Epilog

868 31 1
                                    

*trzy lata później*

Obecnie mam dwadzieścia jeden lat. Teraz jestem w Polsce na kilka dni. Nadal się ścigam wraz z moją rodzinką. Od pewnego czasu coraz częściej spotykam się z Diegiem. Czuje do niego coś więcej i myślę, że on także. Dziś wieczorem idziemy do kina. Nie mówił mi na jaki film, więc nie wiem czego się spodziewać. Zabrał mnie do mniejszego miasteczka, żeby odpocząć od gwaru miasta. Siedzę w moim ulubionym miejscu i myślę. O czym? O wszystkim co mnie spotkało. Przed oczami mam wszystkie wzloty i upadki. Jak poznaje tych, którzy są teraz dla mnie ważni. Jakie przygody przeżyliśmy. W skrócie, moje życie zmieniło się o 180°. Niemal wszystko jest inaczej niż mogłabym myśleć jeszcze pięć lat temu. Wtedy nie byłam pewna jutra i czy ojciec mnie nie znajdzie, a teraz nie muszę się o nic martwić. Jestem wolna i nikt mi tego nie odbierze. Biorę do ręki źdźbło trawy i bawię się nim rozglądając dokoła. Po mojej prawej jest spadek prowadzący do rzeczki płynącej tuż przede mną. Z lewej małe wzniesienie, a na nim drzewo. Za rzeczką jest mała ścianka z trawy i innych małych roślin. Jeszcze dalej są pola i po lewej mała kępka drzew. Zaś za mną są różnorakie krzewy, które ukrywają to wszystko i mała wąska ścieżka, czasami ciężka do znalezienia. Niesamowite miejsce.

Niestety w końcu musiałam iść, gdyż już była godzina szesnasta, a seans mamy na osiemnastą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Niestety w końcu musiałam iść, gdyż już była godzina szesnasta, a seans mamy na osiemnastą. Podłączyłam słuchawki do telefonu i włożyłam do uszu puszczając ulubioną playlistę. Szłam w rytm muzyki mijając kolejnych przechodniów. Cały czas się uśmiechałam, co odwzajemniło kilka osób. Byłam szczęśliwa. Doszłam do mieszkania i zaczęłam się powoli szykować. Postawiłam na białą bluzkę z napisem: ,,Hug me", ciemne jeansy i niebieską koszulę w kratkę. Kiedy byłam gotowa wybiło wpół do szóstej. Wyszłam z domu, zakluczając drzwi i kierując się do pobliskiego parku. Bowiem właśnie tam mieliśmy się spotkać. Już z daleka go zobaczyłam. Miał na sobie szarą bluzkę z krótkim rękawkiem, jeansowe spodnie i raperską czapkę z daszkiem. Od razu mnie zauważył i podszedł przytulając mnie:

-Cześć, gotowa?

-Pewnie, a tak w ogóle to na co idziemy?

-Titanic, może być?

-Jasne, jesteś kochany!-co z tego, że oglądałam ten film setki razy, za każdym razem czuje się jakbym go oglądała pierwszy raz. Jest świetny, tylko zawsze muszę przy nim płakać.
Diego objął mnie ramieniem i zgodnie ruszyliśmy do kina.

Po pół godzinie już siedzimy w sali, a film się zaczyna. Ah, ten młody Leonardo di Caprio.
Doszliśmy do sceny kiedy Jack poświęca się dla Rose i zamarza, tylko po to aby uratować ukochaną. W tym momencie zawsze płyną łzy. Ten film jest piękny. Zaczęłam cicho łkać, a chłopak zauważając to przytulił mnie. Od razu zrobiło mi się lepiej. Po mojej ulubionej scenie już nie byłam aż tak zainteresowana produkcją, na którą tu przyszliśmy. Odwróciłam głowę i spojrzałam na towarzysza. Czerwonowłosy wpatrywał się w moje oczy. Robiłam to samo, jego brązowe tęczówki są takie hipnotyzujące. Mogłam tak siedzieć w nieskończoność. W pewnym momencie nasze twarze zaczęły się do siebie powoli zbliżać. W końcu dzieliły nas tylko milimetry. Ta chwila była magiczna. Nasze usta złączyły się w delikatnym i długo wyczekiwanym pocałunku. Czekałam na to. To wspaniałe uczucie. Wraz z końcem filmu przerwaliśmy wyraz naszej miłości i ze wszystkimi opuściliśmy salę trzymając się za ręce.
Po upływie kilku minut byliśmy u Diega w mieszkaniu. Nie musieliśmy nic mówić. Rozumieliśmy się bez słowa. Wspólnie wkroczyliśmy do salonu. Rozsiadłam się wygodnie, a chłopak poszedł do kuchni. Przyjrzałam się pomieszczeniu. Na prawo od drzwi znajduje się kanapa, naprzeciwko niej duży stolik, po lewej jest telewizor. Idąc w głąb znajdziemy kolejną kanapę i dwa fotele, a kilka kroków dalej balkon i okno tuż obok.

-Jestem... proszę.-podał mi szklankę wody i usiadł nieopodal. Trochę się denerwował, widziałam to. Chyba wiem o co chodzi.

-Chcesz mi coś powiedzieć?

-Tak... słuchaj, od pewnego czasu trochę mi ciężko kiedy Cię nie ma. Czuję do Ciebie coś więcej niż przyjaźń, ale nie wiem czy ty także...

-Zgadzam się.-przerwałam mu-u mnie jest podobnie.

-Zostaniesz moją... dziewczyną?-zapytał z nadzieją i niepewnością w głosie.

-Tak.

Ponownie złączył nasze usta tak jak to uczynił w kinie. Czułam... ulgę? Nareszcie możemy być razem. Już wiem, że to ten jedyny.

*dwa lata później*

Już dziś ten wielki dzień. Wszystko jest już gotowe. Stoję przed lustrem, mam na sobie długą, prostą, białą suknię z welonem. Spoglądam na brzuch, w którym już kształtuje się nasze dziecko. Nieustannie rośnie, a co za tym idzie ze mną jest coraz gorzej, ale nie jest źle. Już za kilka chwil ślub i reszta życia z moim ukochanym. Idę w stronę kościoła, prowadzi mnie Dom. Reszta w tym m.i. synek Briana jest zgromadzona w środku. Biorę głęboki oddech i zaczynają grać organy dając nam sygnał, że możemy wkroczyć do budowli. Idę powoli przed siebie i dochodzę do ołtarza. Składamy sobie przysięgę, odbywa się masza w naszej intencji. Wychodzimy z kościoła, a ludzie obsypują nas ryżem. Następnie jako panna młoda rzucam za siebie bukiet kwiatów. Podobnie robi Diego, ale w jego przypadku mężczyźni wręcz uciekają przed przedmiotem. Wyglądało to bardzo zabawnie. Teraz czas na tort weselny i małą imprezę, ale oczywiście nie będę pić alkoholu ze względu na dziecko. Urodzi się dopiero za cztery miesiące, ale już wiemy, że to chłopiec. Będzie miał na imię Coll. Już nie mogę się doczekać, chcę go jak najszybciej zobaczyć.

*dzień przyjścia na świat Colla*

Od rana mam potworne skurcze. Czuję, że to już dziś. Jest dopiero szósta rano, leżę na łóżku, wtulona w smacznie śpiącego Diega. Czuję się jakbym miała zaraz oddać pozostałości wczorajszej kolacji. Nagle łapie mnie chyba największy jak do tej pory skurcz. Gwałtownie się zwijam na tyle ile mogę, budząc mojego męża. Nieco zasypany i wystraszony pyta się:

-Czy wszystko w porządku?

-Nie, chyba nadszedł czas.

-Już?! Szykuje samochód!

Z prędkością światła skoczył po jakieś ubrania (spał w bokserkach), szybko założył je i wybiegł z pokoju. Ja w tym czasie usiłowałam wstać. Jakoś mi się to udało i właśnie w tym momencie wrócił Diego. Wziął mnie na ręce, chociaż pewnie ważyłam z tonę i zbiegł na dół. Ostrożnie ułożył mnie na tylnych siedzeniach samochodu i ruszył prosto do szpitala. Ni stąd ni zowąd za nami pojawił się radiowóz. Czerwonowłosy zatrzymał się, a do okna podszedł policjant.

-Dzień dobry, gdzie się panu tak spieszy?

-Moja żona rodzi!-wskazał na mnie.

-Rozumiem, eskortuje was do najbliższego szpitala.

Nim wypowiedział ostatnie słowo już był w swoim aucie. Jechał przed nami i w pewnym momencie włączył koguta. Dzięki temu szybciej dojechaliśmy. W międzyczasie pewnie powiadomił przełożonego, bo gdy tylko dotarliśmy pielęgniarki już czekały z noszami. Załadowali mnie na nie i zawieźli na odpowiednią salę w samą porę. Zaczęło się. Brązowooki cały czas przy mnie był. Moja męka trwała kilka godzin. Nagrodą była możliwość zobaczenia dziecka. Delikatnie wzięłam go na ręce i sprawiłam, że przestał płakać. Następnie przewieziono mnie do innej sali, gdzie miałam dojść do siebie. Dostałam także coś do jedzenia i odpoczywałam z małym aniołkiem na rękach. Diego gdzieś musiał iść, więc zostałam sama, ale nie na długo. Przyszła do mnie pielęgniarka i zaczełyśmy rozmawiać. Tak minął mi czas, aż do momentu powrotu mojego ukochanego. Była z nim cała FastFamily. Każdy pogratulował mi i świętowaliśmy. Te chwile zapamiętuje się na zawsze, podobnie jak ślub, czy pierwszy pocałunek. Magia.

F&F: Inna wersja MOCNA KOREKTAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz