We Have A Problem

20 3 1
                                    

Kolejne dni były przeciętne. Tak to brzmi dziwnie ze względu na nasze położenie, ale naprawdę były przeciętne jak dla nas. Siedzieliśmy, graliśmy, śpiewaliśmy, robiliśmy selfie i zdjęcia gwiazd, przerabialiśmy zdjęcia, tworzyliśmy historyjki, opowiadaliśmy żarty, oglądaliśmy filmy na DVD. Swoją drogą pierwszy raz oglądałem film po angielsku bez napisów i wszystko rozumiałem. Cóż ten kosmos robi z ludźmi. Doprawdy nigdy nie cieszyła mnie tak mocno rozmowa z nieznajomą osobą przez jakieś radio. Po dwóch tygodniach stopniowo zmieniliśmy tryb życia. Gdy na Wyspach była noc, my zachowywaliśmy się jak w dzień, a gdy na wyspach był dzień my szliśmy spać. Codzienne lub conocne pogawędki z Ziemianinami były już tradycją. Przestaliśmy liczyć dni. Przestaliśmy nawet robić zdjęcia gwiazd. Po kolejnych dwóch tygodniach mieliśmy już dosyć wszystkiego. Nienawidziliśmy statku. W okolicach 6 tygodnia od opuszczenia Ziemi obudził nas głośny alarm. Standardowo już spałem w butach i dresie, gdyż ciuchy nam się nie brudziły, ani się nie pociliśmy. Rozbierałem się na noc bardzo rzadko, często ucinałem komara w salonie. Każdemu weszły takie właśnie nawyki w krwioobieg i każdy miał głęboko, nie wiadomo gdzie zasady panujące na Ziemi. Pomogłem Kacprowi się ogarnąć, gdyż akurat tej nocy (na Carilli dnia), spał w śpiworze. Pobiegliśmy do kabiny pilotów, czy naszego centrum dowodzenia. W oknach zobaczyliśmy wielkie kamienie lecące w naszą stronę. A za nimi wielką szara kulę.
- Co jest?- zapytała Malwina, wchodząc do kabiny.
-Jak wasza wysokość widzi, mamy burzę asteroid- oznajmił pilot.
-Dacie radę to jakoś ominąć?- zapytałem.
-Raczej tak, ale nie daje gwarancji, radze zapiąć pasy i trzymać się mocno będzie karuzela z bujawką połączona w jedno- powiedział drugi pilot.
-Dobra wszyscy do salonu w kombinezonach, siadać na fotele,  z plecakami tlenowymi na plechach, przypinamy najmocniejsze pas po dwa lub trzy na osobę- zarządziła Malwina- Syriusz! Czy baza wie o zdarzeniu?- zapytała.
- Wasza Wysokość wszystko wiemy- odezwało się radio- jesteście nieopodal Księżyca, właściwie macie około dnia drogi. Jeżeli uruchomicie silniki i rakiety wbudowane możecie dolecieć nawet w cztery godziny.
-Mów to pilotowi nie mnie. Wyrażam zgodę na wszelkie działania dyktowane przez bazę, Syriusza i głównych pilotów! Wykonać!- krzyknęła dziedziczka.
- Tak jest!- krzyknęli wszyscy chórem.
-Uruchomiono silniki- znów odezwała się tajemnicza pani z głośników- Rakiety gotowe do odpalenia awaryjnego- informowała nadal.
-Rakiety tylko gdy będzie to konieczne, teraz włącz silnik odrzutowy i włącz silniki sterujące odrzutem- zarządził Syriusz.
-Łokiej, nie ma co się bać- zażartował główny pilot.
-Are you fu…-zaczęła Malwina jednak opamiętała się i dokończyła kulturalnie- jaja sobie robisz, zażartować Ci się chciało!
-Wybacz pani tak sobie radzę ze stresem- odpowiedział.
-Okej, wyrażam zgodę. Róbcie co konieczne tylko mamy wyladować jak najbardziej to możliwe nienaruszeni na tym Księzycu- skończyła grę.
Lecieliśmy dość szybko, a silniki nie wiem na jakiej zasadzie ale odrzucały nas w różne strony, wymijając olbrzymy, które na nas się czaiły. Stres niesamowity, kręciołek w głowie, skurcz w brzuchu- to było to co chyba każdy tam czuł. Po około dwóch godzinach, wykończony pilot oddał ster Syriuszowi. Ten kontynuował przez kolejną godzinę dzieło poprzednika.
Nagle zauważyliśmy, że odrzuciło nas na bok, potem kolejny raz i kolejny. Obróciliśmy się o 360 stopni. Niektórzy zaczęli wrzeszczeć, inni panicznie zapinać hełmy, które i tak były już zapięte. Malwina na głos powtarzała sobie formułkę spowiedzi. Kacper trzymał się mnie tysiąc razy mocniej niż podczas startu. Nagle wszystko zamilkło. Radio przestało mówić. Pani od głośnika nie informowała o żadnym kodzie niebezpieczeństwa. Malwina skończyła spowiedź. Nie widzieliśmy już żadnych kamieni. Jedno wielkie nic. Cisza. Słychać tylko oddechy w słuchawkach. Czekam. Nie wiem na co, ale na coś czekam. „coś musi się stać… niech ktoś cos powie, niech da głos, niech Tara zapyta przez radio, jak nam się grało dzisiaj…dlaczego?...dlaczego nic się nie dzieje?...Czy ja jeszcze żyję? Tak czuję, czuję, że Kacper ściska mi rękę, zwłoki nie czują takich rzeczy… dlaczego wiec jest ta grobowa cisza…czy jestem na pogrzebie…dlaczego nie gra muzyka…nikt nie robi sefie…nikt nie przygotowuje napoju”-myślałem. Chwilę po tym jak całe życie przeleciało mi przed oczami, poczułem że Kacper łapie mnie druga ręką. Popatrzyłem na niego a on się do mnie jak zwykle uśmiechnął po czym załzawił całą szybkę w hełmie. Również się rozpłakałem. Poczułem jakby lekkie uderzenie.

Kosmiczne GayLove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz