- Kontrola biletów!
Szlag by to trafił. Dlaczego wszystkim się udaje, a Juliusz zawsze musi mieć pod górkę? No tak – pięknemu zawsze wiatr w oczy. Co tu zrobić, gdzie się skryć? Toaleta! Rozwiązanie może zbyt trywialne jak na potencjał młodego geniusza, ale kanar coraz bliżej...
Chyłkiem przekradł się Julek na koniec wagonu i wszedł do owianego złą sławą przybytku. Jak się po wejściu okazało, sława ta była jak najbardziej zasłużona, więc i opisać jej nie widzę potrzeby. Zamknął się Słowacki w tym pełnym (nie) ludzkich woni, niegościnnym schronie gapowiczów i czekał. Czekał. Czekał. Przez raban, jaki zaczęło robić śpiące dotychczas dziecko, nie mógł nasz bohater usłyszeć, czy niebezpieczeństwo zostało zażegnane, jednak przez ostrożność postanowił wyjść dopiero na stacji.
Wtem ktoś pociągnął za klamkę.
- Kto tam jest? Kontrola biletów, proszę otworzyć!
W tej sytuacji Juliusz postanowił zaczerpnąć inspirację ze świata zwierząt i na wzór philandera udawać trupa. Podstęp ten nie zdał się niestety na wiele, gdyż zamek puścił po kilku mocniejszych uderzaniach.
- Proszę, proszę... pasażer na gapę, hę? Nie chciało się zapłacić za bilet? Wybacz pięknisiu, ale kara cię nie ominie.
- Dobrze, już dobrze – westchnął zrezygnowany Julek – zapłacę ten mandat.
Złośliwy chichot, którego nie powstydziłaby się żadna hiena, wprawił Słowackiego w niemałe zakłopotanie.
- Mandat? Och, drogi chłopcze, nie masz mnie chyba za jednego z tych wrednych kanarów utrudniających życie takim ślicznym chłopcom jak ty?
- To znaczy, że mogę już iść?
Tym razem, śmiech bardziej niż chichot hieny przypominał psychopatę z horrorów klasy Z.
- Uroczy jesteś – powiedział konduktor, wchodząc do ciasnej toalety i zamykając za sobą drzwi. Julek zaczął się poważnie zastanawiać, czy dałby radę wyskoczyć przez okno, by wylądować z gracją na ziemi i niczym Clint Eastwood pomaszerować wzdłuż torów jak gdyby nigdy nic... lub przynajmniej nie połamać sobie żeber, co było wysoce prawdopodobne, zważywszy na wątłość jego studenckiego ciała.
Jego rozważania przerwała ręka – jak dostrzegł teraz na legitymacji – Mickiewicza, która znalazła się podejrzanie blisko jego twarzy.
- Panie, weź pan te łapy!
- Daj spokój, chłopcze, nie będzie bolało...
Wtem jednak dłoń Słowackiego, zwinięta na kształt skały tudzież gąbki żyjącej na dnie ciepłego, płytkiego morza, przebywszy odległość między Juliuszem a twarzą pana Mickiewicza, dotarła na miejsce docelowe, z kolei III zasada dynamiki Newtona nie pozostała dłużna, skutkując odrzuceniem w tył głowy konduktora i promieniującym bólem ręki Julka. Tak więc bolało, nawet ostro. Oszołomiony przeciwnik, nie patrząc na młodzieńca, ściskał swój – do tej pory prosty – nos, w czym Słowacki dostrzegł niepowtarzalną szansę. Sprawnie niczym zajączek przeskoczył mężczyznę (co wcale nie było proste – szerokie bary i piwny bambuch za wszelką cenę starały się mu to utrudnić) i wybiegł na korytarz, gorączkowo rozglądając się w poszukiwaniu wyjścia. Jest! Cóż to? Pociąg się zatrzymuje? Chwalmy Przedwiecznego! Oto szczęście na nowo rozkłada swoje karty przed Juliuszem.
Nie sposób niestety cieszyć się pomyślnością, gdy zza naszych pleców dociera rozjuszony warkot żądnego zemsty odyńca – tak wszakże wyglądał Mickiewicz, podniósłszy się ziemi.
- Łapać defraudanta! Myśli zbiec skubaniec, a dopiero co mnie pobił! – Na poparcie swoich słów wskazywał żywo na zakrwawioną twarz i wyraźnie uciekający na lewo nos.
Nikt jednak nie kwapił się do pomocy, z wyjątkiem (zdecydowanie zbyt żywotnej) staruszki, która poczęła grozić Słowackiemu laską, wyzywając go od szachrajów, przecher, a w przypływie szczególnego oburzenia nawet od mataczy (no ja przepraszam bardzo, ale sami państwo chyba widzieli, kto tu kogo próbował macać).
Na szczęście Juliusza drzwi pociągu rozsunęły się, a chłopak bez zbędnych ceregieli wypadł na stację i popędził do podziemnego zejścia, nie oglądając się za siebie.

YOU ARE READING
"Bileciki do kontroli..."
HumorPan A. Mickiewicz - konduktor z latami doświadczenia i nienaganną reputacją. Juliusz Słowacki - biedny student oszczędzający na chlebie, tlenie i biletach komunikacji międzymiastowej. Czy muszę mówić coś więcej?