Level 7

305 26 3
                                    



- Pogrzeb był tydzień temu, przepraszam ze dzwonię dopiero teraz ale... Nie byłam w stanie.

- Chyba.... Chyba sobie żartujesz, jak mogliście mi nie powiedzieć o pogrzebie?!

- Jesse... A przyszedłbyś? Nigdy cię nie było na jej urodzinach, nawet na święta nie przychodziłeś.

Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę kim jestem. Pierdolonym skurwielem. Teraz jak na to patrzę nie mogę uwierzyć jak mogłem tak się stoczyć, stoczyc do poziomu -100 i olewać własna mamę. Zauważyłem to dopiero teraz, kiedy juz nigdy nie bede mogł jej zobaczyć i  juz nigdy nie odsłucham wiadomości które nagrała mi na sekretarkę. Zawsze mowila ze kocha mnie pomimo tego jaki jestem, a ja chyba nigdy nie odpowiedziałem jej tym samym. Nie moge w to uwierzyć. Jestem wściekły, jestem załamany, ta bezradność rozsadza mi mózg.

- Nie wiem... Nie wiem Rachel.... Nawet nie wiesz jak jest mi przykro.... Nie moge w to uwierzyć... - wzdycham cieżko.

- Jesse, olewałes ją po całości a ona i tak na każdym rodzinnym spotkaniu wciskała ludziom kity dlaczego nie mogłeś przyjść i jaki to jesteś wspaniały. A ja siedziałam obok i nie mogłam przeboleć tego ze jest w ciebie tak ślepo zapatrzona, w takiego skończonego kretyna.

To prawda, to jebana prawda. Boze.... Zrobiłbym wszystko zeby cofnąć czas, chociaż o pare miesięcy, zebym mogł z nią byc w tych ostatnich dniach.... Ja... Ja nawet nie wiedziałem ze jest chora....

- Dziękuje ze mi powiedziałas. - rzucam szybko i kończę połączenie.

Osuwam się bezwiednie po ścianie i zakrywam usta dłonią zeby nie zacząć krzyczeć. Mam ochote kogos zabić, na przyklad siebie. Mam wrażenie ze to moja wina....

- Co się stało? - pyta zaspany głos gdzies z drugiego końca pokoju. Nie odpowiadam, nie moge.

Słyszę jak przedziera sie przez stertę poduszek i po chwili podchodzi do mnie, siadając obok. Patrzy na mnie, ale nic nie mówi. Siedzi obok i patrzy na mało znaczący punkt gdzies przed sobą. Pózniej opiera głowe na moim ramieniu, na co objąłem ją i przysunalem bliżej siebie. Pomogło mi to. Nic nie znaczący akt, ale pomógł. Był dużo bardziej intymny i przyjemny niz jakis tam zwykły seks. Dała mi do zrozumienia ze jest tutaj, i po mimo ze nie zna sytuacji przeżywa to razem ze mna. Tak sie chyba robi w związku prawda? Nie wiem, nigdy w nim nie byłem.

- Moja mama zmarła. - mowię w końcu. - I nikt nie powiedział mi o pogrzebie.

Wbiła we mnie wzrok, poczym zbliżyła się i lekko pocałowała. Czułem sie ze po mimo ze tylko na chwile, ale została mi tylko ona. Ona i jej niespodziewane, trujące pocałunki.

- Nie bedzie dobrze Jesse. Nie bedę cie okłamywać. Teraz juz wsystko diametralnie sie zmieni, ty, twoje życie i twoi znajomi. Ale to nie bedzie dobra zmiana. - mówi bawiąc sie przy tym palcami mojej dłoni.

Objąłem jej twarz dłońmi wbijając wzrok w jej oczy. Pocałowałem ją delikatnie po czym oparłem czoło o jej, i zamknąłem oczy, bo cieżko było mi patrzeć w te wwiercające sie w dusze spojrzenie.

- Co ty ze mną robisz? - pytam.

- Po prostu jestem z tobą. Jestem. Nie wiesz jaką wielką moc ma to słowo, J.

- Powoli zaczynam się go uczyć. - mowię i całuje ją w czoło, po czym zamykam w mocnym uścisku. - Jesteś najepszym co mnie w życiu spotkało, prosze, nie zostawiaj mnie nigdy.

- Musze wrócić do domu, nie proś mnie o to, bo za tydzień juz mnie tutaj nie będzie. - odpowiada.

Pierwszy raz odkąd ja poznałem, zauważyłem w jej głosie nutkę smutku. Nie był juz obojętny. Zaczynał nabierać kolorów. Ciemnych, ale kolorów. Wtedy do głowy wpadł mi najgłupszy i najbardziej pierdolniety pomysł na jaki mogłem wpaść. Nie wystarczy mi tydzien. Musze ja mieć na dłużej, przynajmniej na całe wakacje. Nie myśle o tym ze im wiecej czasu z nią spędzę tym bardziej sie od niej uzależnię. Ja w ogóle nie myśle.

- Pojedźmy gdzieś razem. - mówię.

Sage marszczy śmiesznie brwi i patrzy na mnie ze zdziwniem.

- Chcę. - odpowiada w końcu. -  Tak. Pojedźmy gdzies, razem. - mowi stawiając nacisk na ostatnie słowo. - Nie musi być daleko, prostu zróbmy to razem. Chce spędzić z toba jak najwiecej czasu. Ale musisz wiedzieć, że Zach cię zabije.

Wiem. To co robie to totalne szaleństwo, bedzie uznane za porwanie nieletniej, za co grozi wyrok pozbawienia wolności do lat 3. Pieprzyć to. Niech mnie zamkną, chce z nią tylko poprzebywać dłużej niz ten pieprzony tydzień, bo została mi tylko ona.

- Ale ty tyle ze mną nie wytrzymasz. - dodaje.

- Kocham cię jak cholera. Wytrzymam z tobą tak długo jak będę mogł, dopóki mnie doszczętnie nie zniszczysz. Chce żebyś mnie zniszczyła bo jak mnie zostawisz juz nic mi nie pozostanie.

- Prosze, nie mów tak bo w końcu i tak bede musiała wrócić... To nie jest takie proste jak ci sie wydaje. - mowi kręcąc bezradnie głowa.

Wstaje z podłogi łapiąc ja przy tym za rękę, i kiedy stoimy juz twarzą w twarz odpowiadam:

- Nic nie jest proste... A najtrudniejsza jesteś dla mnie ty. Ty i twoje przemyślenia. Ale uwielbiam to, rozumiesz? Jesteś tak cholernie idealna.

- Pamiętaj że to tylko układ... Potem wrócę do Anglii i wszystko się skończy.

- Musimy wyjechać zanim wróci Zach.- zmieniam temat. Nie chce słuchać o tym ze wyjedzie. Nie chce słuchać ze to układ, ze to tylko zwykła gra bo cholernie się w nią wciągnąłem i nie chce ani na chwile jej przerywać. Wyjedźmy i zapomnijmy o wszystkim.

BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz