do miski. Z lodówki wyjąłem mleko i już miałem je zalać, gdy zauważyłem, że spośród czekoladowych kulek wystaje niebieska kartka. Rzuciłem się na nią tak, że przewróciłem miskę i narobiłem syfu wokół, ale średnio mnie to obeszło. Odechciało mi się nawet jeść. Usiadłem przy stole i drżącymi rękami rozwinąłem pogniecioną kartkę.
28/07/2004
Drogi tato,
Czy to Ty sprawiłeś, że mama miała wypadek? Czy dzięki Tobie złamała sobie nogę na tym pieprzonym skuterze? (To już ja umiem na nim lepiej jeździć, a prawka nie mam) Jeśli tak, to bardzo Ci dziękuję. Prosiłem o jakiś znak od Ciebie, a Ty widocznie mi go dałeś.
Gdy matka trafiła do szpitala, zadzwonili do mnie. Ale ja powiedziałem, że jej nie znam. Bo nie chciałbym jej znać. Nie przyjechałem jej odwiedzić, a miała operację. Paskudnie złamanie otwarte. Tylko co mnie to tam obchodziło. Gdybym to ja był ranny, albo nawet się zabił, nie zwróciłaby na to uwagi, więc po co ja miałbym się martwić?
Kiedy wróciła do domu, zrobiła mi awanturę. Że powinienem przyjechać. Zająć się nią. Odpowiedziałem wtedy: "Żałuję, że to tylko noga, a nie kark", a ona mnie spoliczkowała. Wiem, że teoretycznie mi się należało, ale nie było to fajne. Ty nigdy byś tego nie zrobił, tato. Za dobrze Cię znam. Gdybym tak się do Ciebie odezwał, może byś się zdenerwował, ale z pewnością byś mnie nie uderzył. Nie jesteś taki, jak matka.
Poczułem się jeszcze gorzej, niż zwykle, o ile to w ogóle możliwe. Z honorem i podniesioną głową wyszedłem wtedy z domu i nie wróciłem do niego nadal. Od trzech dni sypiam pod gołym niebem, gdzie tylko popadnie. Teraz, gdy piszę te słowa, siedzę na przystanku autobusowym. Może pojadę gdzieś za miasto. Chcę trochę się rozerwać i odpocząć od tego, co się dzieje.
Nie wiem, kiedy wrócę do "domu". Nienawidzę tego miejsca od dnia, kiedy umarłeś. Nigdy już nie będę się tam czuć dobrze. Ten czas minął bezpowrotnie i nic jugo nie zwróci. Teraz chcę być jak najdalej stamtąd, najlepiej wynieść się na zawsze. Jedynym, co mnie powstrzymuje, to brak pieniędzy. Gdy tylko będę je miał, wyjdę i nie wrócę. Nikt nie będzie tęsknił ani mnie szukał, a ja zacznę żyć tak, jak chcę.
Coraz więcej myślę o śmierci. Umieranie jest trochę egoistyczne. Kiedy są ludzie, którzy Cię kochają, Twoje odejście zawsze będzie trudne. Ale ja jestem samotny, pusty i bezużyteczny. Jeśli umrę, zrobię coś dobrego dla świata. Nikt nie będzie smutny, a ja przestanę oddychać i marnować tlen.
Tato, jak to jest po śmierci? Czujesz coś? Pamiętasz wszystko? Jesteś świadomy tego, co się dzieje na ziemi? Patrzysz na moje poczynania? Mógłbyś przyjść i ze mną porozmawiać, dodać mi otuchy i siły? Chciałbym wiedzieć to wszystko. Chciałbym, żebyś był blisko i mógł mi pomóc. Zawsze mi pomagałeś i śmierć nie powinna być barierą, której nie mógłbyś pokonać, żeby mnie wesprzeć. Bo ostatnio się gubię, tato. Nie daję sobie rady. Chciałem, żebyś był ze mnie dumny i może za życia byłeś, ale teraz zdecydowanie byś nie był. Moje życie spieprzyło się totalnie rok temu, tuż po Twoim pogrzebie, którego nigdy nie zapomnę. To był najgorszy dzień mojego życia, ale każdy kolejny dzień nie jest jakoś dużo lepszy. Kiedyś miałem nadzieję, ale teraz coraz bardziej wątpię, że kiedykolwiek będzie dobrze. Bo skoro przez tyle czasu nic się nie poprawiło, to kolejny dzień nie przyniesie nic lepszego.
Nie chcę Cię prosić o zbyt wiele, tato. Przyjdź do mnie chociaż na chwilę. Porozmawiajmy. Daj mi jakiś kolejny znak. Pokaż, że jesteś. Wiem, że jesteś, nigdy w to nie wątpiłem, ale chciałbym dostać jakiś ślad Twojej obecności. Tylko tyle potrzebuję, żeby poczuć się mniej tragicznie, niż obecnie.
Twój syn
F.Ps. Płakałem na Twoim pogrzebie. Matka nie uroniła ani łzy.
.
CZYTASZ
Another night and I'll be with you (Frerard)
FanfictionMam ochotę ich wszystkich pozabijać. liczba słów: 13736