Ogromny czarny mercedes mknął niemal bezszelestnie przez pogrążony we śnie Londyn. Chociaż limuzyna i z zewnątrz i w środku wydawała się być jedynie kosztownym cacuszkiem, to John nie dał się temu zwieść. Już sama grubości drzwi i szyb dawała do myślenia... Jego największym problemem nie było jednak to, dlaczego panna Helsing musi jeździć samochodem pancernym; dużo bardziej męczyła go pełna napięcia cisza, która panowała od niemal pół godziny. Cisza, którą potęgował „Diabelski tryl" Tartiniego rozbrzmiewający z głośników. Musiał ją przerwać. Jeszcze chwila i zwyczajnie nie wyrobi psychicznie... Milczenie z Sherlockiem mógł wytrzymać, ale bez osób trzecich, a tym bardziej bez jego narzeczonej.
- Czyli jesteście zaręczeni, tak? – zapytał w końcu i zaraz tego pożałował.
Scarlet przyjrzała mu się uważnie i mierzyła go chwilę wzrokiem, po czym uśmiechnęła z politowaniem. Sherlock natomiast nawet nie oderwał się od swojego telefonu, a jednak John miał wrażenie, że zaczął trochę wolniej uderzać w przyciski, co mogło oznaczać jedynie iż sam też chciałby się dowiedzieć więcej na ten temat. Albo zwyczajnie pośmiać się z zachowania swojego asystenta.
- Tak było najwygodniej – powiedziała w końcu Helsing. – Dzięki tym zaręczynom oboje mieliśmy święty spokój. Ale proszę się nie przejmować, doktorze Watson, nie zamierzam wychodzić za mąż, a już na pewno nie za niego. Po pierwsze jesteśmy ze sobą dość blisko spokrewnieni, a po drugie jest zupełnie nie w moim typie.
- Chyba źle mnie zrozumiałaś – wymamrotał John. – My nie jesteśmy...
- John, mógłbyś dać mi tamten list? – przerwał mu Sherlock wyciągając pustą dłoń w jego stronę. – Tamten, który wysłałem ci poł roku temu, kiedy wiąż nie byłeś pewien, czy żyję.
- Tak, pewnie – zgodził się odruchowo blondyn i sięgnął po portfel w wewnętrznej kieszeni kurtki. Dopiero gdy usłyszał cichy śmiech detektywa, dotarło do niego, że został wrobiony. Pewnie zacząłby wyrażać swoje niezadowolenie, gdyby nie fakt, że jego przyjaciel oparł się o niego i uśmiechnął lekko, ale z wyraźnym zadowoleniem.
W tym momencie w umyśle Johna zapaliła się mała czerwona lampeczka i rozległ się głos: „ty to widzisz, ale nie dostrzegasz". Tylko co miał dostrzec? Przecież są tylko przyjaciółmi, a Sherlock wyraźnie dał mu do zrozumienia, że liczy się dla niego tylko praca. Dlatego też John robił wszystko, by mu w niej pomóc i... Cholera. Pomagał mu, wspierał go i niańczył. Biegał za nim wszędzie i wszędzie też biegał dla niego. Prawdopodobnie był też jedyną osobą, która autentycznie podziwiała geniusz detektywa, nie licząc może Adler. A skoro o niej mowa – był zazdrosny, najzwyczajniej w świecie był zazdrosny. Inaczej nie da się wyjaśnić jego zachowania. Chociaż Sherlock nie był lepszy; z zaskakującą złośliwością i skutecznością pozbywał się wszystkich dziewczyn doktora. Czy to oznacza, że sam też był o niego zazdrosny? No i to jego zachowanie... Odkąd wrócił był trochę zbyt... „przyjacielski"? Zgodził się, że więcej nie odejdzie, że będzie jadł i spał regularnie, obiecał nie palić w mieszkaniu, nie zażywać narkotyków, a sam nawet zaproponował, że będzie czasem robić zakupy. Nie mówiąc już o tym, że niemal nie odstępował go na krok i nawet spał w jego łóżku...
John z przerażeniem połączył wszystkie te fakty w jedną spójną całość. Cóż, z pewnością nie byli kochankami, ale ten ich „związek" już dawno przestał być zwykłą przyjaźnią. Nawet teraz doktor doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że ten temat jest już zamknięty; ani on ani Sherlock nie potrzebowali żadnych dodatkowych wniosków i komentarzy, bo tak naprawdę nic się nie zmieniło. Spojrzał kątem oka na bruneta, który skończył pisanie smsów i z uśmiechem błąkającym się w kącikach ust czekał, aż John zacznie zadawać mu pytania.
CZYTASZ
Diabelski Tryl
FanfictionPRF, kolejne zlecenie dla genialnego detektywa. W tle stare obrazy, wampiry, nietoperze, krew i inne przyjemne rzeczy. Pragnę uprzedzić, że występuje tu kilka aluzji do innych serii (głównie anime, mang i książek), które nie zasługują jednak na mian...